
Nazwa perowskit nic wam nie powie. Ale wyobraźcie sobie sprytną przeźroczystą folie, która po naklejeniu na telefon będzie ładowała urządzenie. Co tam telefon - gdyby warszawski Marriott niepostrzeżenie okleić folią, wieżowiec zyskałby też funkcję elektrowni słonecznej.
Patent na perowskit na nowo odkryła Olga Malinkiewicz, pracownik naukowy Uniwersytetu w Walencji - opracowała tam „perowskitowy tusz”, który laboratoryjna drukarka do materiałów organicznych może nanosić na folię. Dzięki temu mogą powstać cienkie i przeźroczyste folie, którymi można okleić cokolwiek : dachówki, okna, elewacje, dach samochodu, laptop i uzyskuje się powierzchnię produkującą energię. Malinkiewicz uzyskała już kilka patentów chroniących technologię. Myślała nad założeniem firmy, ale nie wiedziała jak się do tego zabrać.
To czego nie chcieliśmy to zaprzedać pomysł jednemu graczowi, który zglobalizuje produkt. Chcemy sprzedawać na licencję na perowskit każdemu kto wymyśli sobie dla niego zastosowanie. To może być producent okien czy dachówek, albo samochodów. Inspiracje nie mają końca.
Krych i Kupczunas szacują, że prace nad technologią pochłoną ok. 10 mln euro. Teoretycznie, przy biznesie, który potencjalnie może zawojować świat, zdobycie takich środków powinno być łatwe. A jednak, są problemy. – Polscy przedsiębiorcy, szczególnie ci dysponujący większymi pieniędzmi boją się ryzyka – podsumowuje toczące się rozmowy Krych. Podkreśla, że nie chce narzekać, bo inwestor na pewno się znajdzie. Na razie stać ich na dalsze badania. Finansują je z własnych oszczędności. „Poszło kilkaset tysięcy" – ogólnikowo podsumowują przedstawiciele Saule Technologies.
Jesteśmy zdeterminowani aby jak najszybciej wypuścić produkt na rynek. Mogłyby to być folie dla telefony czy do małej fotowoltaiki. Zajmiemy rynek, by później niczym Apple podgrzewać nastroje kolejnymi udoskonaleniami.
Na koniec nie mogło zabraknąć wątku o tym jak trudno wystartować w Polsce nawet mając w rękach potencjalny globalny hit. Polacy nie kupili drukarki do druku materiałem organicznym, bo kosztuje pół miliona euro, a pożyczyli sprzęt. To oczywiście straszna tajemnica, bo… ów sympatyk projektu naraziłby się na gniew środowiska nieprzychylnego wynalazkowi.
