Większość uczelni to zwykłe fabryki bezrobotnych. Polska gospodarka na niewłaściwym kształceniu straciła przez rok 12 mld zł.
Większość uczelni to zwykłe fabryki bezrobotnych. Polska gospodarka na niewłaściwym kształceniu straciła przez rok 12 mld zł. Fot. Jarosław Kubalski / Agencja Gazeta

Przez ostatnie 25 lat liczba studentów w Polsce wzrosła 4-krotnie. Dziś niemal co drugi młody człowiek w naszym kraju posiada wyższe wykształcenie. Niestety, ilość nie idzie w parze z jakością - absolwenci zasilają armię bezrobotnych, pracują poniżej swoich kwalifikacji lub emigrują. Tylko w ostatnim roku niedopasowanie struktury magistrów do potrzeb rynku pracy oznaczało bezpośrednią stratę dla gospodarki w wysokości 12 mld zł. Główną przyczyną tej degrengolady jest niewłaściwy sposób finansowania uczelni w Polsce – wynika z raportu „Polskie szkolnictwo wyższe a potrzeby rynku pracy” przygotowanego przez Fundację im. Lesława A. Pagi.

REKLAMA
W roku akademickim 2013/2014 w Polsce kształciło się ponad 1,5 mln studentów, co odpowiada 49,2 proc. ogółu osób w przedziale wiekowym 19-24 lata. To 4-krotnie więcej niż w 1990 r. Oznacza to, że wśród krajów rozwiniętych w 2012 r. Polska znajdowała się na czwartym miejscu pod względem odsetka młodych osób kształcących się na uczelniach wyższych. Pod tym względem wyprzedziły nas jedynie Islandia, Nowa Zelandia oraz Wielka Brytania. Jednak ten rezultat nie ma przełożenia na jakość kształcenia.
Wykształcenie jednego studenta kosztuje 50 tys. zł
W okresie od 2004 r. do 2013 r. - roczne wydatki polskich uczelni na działalność dydaktyczną wzrosły o 57 proc., z 11,1 do 17,5 mld zł. W przeliczeniu na jednego studenta wzrosły dwukrotnie – z 5,8 do 11,3 tys. zł na osobę. Zakładając średni czas studiów na poziomie 5 lat, przeciętny koszt wykształcenia jednego absolwenta stanowi obecnie inwestycję rzędu 50 tys. zł.
Z kolei w 2013 r. stopa bezrobocia wśród osób z wyższym wykształceniem w wieku 25-29 lat w Polsce (10,5 proc.) odpowiadała średniej dla całej UE (10,7 proc.). Jednak pomimo masowości kształcenia, sytuacja młodych absolwentów szkół wyższych na rynku pracy jest nadal zdecydowanie lepsza niż rówieśników bez wyższego wykształcenia. Ale w ciągu kilku ostatnich lat drastycznie wzrasta wskaźnik bezrobotnych magistrów.
Bezrobocie wśród absolwentów wzrosło o 72 proc.
Wzrost ten objawia się przyrostem liczby bezrobotnych średnio o około 6 proc. rocznie w latach 2004-2013. Oznacza to, że liczba bezrobotnych z wyższym wykształceniem wzrosła w tym czasie o 72 proc. – z 150 tys. do 259 tys. osób. Tymczasem w tym samym okresie liczba bezrobotnych ogółem spadła o 28 proc. – z 3 mln do 2.1 mln osób.
Tym samym w ciągu 10 lat udział absolwentów z wykształceniem wyższym, wśród zarejestrowanych bezrobotnych ogółem, wzrósł z 5 do 12 proc. Z raportu wynika, że strata z powodu wydatków przeznaczonych na wykształcenie bezrobotnych magistrów wyniosła w 2013 r. 2,9 mld zł – blisko 2-krotnie więcej niż w 2004 r.
Raport „Polskie szkolnictwo wyższe a potrzeby rynku pracy” autorstwa Fundacji im. Lesława A. Pagi

W 2012 r. uczelnie w Polsce ukończyło 485 tys. osób (w tym 211 tys. absolwentów studiów magisterskich). Największy odsetek stanowili absolwenci kierunków ekonomicznych i administracyjnych (24,8 proc.), pedagogicznych (14,5 proc.) oraz społecznych (11,8 proc.). Łącznie stanowią oni ponad połowę osób opuszczających mury uczelni. Nożyce strukturalnego niedopasowania absolwentów uczelni wyższych do potrzeb rynku pracy się rozwierają. Rośnie bezrobocie także wśród osób wykształconych; wielu z nich wyjeżdża z kraju. Tymczasem potrzebujemy pilnie np. 50 tys. informatyków – obecnie o każdego z nich zabiega średnio 12 pracodawców. 36 Podobnie sytuacja wygląda w przypadku lekarzy.

