Na całym świecie są ponad dwa miliardy chrześcijan. To ogromna grupa docelowa, którą rzadko do tej pory wykorzystywali przedsiębiorcy. Coraz więcej osób łączy jednak nowe technologie, biznes i religię. Sposobów na to, jak zarobić na wierze, wymyślono już co najmniej kilka.
W Nowym Jorku organizowane są nawet spotkania „Faith+Tech”, na których start-upowcy dyskutują o swoich pomysłach na aplikacje i serwisy społecznościowe związane z wiarą. W Krakowie przy Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II ruszył właśnie nowy oddział Akademickich Inkubatorów Przedsiębiorczości.
Aleksandrowicz mówił też, że środowisko kościelne nie było do tej pory mocno „wykorzystane” przez start-upy. Jednak ostatnie lata pokazują, że trend się zmienia. Papież Franciszek ogłosił niedawno powstanie organizacji non-profit Scholas.Labs, której głównym celem jest wybieranie i wspieranie technologicznych projektów edukacyjnych.
Na stronie AngelList, skierowanej do start-upów i inwestorów, pod hasłem „religia” znaleźć można 89 firm. Chrześcijanie mają nawet swoje serwisy randkowe czy... aplikacje motywacyjne.
Ulica Wiary
Największym sukcesem wśród religijnych start-upów cieszy się chyba platforma FaithStreet, która zrzesza ponad 16 tysięcy kościołów na terenie Ameryki Północnej. Kościoły, kongregacje i społeczności religijne tworzą na FaithStreet swój profil z podstawowymi danymi i oznaczeniem na mapie. W ten sposób łatwiej przyciągać im nowych wiernych, a podobno taki cel przyświecał trzem, dwudziestokilkuletnim wtedy, założycielom. Platforma ruszyła we wrześniu 2011 roku.
– Odrzucamy pomysł recenzowania kościołów. Kościół bardziej przypomina rodzinę niż restaurację czy mechanika – powiedział Sean Coughlin, jeden z założycieli FaithStreet w rozmowie z "Christianity Today".
Jak zarabiają osoby odpowiedzialne za FaithStreet? Pobierają drobny procent z datków wiernych. Kościoły zrzeszone wewnątrz platformy zachęcają wiernych do wpłacania datków online, właśnie przez platformę. FaithStreet pobiera wtedy drobną część transakcji. Platforma ma oczywiście również mobilną wersję.
Modlitwa w drodze
Polacy od lat zajmują się nowymi technologiami w służbie wiary. W 2010 roku polscy Jezuici otworzyli portal „Modlitwa w drodze”, który oferuje 10-minutowe rozważania na temat ewangelii przygotowane przez Jezuitów, a czytane przez znanych lektorów. Posłuchać możesz między innymi Małgorzaty Kożuchowskiej, Wojciecha Malajkata czy Krzysztofa Globisza.
Jezuici z kolei w tym roku otrzymali nagrodę Mobile Trend Awards za wersję mobilną „Modlitwy w drodze”, która pojawiła się w sklepach w 2014 roku. Oprócz modlitw znaleźć można w niej wirtualny różaniec, rachunek sumienia czy też Ekstremalną Drogę Krzyżową. Aplikacja jest przy tym darmowa, a zakonnicy nie otrzymują z niej oficjalnie profitów.
Minimalistyczny różaniec
Na swojej aplikacji zarabiają za to Maciek Sobczak i Jakub Niewczas, autorzy „Pure Rosary”, czyli minimalistycznie zaprojektowanej aplikacji-różańca. – Podszedłem do tego raczej pod kątem biznesowym – mówi w rozmowie Sobczak, który nie chce odpowiadać na pytanie o to, czy jest wierzący.
– Jestem projektantem i od lat słyszałem, że jeśli ludzie z mojej branży tak dobrze wiedzą jak ma wyglądać produkt, to może sam również zarządzałbym całą produkcją” – mówi Sobczak i stwierdza, że pomysł zrobienia akurat różańca pojawił się na samym końcu.
Cyfrowy różaniec Maćka Sobczaka i Jakuba Niewczasa jest hitem w Stanach Zjednoczonych i na Filipinach. Według projektanta, za sukces odpowiada właśnie minimalistyczny design.
– Pojawiały się nawet pytania o wersję na iPada, ale niweluje to konieczny element intymności – mówi Sobczak. Dzięki wibracjom, Pure Rosary można obsługiwać nawet w kieszeni, nie patrząc na różaniec. Z czasem chcą przenieść aplikację na Apple Watch.
Kościół a technologie
– Niestety, ale myślenie komercyjne i konsumenckie wkracza obecnie do każdej dziedziny życia – mówi Jarosław Makowski, filozof, teolog i publicysta. – Nie wyobrażam sobie jednak, że religia i instytucje kościelne nie będą wykorzystywać nowych technologii: od mediów społecznościowych chociażby po telewizję – dodaje. Jak podkreśla, Kościół powinien korzystać z technologii, jeśli chce utrzymać swoją pozycję na świecie.
Makowski stwierdza, że skoro jest popyt na pewne rozwiązanie, to musi pojawić się podaż. – To czy aplikację przygotuje ktoś z kościoła, czy osoba niewierząca nie ma wielkiego znaczenia. Niewierzący może przygotować równie świetny produkt. Do pomocy może przecież zatrudnić teologów. To biznes jak każdy inny – przypomina Makowski.
Reklama.
Jacek Aleksandrowicz, prezes Akademickich Inkubatorów Przedsiębiorczości
Po pierwsze liczymy na dywersyfikację. Nie chcemy udzielać się jedynie na innowacyjnych wydziałach, tych typowo inżynieryjnych. Szukamy nowych środowisk i chcemy, by społeczeństwo start-upów było bardziej różnorodne.Czytaj więcej
Maciej Sobczak
Rozmawiałem któregoś razu z kolegą, który wpadł na pomysł zaprojektowania minimalistycznych dewocjonaliów. Miał jednak na myśli prawdziwe obiekty. Ja stworzyłem aplikację w tym stylu.