
Po pięciu dniach ludzkie ciało zaczyna pachnieć jak popsuty ser. Najpierw do zwłok dobierają się larwy muchówki, później chrząszcze skórniki. Wszystkie przybywają na ciało w ściśle ustalonej kolejności, wabione przez określone substancje wydzielane przez rozkładające się zwłoki. Na podstawie śladów jakie zostawiają, polscy entomolodzy określają datę zgonu - z dokładnością do dwóch godzin.
– Generalnie, owe „trupie owady” zasiedlające zwłoki od chwili ich pochowania lub porzucenia, można podzielić na cztery elementarne grupy: nekrofagi (poszukujące w nieboszczyku źródła pożywienia); drapieżcy i pasożyty gatunków nekrofagicznych; wybrane chrząszcze, mrówki, osy oraz wszystkie gatunki przypadkowe, które znalazły się akurat w tym miejscu i czasie w pobliżu zwłok – pisze dr. Włodzimierz Nikitenko na stronie należącej do uczelnii Olsztyńskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Entomologicznego.
Związki chemiczne, wydzielane po śmierci, przyciągają robaki w określonej kolejności. Najpierw do zwłok dobierają się larwy muchówki, później chrząszcze skórniki. Inne owady przychodzą do ciała po 18 dniach, a jeszcze inne po 35. Entomolodzy dzięki temu potrafią określić datę śmierci z dokładnością do dwóch godzin. To nadzwyczaj ważne dla policjantów prowadzących śledztwo, którzy mogą ustalić na tej podstawie czy podejrzany o dokonanie morderstwa ma alibi.
I chociaż taki rodzaj pracy bardzo przydaje się policji, to niestety w naszym kraju zajmuje się tym niewiele osób. Zwraca na to uwagę dr Nikitenko w swoim wpisie.
W Polsce występuje jak dotąd znikoma ilość biegłych do orzecznictwa tego typu spraw. Nie mówiąc już chociażby o dość powszechnych w państwach zachodnich specjalistycznych ośrodkach w postaci chociażby tzw. farm śmierci (ang. boody farms), o których u nas jedynie tylko słyszymy, a dzięki którym polskie badania i doświadczenia na tej płaszczyźnie, mogłyby znacznie posunąć się do przodu i przywrócić polskim uczonym zasłużone miejsce wśród innych specjalistów europejskich na arenie międzynarodowego zaistnienia.
Ojcem założycielem farmy jest wieloletni konsultant policyjny antropolog dr William M. Bassa, będący wówczas jednocześnie pracownikiem uczelni. – Nie wiedziałem np. nic o robakach żerujących na ciele i pomyślałem, że jeśli będę rozmawiać z policją, jak długo ktoś nie żyje, lepiej wiedzieć coś o tym. Więc jesienią 1971 roku poszedłem do dziekana i powiedziałem, że potrzebowałbym ziemi, na której mogę poukładać zwłoki. To były początki Body Farm – mówił w jednym z wywiadów dr. Bass.
Napisz do autora: dariusz.rembelski@innpoland.pl