Alternatywą emigracja…
Absolwenci zmuszeni sytuacją na rynku pracy i długotrwałymi problemami ze znalezieniem zatrudnienia, zaczynają poszukiwać alternatywnych rozwiązań. W ostatnich latach można dostrzec, że coraz więcej wykształconych osób wybiera życie za granicą. Przede wszystkim z powodu trudności ze znalezieniem pracy lub z uwagi na poziom wynagrodzeń. Niestety, w tym przypadku Polska traci nie tylko obywateli, ale również ponosi straty finansowe.
Z raportu wynika, że straty z tytułu poniesionych wydatków na wykształcenie emigrujących absolwentów w 2013 r. wyniosły 0,8 mld zł. Jest to 3-krotnie więcej niż w 2004 r. W latach 2004-2013 strata z tego powodu rosła średnio o około 12 proc. rocznie. Co więcej, ten wskaźnik pomija wartość dodaną do PKB, która powstałaby w przypadku, gdyby ci absolwenci wykonywali pracę w Polsce.
…Albo praca poniżej kwalifikacji
Wielu magistrów decyduje się też podjąć pracę poniżej swoich kwalifikacji, ale w kraju. Z badań przeprowadzonych w ramach kampanii „Aktywni+ Młodzi Polacy na rynku pracy” wynika, że aż 20 proc. absolwentów dyplom uczelni wyższej nie przyniósł żadnej korzyści na rynku pracy. Kolejne 30 proc. respondentów wypowiada się w podobnym tonie, lecz mniej zdecydowanie (odpowiedź „raczej nie”). Z wyliczeń Fundacji Lesława A. Pagi wynika, że strata z powodu wydatków poniesionych na wykształcenie osób pracujących poniżej kwalifikacji w 2013 r. wyniosła 8,7 mld zł. Jest to 2-krotnie więcej niż w 2004 r.
12 mld zł na naukę wyrzucone w błoto
Łącznie strata z powodu wydatków przeznaczonych na kształcenie absolwentów, którzy następnie pozostają bezrobotni, emigrują za granicę lub pracują poniżej kwalifikacji – w 2013 r. wyniosła 12 mld zł. Jest to ponad 2-krotnie więcej niż w 2004 r. Tymczasem, jak wynika z danych przedstawionych przez resort nauki, wydatki publiczne na szkolnictwo wyższe w 2015 roku sięgną 14 mld zł, co będzie stanowiło 0,75 proc. ogółu PKB.
Jednak jak wskazują autorzy raportu, problemem nie jest wielkość środków przeznaczonych na finansowanie uczelni, ale ich fatalny podział. Otóż w Polsce podstawowym źródłem finansowania działalności dydaktycznej publicznych szkół wyższych jest tzw. dotacja podstawowa, zwana stacjonarną. Stanowi niemal 99 proc. całego wsparcia i w 2013 r. budżet przeznaczył na ten cel 8,14 mld zł. Oprócz tego do uczelni trafiło 1,5 mld zł w formie dotacji na pomoc materialną dla studentów i doktorantów, 300 mln zł na inwestycje oraz około 200-300 mln zł na tzw. działania projakościowe. Jednakże kryteria przyznawania dofinansowanie niemal zupełnie nie zmieniły się od czasów transformacji ustrojowej.
SGH dostanie takie samo dofinansowanie co uczelnia w „Koziej Wólce”
Autorzy raportu wskazują, że niemal 2/3 dotacji podstawowej, jaką uczelnia otrzymuje danego roku z budżetu państwa, zależy od tzw. stałej przeniesienia. Jest to kwota, która szkoła wyższa otrzymała w zeszłym roku. Oznacza to, że tak duża część dofinansowania nie zależy od jakichkolwiek przesłanek merytorycznych. Ponadto duża część wsparcia przeznaczana jest na utrzymanie kosztochłonnych kierunków humanistycznych (m. in. prawa), które wypuszczają na rynek pracy nadmierną ilość absolwentów.
W konsekwencji dochodzi do tak absurdalnych sytuacji, kiedy uczelnia o niższej jakości dydaktyki w mniejszym mieście, gdzie koszty utrzymania są relatywnie niskie, otrzyma takie samo dofinansowanie na jednego studenta, jak… np. Szkoła Główna Handlowa w Warszawie, która jest najlepszą uczelnią ekonomiczną w Polsce. Oznacza to, że cała konstrukcja algorytmu pogarsza sytuację finansową szkół wyższych, które rozwijają swoją działalność.
Dodatkowo zasady finansowania uczelni wręcz je zachęcają do uruchamiania tańszych w prowadzeniu kierunków humanistyczno-społecznych. Co więcej, konkurujące z nimi szkoły prywatne robią podobnie, aby przetrwać.
Niestety najbardziej cierpią na tym absolwenci, którzy otrzymują bezwartościowe dyplomy i zasilają armie bezrobotnych. Z raportu „Bilans Kapitału Ludzkiego” wynika, że średnio 10,3 proc. absolwentów „kierunków masowych” pozostaje bez pracy. Z kolei wśród absolwentów tzw. kierunków strategicznych, np. informatyka, matematyka ten wskaźnik wynosi 6,7 proc.