Są drogie w zakupie, mało wydajne podczas eksploatacji i najwyraźniej nie podbiły serc Polaków. Ich sprzedaż jeszcze nigdy nie przekroczyła 100 stuk rocznie. Jeśli już kupujemy auto elektryczne, to najczęściej wybieramy niemieckie BMW.
Nie mamy nawet 100
Ich zalety miały zmienić podejście do motoryzacji. Nie zmieniły. Miały być technologicznymi innowacyjnymi cudeńkami i są. Mimo to Polacy nie dają się skusić zaletom samochodów bez rur wydechowych. W 2013 roku sprzedano 28 aut elektrycznych, w 2014 zarejestrowano ich nieco ponad 90.
– Wszystko dlatego, że te samochody są piekielnie drogie, a zarazem absolutnie niefunkcjonalne. Do wszystkiego się nadają, ale nie do jazdy – mówi przekornie w rozmowie z INNpoland Jacek Balkan, dziennikarz motoryzacyjny radia Tok FM.
Lubimy klasyki
Co ciekawe, Polacy są motoryzacyjnymi tradycjonalistami. Lubimy niemieckie samochody, nawet te elektryczne. Najlepiej sprzedającym się pojazdem tego typu w naszym kraju jest BMWi3. Mimo tego, że jego cena jest niemała - blisko 145 tys zł. w wersji podstawowej. Do tego opcjonalna ładowarka pokładowa za 4, 3 tys złotych i można ruszać w drogę. – Elektrycznym samochodem nie jedzie się w żadną drogę! Najwyżej do sklepu po bułki – wścieka się Balkan.
Średni zasięg samochodów napędzanych elektrycznie to około 150-180 km. Tak przynajmniej podają producenci. – Wystarczy, że pada i zasięg spada o 20 km, bo muszę włączyć wycieraczki. Jeśli depnę mocniej w pedał czyli jadę dynamiczniej, znowu prądu ubywa w zastraszającym tempie. Nie daj Boże jeśli temperatura spada poniżej zera, wówczas zasięg spada o połowę – dodaje dziennikarz.
Tuż za BMW lokują się pod względem sprzedaży Nissan Leaf, Renault Zoe, Tesla Model S i Citroen C-Zero – podaje serwis samochodyelektryczne.org. Warto zauważyć, że auta te pod względem wyposażenia mieszczą się w kategorii premium.
Właściciele tej klasy pojazdów nie liczą się zazwyczaj z każda złotówką. A powinni, bo jak wyliczyła brytyjska firma Glass, która zajmuje się prognozowaniem utraty wartości samochodów na rynku wtórnym, już w pięć lat po zakupie ceny większości aut wyposażonych w napęd elektryczny osiągną pułap 10 proc. wartości bazowej. I nie ma co zacierać rąk szykując się do zakupu takiego właśnie pojazdu z drugiej ręki. Podobnie jak w przypadku laptopów czy telefonów trzeba tu mieć na uwadze żywotność baterii - a ta niestety nie jest długa.
Wiecznie trzeba szukać wtyczki z prądem żeby je podładować, a trwa to lata świetlne. Pół dnia kręcę się wokół takiego auta z jakimiś kablami, cały wybrudzony i usmarowany. Potem klnę, bo kabel nie sięga wtyczki. I co w sytuacji w której zabraknie prądu podczas podróży z Warszawy do Krakowa? Nie naleję przecież prądu do kanistra.