Grupa około 30 zapaleńców z Politechniki Wrocławskiej od kilku lat pracuje nad pierwszym w naszym kraju całkowicie zautomatyzowanym autem, mogącym poruszać się bez ingerencji kierowcy. Ambicją zespołu jest jego pełne przystosowanie do poruszania się w ruchu miejskim.
Kilka lat temu dwóch studentów Politechniki wpadło na pomysł skonstruowania samosterującego się samochodu. Niczym z filmów science fiction. Do realizacji takiego przedsięwzięcia potrzeba jednak minimum kilkunastu osób.
Dlatego zdecydowali się nagłośnić inicjatywę m. in. za pośrednictwem mediów społecznościowych. I na pierwsze spotkanie przyszło około 60 osób. - Tak to się zaczęło – zdradza w rozmowie z InnPoland Zbigniew Żelazny, Prezes Koła Naukowego Pojazdów i Robotów Mobilnych Politechniki Wrocławskiej.
Brak pieniędzy pobudza kreatywność
Na początku projekt był finansowany wyłącznie z prywatnych pieniędzy studentów. To nauczyło ich kreatywności. Po raz pierwszy szczęście uśmiechnęło się do zespołu, gdy jeden z jego członków odbywał praktyki w zakładach Toyoty. Japońska marka udostępniła kołu jeden ze swoich modeli – Yaris. To na jego bazie, jedynie w czasie wolnym od zajęć na uczelni, studenci rozpoczęli budowę pojazdu.
W rezultacie w 2012 r. powstał „Jurek” – pierwsza wersja zautomatyzowanego samochodu. Uproszczona nazwa pochodzi oczywiście od Toyoty Yaris. Po zakończeniu pierwszej fazy prac pojazd był w stanie samodzielnie rozpoznać drogę oraz sterować silnikiem, kołami i hamulcami. I wtedy pojawili się pierwsi sponsorzy – płacący za usługi marketingowe. Takie jak np. umieszczenie logotypu na powierzchni „Jurka”.
Dziś samochodem można sterować zdalnie przy użyciu np. komputera, smartffonu lub pilota radiowego. Ale tylko po wyznaczonym torze. Na obecnym etapie prac pojazd nie byłby w stanie poruszać się w zmiennych warunkach drogowych. Takich jak występują np. w ruchu miejskim czy na autostradzie.
Gigantyczna kasa światowych koncernów na badania
Efekty prac studentów Politechniki Wrocławskiej wzbudzają zdumienie ich zagranicznych kolegów po fachu. Np. konstruktorów z Uniwersytetu Stanforda w Kalifornii. To właśnie tam powstają najlepsze samochody bezzałogowe, przystosowane do jazdy po drogach na terenie Stanów Zjednoczonych. Gdy podczas wizyty w Dolinie Krzemowej jeden z profesorów z Politechniki Wrocławskiej pochwalił się rezultatem pracy swoich podopiecznych – amerykańscy eksperci pukali się w czoło. Nie dowierzali, że przy tak ograniczonym budżecie można zaprojektować tak zaawansowany technicznie pojazd, jak „Jurek”. Szczególnie, że badaczy z Uniwersytetu Stanforda w pracach nad budową samochodów samosterujących wspiera Volkswagen.
Z kolei w Wielkiej Brytanii na rządowy program budowy tego typu aut przeznaczono 17 mln funtów. A informatyczny gigant Google, także pracujący nad stworzeniem samochodu bezzałogowego firmowanego własną marką – zużywa do prac badawczych gigantycznych zasobów mocy obliczeniowych. Jest to liczba działań, jakie może wykonać komputer w danym czasie. Jak można się domyślić - koncern z Mountain Viev ma ich pod dostatkiem.
Polakom wystarczy skromny 1 mln zł
Aby „Jurek” stał się w pełni zautomatyzowanym samochodem, potrzeba jeszcze trochę czasu. Do końca 2015 r. koło naukowe będzie pracowało nad wdrożeniem do systemu sterującego analizy obrazu z kamer. Następnie do połowy 2016 r. zespół planuje zaimplementować do pojazdu analizę danych pochodzących z radaru. Gdyby to się udało, wówczas rozpoczęłyby się zaawansowane testy nad zachowaniem auta w ruchu miejskim.
Aktualnie oprócz prywatnych sponsorów, projekt finansowo wspiera także Politechnika Wrocławska. Ponadto badania są realizowane w ramach doktoratów wielu członków zespołu. Tak więc nie jest już to tylko „praca po godzinach”.
Przy potencjale naszego zespołu jesteśmy w stanie do końca przyszłego roku ukończyć najważniejsze prace nad samochodem. Na ten cel potrzebujemy jeszcze około 1 mln zł. Jest to piętnastokrotnie mniej, niż za granicą.