Będą szybsze i bardziej precyzyjne od swoich amerykańskich i rosyjskich odpowiedników. Mogą zwalczać nawet małe cele, takie jak bezzałogowce. Polskie przenośne rakiety przeciwlotnicze Piorun powstają w ZM Mesko i za dwa lata powinny wejść na wyposażenie wojska.
To właśnie w Mesko inżynierowie pracują nad następcą słynnego już zestawu Grom, który pokazał swoją skuteczność w Gruzji. Podczas wojny w 2008 roku z 12 wystrzelonych pocisków aż dziewięć trafiło w rosyjskie samoloty i śmigłowce.
Szybszy i lepszy
Następca Gromu jest jeszcze bardziej precyzyjny dzięki wyposażeniu go podwójny celownik termalny. Umożliwia to miedzy innymi zestrzeliwanie np. bezzałogowców czy tez innych obiektów o małych rozmiarach. Piorun ma też większy od swojego poprzednika zasięg wykrywania celów i ich niszczenia.
Rakieta dostanie też lepszą głowicę samonaprowadzającą, silnik marszowy, blok sterów rakiety i naziemny układ zasilania. Nowy jest też zestaw naprowadzania na cel, dzięki zastosowaniu specjalnej polskiej fotodiody o wysokiej czułości. Następca Gromu jest tez bardziej odporny na wszelkiego rodzaju zakłócenia, którymi lecącą rakietę może próbować zmylić przeciwnik.
Lepszy od stingera
– Niektóre parametry wskazują, że zbudujemy przeciwlotniczy oręż, lepszy od amerykańskich, najnowszych modyfikacji Stingerów i rosyjskich, przenośnych zestawów Igła – S – twierdzi w rozmowie z INNpoland Andrzej Kiński, redaktor naczelny branżowego pisma „Nowa Technika Wojskowa”.
Pioruny mają stanowić podstawowy środek ogniowy pododdziałów przeciwlotniczych. Przeszły już testy na poligonach i prawdopodobnie pod koniec roku, producent będzie w stanie przyjąć od wojska zamówienia. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, a nic nie wskazuje na opóźnienia, to pierwsze Pioruny trafią w ręce żołnierzy za dwa lata. Armia chce kupić 486 zestawów.
Grom kradziony
Prace nad nowym przeciwlotniczym zestawem rakietowy rozpoczęto pięć lat temu. Mesko dostało na ten cel 100 mln zł od armii. Jak już zostało wspomniane, Piorun zastąpi używany do teraz Grom, także opracowany przez polskich inżynierów.
Ten na wyposażenie wszedł jeszcze w 1995 roku. Przez pewien czas jednak nasz przemysł nie chwalił się tym produktem. Chodziło oczywiście o tajemnicę wojskową, ale również o fakt, że cześć rozwiązań została, nazwijmy to, „zapożyczona” od konstruktorów z za naszej wschodniej granicy. Dopiero po paru latach rakieta otrzymała polskie rozwiązania technologiczne. Rakiety Grom sprzedaliśmy do Gruzji i Indonezji.