Jest późna noc, ale w jednej z sal warszawskiego inkubatora biznesu słychać nerwowy stukot klawiszy. Na biurkach stoją pudełka po pizzach, a członkowie kilkuosobowych zespołów co chwilę klną szpetnie, gdy linijki ich kodu nie funkcjonują tak jak powinny. Brzmi jak kolejny dzień z pracy wielkiej korporacji? To jednak „hackathończycy”, czyli programiści, którzy biorą udział w konkursie na najlepszy program stworzony w ekspresowym tempie.
– Hackathon to, w uproszczeniu mówiąc, konkurs polegający na napisaniu jakiegoś programu na pewien ustalony wcześniej temat – mówi doktor inż. Bogdan Pankiewicz z Wydziału Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki na Politechnice Gdańskiej, który współorganizował na uczelni hackathon Intela.
Uczelnie i korporacje
Uczestnicy gromadzą się w jednym miejscu i przez kilkadziesiąt godzin mają za zadanie stworzyć program. Zazwyczaj hackathon trwa dwa dni. Dwa dni i jedną noc, bo uczestnicy kodują również po zmroku. – W przypadku hackathonu na Politechnice Gdańskiej w nocy nie było możliwości pracowania, bo uczelnie nie wyraziła na to zgody – zaznacza Pankiewicz.
Hackathony organizowane są zarówno przez start-upowych maniaków, którym zależy na rozwijaniu społeczności, jak i firmy lub uczelnie. Niektóre przedsiębiorstwa organizują nawet wewnętrzne hackathony. Pracownicy Facebooka wyjeżdżali nawet w tym celu na trzydniowe obozy. W firmie Marka Zuckerberga kultura hackathonów jest zresztą szczególnie celebrowana. Całonocne kodowanie pracowników skutkowało w przeszłości bardzo ważnymi obecnie funkcjami serwisu, jak chociażby „like” czy czat. Pokazywano to nawet w filmie "The Social Network” - w scenie, w której rywalizowano o posadę pierwszego stażysty Facebooka.
Współpraca i rywalizacja
– Ważne, żeby każdy uczestnik wcześniej umiał już kodować. W końcu to konkurs, chociaż nagrody są zazwyczaj dość drobne – opowiada Pankiewicz. Chociaż za granicą zdarzają się konkursy, w których nagrody pieniężne sięgały miliona dolarów. Zależnie od jego charakteru, do hackathonów zgłaszać mogą się pojedyncze osoby lub całe zespoły. Temat hackathonów znany jest wcześniej, więc na konkurs można przyjść z gotowym już pomysłem na program, ale czasami wystarczy po prostu dołączyć do innego zespołu. Na konkursie ocenia się tylko to, co zostało stworzone na miejscu.
W Politechnice Gdańskiej opracowywano programy związane z Internetem Rzeczy. Parę miesięcy temu w Warszawie odbyła się czwarta edycja HackWaw dotycząca systemów płatności. Hackathony mogą mieć jednak o wiele lżejsze tematy i są organizowane jako forma zabawy. Najbliższe tego typu spotkanie odbędzie się 18 kwietnia w Krakowie – uczestnicy tworzyć będą programy lub grę dotyczącą „Gwiezdnych wojen”.
Programiści są wszędzie
Każdego miesiąca gdzieś w kraju znaleźć można hackathon. Najlepiej śledzić odpowiednie strony, jak np. Crossweb.pl, który zbiera informacje o różnego rodzaju wydarzeniach ze świata nowych technologii i start-upów.
– Osoby biorące udział w hackathonach uczą się przede wszystkim pracy w grupach – mówi doktor Pankiewicz i dodaje, że każdy uczestnik sprawdza się przy okazji w sytuacji intensywnej pracy. – Poza tym, wszyscy mają dostęp do wielu specjalistów, którzy biorą udział w hackathonie. Mogą z nimi porozmawiać i wiele się nauczyć – podkreśla.
„Ukryte” nagrody
Największym profitem dla uczestników hackathonów jest jednak możliwość nawiązania współpracy z firmą, która współorganizowała lub nawet odwiedziła hackathon. – Podczas hackathonu Intela na Politechnice Gdańskiej pracownicy rozmawiali ze studentami, przyglądali się im przy pracy. Obserwowali jak sprawdzają się w pracy zespołowej i to pod presją, czy są odpowiednio zmotywowani. Moim zdaniem to najlepsza forma znalezienia ludzi do pracy – wyjaśnia dr Pankiewicz.
Zdarza się, że pomysły, które zrodziły się podczas hackathonów, przeradzają się potem w poważne firmy. Najlepszym przykładem jest historia GroupMe, projektu grupowego czatu mobilnego, który powstał na hackathonie TechCrunch Disrupt NYC w 2010 roku. Rok później Skype kupił GroupMe za 85 milionów dolarów.