Seth Robertson i Viet Tran rozpalają na patelni duży płomień ognia, a następnie jeden z nich zbliża się do miejsca pożaru wyposażony w niepozorny generator. Gdy znajduje się już w bliskiej odległości od płonącego naczynia, ze stoickim spokojem uruchamia trzymane w ręku urządzenie, które przy użyciu dźwięku w ciągu kilku sekund błyskawicznie… gasi ogień. Wszystko dzieje się tak szybko, że aż wydaje się niewiarygodne.
„Dyskotekowe” urządzenie gasi pożary
To jednak prawda. Robertson i Tran po roku eksperymentowania metodą prób i błędów, stworzyli przenośny generator dźwięku (basu), który jest w stanie gasić pożary w różnych sytuacjach. Urządzenie jest wyposażone we wzmacniacz, źródło zasilania oraz charakterystyczną tubę. To właśnie z niej wydobywają się fale dźwiękowe, które nie dają ogniu żadnych szans.
Dwójka studentów w swój projekt zainwestowała 600 dolarów z własnej kieszeni. Chcieli stworzyć generator dźwięku, który będzie gasił pożary przede wszystkim w kuchni. W listopadzie udało im się uzyskać tymczasowy patent, dzięki czemu zyskali rok czasu. W jego trakcie zamierzają pracować nad udoskonaleniem swojego pomysłu.
Generator ma zastąpić gaśnice
Robertson i Tran będą testować, czy generator będzie skuteczną bronią w gaszeniu pożarów, które wybuchają zarówno w przestrzeniach zamkniętych (np. budynki), jak i dużych obszarach zewnętrznych (np. lasy). Studenci sprawdzą także, jak urządzenie radzi sobie z gaszeniem płonących elementów wykonanych z drewna, papieru czy metalu.
Działanie generatora polega na prostym założeniu, że tlen jest głównym „paliwem ognia”. Z kolei fale dźwiękowe o odpowiedniej częstotliwości są w stanie wyprzeć tlen z powietrza. W konsekwencji po nakierowaniu przyrządu na płomień ognia zostaje on ugaszony, gdyż ciśnienie dźwięku oddziela od niego tlen.