
Polski wywiad nigdy nie był mocno od strony technologicznej. Zawsze brakowało pieniędzy. Dlatego szpiedzy czy tez wywiadowcy musieli sobie radzić na różne sposoby. W podręczniku dla amerykańskich agentów CIA jest rozdział, w którym mówi się o wymyślonej przez polaków unikalnej technice śledzenia.
Obserwowanego nie można było śledzić w budynku, w windzie czy na korytarzu, bo od razu wzbudziłoby to niepokój. Szczególnie jeśli wizyta następowała przed południem, gdy większość mieszkańców bloku była w pracy. Jak zatem trafić na odpowiednie piętro i drzwi mieszkania w których zniknął figurant, nie dysponując elektronicznymi cudami?
To nasi agenci byli też prekursorami w zatrudnianiu kobiet do pracy w luksusowych hotelach. Opiekowało się nimi specjalne Biuro „B”, departament IX. Zajmowało się ono inwigilacją, ustalaniem personaliów i adresów osób, z którymi kontaktował się figurant oraz ustaleniem dogodnych warunków dla aresztowania.
W Biurze B, które zajmowało się obserwacją, była sekcja prowadząca wszystkie prostytutki w hotelach orbisowskich. Każda z nich była "na kontakcie". Jeżeli jakaś dziewczyna chciała funkcjonować w hotelu orbisowskim, musiała współpracować. Jeżeli nie współpracowała, to nikt jej do hotelu nie wpuścił. Inne hotele, te nieorbisowskie, obstawiała milicja. Nie było więc tam dziewczyn "niezrzeszonych". Przy czym te, które pracowały w hotelach orbisowskich, to był absolutny top. W zależności od potrzeb szło się do tej sekcji w Biurze B. Tam pracowały same kobiety, mężczyźni tych prostytutek nie prowadzili. I były negocjacje. Znając preferencje i upodobania naszego celu, mówiliśmy, kogo potrzebujemy, dowiadywaliśmy się, jakie dziewczyny są na kontakcie.
