Do tej pory praca pod wodą płetwonurków była utrudniona. Co prawda mogli się ze sobą porozumiewać, ale konieczne do tego były specjalne urządzenia, maski i najzwyklejsze kable – które krępowały ruchy podwodnych robotników. Nie było to ani wygodne, ani tanie. Naukowcy z PAN rozwiązali ten problem dzięki obserwacjom delfinów. Zbudowali rewolucyjne urządzenie do rozmów pod wodą.
O tym środowisku mówi się "Milczący świat". Do tej pory porozumiewanie się płetwonurków pod wodą było trudne. Ograniczało się do znaków dawanych ręką, światłem czy za pomocą liny. Teraz może się to zmienić, wszystko dzięki wynalazkowi polskich naukowców. Do tej pory żeby ze sobą porozmawiać płetwonurkowie i nurkowie musieli ciągnąć za sobą metry różnego rodzaju kabli, zakładać specjalne maski lub korzystać z drogiej techniki transmisji dźwięków.
Zestaw elektroniczny istnieje co prawda od dawna. Składa się ze specjalnej maski do nurkowania obejmującej całą twarz z wbudowanym mikrofonem i głośnikiem, urządzenia komunikacyjnego, które umieszcza się w dmuchanej boi unoszącej się na powierzchni wody i połączonej kablem (w zestawie 40 metrów) z nadajnikiem, który przez Bluetooth komunikuje się z telefonem. Do urządzenia można podłączyć każdy telefon, który wyposażony jest w funkcję Bluetooth. Taki gadżet kosztuje około 1800 dolarów. Jest jednak zawodny, jak każde elektroniczne urządzenie, a jego czas pracy zależy od wytrzymałości baterii.
To nie telefon
Ten Polski jest całkiem inny. Właściwie trudno powiedzieć, że jest to telefon. Może służyć też do zwykłej podwodnej pogaduchy dla znudzonych miłośników nurkowania bez żadnych gadżetów i urządzeń. Wystarczy po prostu mówić do małego aparaciku, oczywiście pod warunkiem, że nie ma się w ustach ustnika od butli tlenowych. Podwodny partner lub partnerzy nie potrzebują do odbioru słów, żadnych cudów techniki. Wystarczy, że słuchają, bowiem dźwięk rozchodzi się po prostu w wodzie do 20 metrów.
Urządzenie a raczej jego demonstrator który jest gotów, powstało w Instytucie Podstawowych Problemów Techniki PAN w Warszawie. Do jego powstania przyczyniły się delfiny i foki. Ponad dwa lata badacze cierpliwie pokonywali trasę Warszawa – Hel, żeby obserwować, godzinami budować urządzenia do testów, badać ssaki, zastanawiać się jakim cudem rozmawiają one między sobą pod wodą. Wszystko odbywało się niczym w książce o Doktorze Dolittle. – I w końcu wpadliśmy na to jak się to wszystko odbywa – mówi dr Łukasz Nowak z PAN.
Rozmowne delfiny
Przełomowym momentem była chwila, w której naukowcy zorientowali się, że delfiny, które są nadzwyczaj rozmowne, nie gadają ze sobą dźwiękami , które rozchodzą się w falach powietrza, ale za pomocą drgań ciała. Co ciekawe, delfiny można było wyćwiczyć do tego stopnia, że niemal na polecenie naukowców rozmawiały miedzy sobą, ułatwiając im pracę. Delfiny porozumiewają się dzięki echosondzie. Mają w swoich głowach narząd, który generuje wysokie częstotliwości, które odbijają się od innych osobników. Delfin może w ten sposób zakomunikować wiele rzeczy. Taka echolokacja, pozwala także na rozpoznawanie otoczenia i do znajdowania ławic ryb.
Dla naukowców najważniejsze było uświadomienie sobie, że fale akustyczne wytwarzane przez delfiny rozchodzą się w ich organizmach, ulegają odbiciom od specjalnie ukształtowanych komór powietrznych wewnątrz głowy, przechodzą przez szereg tkanek o różnych właściwościach, dobranych w taki sposób, że umożliwiają one płynne przenikanie wytworzonych sygnałów do otaczającej wody.
Kwestia gęstości
Kwestia porozumiewania się ludzi pod wodą gnębiła naukowców od lat. Problemem od „zawsze” była kwestia przenoszenia dźwięku z powietrza do wody. To ośrodki o zupełnie innej gęstości i dlatego dźwięki nie przenoszą się.
Prace nad demonstratorem prowadzone były w ramach zakończonego w grudniu programu INTER Fundacji na rzecz Nauki Polskiej.