Gdyby filmowy Ironman stanął na przeciwko amerykańskiego żołnierza przyszłości, wyposażonego w „płynny pancerz”, padłby trupem na miejscu. Bez strzelania. Od samego wrażenia. Filmowa rzeczywistość coraz częściej nie dogania technologicznych cudów, które powstają w zbrojeniowych laboratoriach.
Zbroja przyszłości
"Płynny pancerz" przypomina zwykłą kamizelkę wojskową z płyt kevlarowych, tyle że wypełnioną cudownym płynem, który zmienia swoje właściwości. W efekcie "zbroja" nie krępuje ruchów, jest lekka i poręczna. W chwili kiedy trafia w nią pocisk, kamizelka utwardza się w ułamki sekund niczym stalowa płyta. Po przyjęciu ciosu pancerz wraca do stanu pierwotnego, czyli płynnego.
Zbroja chroni tak samo przed kulami z karabinów, jak i przed wybuchami granatów czy uderzeniem noża. Mimo niesamowitej odporności, w pancerzu zaimplementowano też system wsparcia na chwilę... odwrotu. Gdyby żołnierz musiał nagle uciekać, specjalny szkielet z nadzwyczaj wytrzymałych materiałów wspomoże prace stawów rak i nóg. Dzięki temu wojak ma biegać równie szybko co Usain Bolt, a ciężar 90 kg nie będzie na nim robił wrażenia.
Tak właśnie działa system TALOS, nad którym pracuje armia amerykańska. Jest jeszcze kapryśny - oprócz szwankującej elektroniki dużym problemem dla inżynierów jest kwestia zasilania tego elektronicznego potwora. Jak na razie testy wykazały, że egzoszkielet działa niewiele ponad godzinę. Póżniej Ironman nie daje szans człowiekowi. A to tylko jeden z cudów techniki, jakie miałem przyjemność oglądać podczas wizyty w tajnych zakładach kilku firm na terenie USA.
Tajne przez poufne
Czwarte piętro budynku, w którym mieszczą się najtajniejsze laboratoria i projekty konstrukcyjne Boeinga. Z kieszeni muszę wyjąc wszystkie rzeczy - od chusteczek higienicznych po klucze. Wchodzę w drzwi które przypominają śluzę. Coś przez chwile warczy, coś cichutko mruczy. Całkiem jak w Star Treku. Domyślam się, że na swoich ekranach ochrona upewnia się, czy niczego niepożądanego z ich punktu widzenia nie próbuję wnieść do środka.
W środku nie ma okien, mała salka zbudowana na wzór auli wykładowych w uczelniach. Do tego komputery przy których kręcą się ludzie przygotowujący pokaz dla dziennikarzy. Jestem pierwszym i jedynym z branży, który trafił tu z Polski. – Gdyby były jakiś pytania szczegółowe, postaram się na nie odpowiedzieć. Jeśli nie, zrobią to nasi inżynierowie. Jeśli i oni nie zaspokoją twojej ciekawości, odpowiedzi poszukaj w internecie. Na chińskich stronach. Na pewno nam już ukradli – mówi z lekko wymuszonym uśmiechem Walter Steiner z Boeing Advanced Systems.
Kosmiczny samolot
To w tym budynku powstają plany między innymi supersonicznych samolotów, które bez problemów mogą się poruszać z prędkościami rzędu pięciu czy nawet siedmiu macha. Sącząc paskudna lurę z papierowego kubka, którą amerykanie nazywają kawą, oglądam na ekranie X-51A Waveridera.
To cudo techniki określa się mianem bezzałogowego samolotu. Dzięki silnikom strumieniowym maszyna rozpędziła się się do prędkości pięciu machów na wysokości 21350 metrów. Z szybkiej kalkulacji wychodzi mi, że z Nowego Yorku do Warszawy jest około 6,8 tys km. X-51 tę trasę przeleciałby w niewiele ponad godzinę. Warto jednak podkreślić, że najpierw maszynę trzeba wynieść w powietrze pod skrzydłem bombowca B-52. Dopiero na odpowiednim pułapie następuje bowiem odłączenie pocisku, który rozpoczyna samodzielną podróż.
Roboty zastąpią ludzi na polu walki?
Wszystkie te rzeczy nazywają się łącznie Bojowymi Systemami Przyszłości (Future Combat Systems). Program rozpoczął się w 1999 roku i ma zostać zakończony w 2040 r. System budują zbrojeniowe korporacje: Boeing, Lockheed Martin, Northrop Grumman, General Dynamics, BAE Systems, Raytheon, a pod względem naukowo-technicznym tworzą go: DARPA, Army Research Laboratory.
Firmy te mają świadomość, że ich technologie stanowią łakomy kąsek dla państw takich jak Chiny czy Rosja. Po chwili oglądania X-51 sam Steiner bierze mnie za ramię i podprowadza do olbrzymiego panoramicznego okna. – Widzisz te budynki, które powstają na przeciwko naszych okien? Pewnie to przypadek, ale Rosjanie właśnie tam budują swój nowy konsulat – wyjaśnia biznesmen.
Jak najmniej ludzi, jak najwięcej maszyn
Idea całego programu jest prosta: wycofać jak najwięcej wojska z bezpośredniego zagrożenia pola walki, a na ich miejsce wprowadzić maszyny. Niech kontrolują, oglądają z powietrza, latają nawet w małych pomieszczeniach niczym pszczółki i przekazują informacje do dowództwa. Te same dane dostaną natychmiast żołnierze szykujący się do szturmu, piloci śmigłowców i samolotów. Będą widzieć wszystko, co dzieje się w budynku czy tez zagrożonym atakiem terenie.
Potem do akcji wchodzą małe roboty na gąsienicach, które szukają min i pułapek zastawionych przez nieprzyjaciela. Mogą je same likwidować. W ramach programu ma powstać łącznie dziewięć całkowicie nowych pojazdów poruszających się po ziemi, w tym czołg, transporter, sanitarka, działa i moździerz. Żołnierzom pozostaje ewentualnie dokończyć dzieła zniszczenia z dużej odległości, czy jak kto woli, posprzątać.