Od roku polski start-up Growbots działa w Stanach Zjednoczonych. Ich pomysł na biznes? Automatyzacja sprzedaży dzięki sztucznej inteligencji. Pierwszych klientów pozyskali bardzo szybko. A nie mają gotowego nawet prototypu swojego rozwiązania. – Pierwsza wersja testowa ujrzy światło dzienne za miesiąc – mówi Tomasz Roda, współzałożyciel i dyrektor ds. technicznych Growbots.
Przez to, że nie mieli gotowego prototypu ich zgłoszenie odrzucił najbardziej chyba prestiżowy, amerykański akcelerator – Y Combinator. Jako jedna z 36 firm dostali się jednak do drugiego, tak znanego akceleratora, czyli 500 Startups. Zgłoszeń było ponad tysiąc. – Cieszę się, że dostaliśmy się właśnie do 500 Startups, a nie Y Combinator – mówił Grzegorz Pietruszyński, współzałożyciel i prezes Growbots podczas spotkania w warszawskim Reaktorze.
Do Y Combinator przychodzi się z gotowym już produktem, a spotkania odbywają się raz na tydzień. – Oni pomagają tylko popchnąć cię w dobrym kierunku i sprawiają, że robi się o tobie głośno. W 500 Startups spotkania były o wiele częstsze, cały czas czegoś się uczyliśmy – dodawał Pietruszyński. Jak to jednak możliwe, że start-up zaszedł tak daleko, gdy nie było nawet wiadomo czy ich produkt zadziała?
Praca od podstaw
Pietruszyński postawił na mozolne docieranie do blogerów zajmujących się tematyką SaaS (Software as a Service). Okazało się, że wyjazd i samodzielne próby poznania odpowiednich ludzi już na miejscu, np. podczas konferencji nie przynosi rezultatów. O Growbots ktoś musiał napisać – Postawiliśmy na Lincolna Murphy'ego, jednaego z najbardziej wpływowych blogerów zajmujących się powyższą tematyką – powiedział Pietruszyński.
Masowo wysyłał tweety do wszystkich osób, które obserwował Murphy. Nie było to trudne, bo takich osób jest zaledwie... 26. – Kilka mi odpisało i zaczęliśmy gadać na Twitterze – opowiadał Pietruszyński. W ten sposób on sam i jego firma Growbots zaczęła pojawiać się na feedzie Murphy'ego. W końcu to Murphy napisał do Pietruszyńskiego maila.
– Odpisałem mu krótko z podziękowaniem za rady i sam przesłałem kilka przydatnych linków – mówił Pietruszyński. Chciał, by Murphy zapamiętał go, jako tego gościa, który próbował go czegoś nauczyć i przesłał ciekawe materiały.
Prezes Growbots odczekał następnie miesiąc i wysłał Murphy'emu maila z przygotowanym przez siebie wpisem blogowym na temat przyspieszenia początkowych działań start-upów oferujących usługi. Murphy temat podchwycił i umieścił na swoim blogu. Do tej pory wpis pojawił się ponad 400 razy na Twitterze i ponad 100 na Linkedinie. – Kilka osób bardzo szybko się do nas odezwało – opowiadał Pietruszyński. Zdobyli kontakty, ale przede wszystkim pierwszych klientów.
Zarabianie na starcie
– Klientów było na początku kilku. Może nie robi to wrażenia, ale z dnia na dzień ze start-upu, który w ogóle na siebie nie zarabiał staliśmy się małą firmą o zarabiającą 9 tysięcy dolarów miesięcznie – mówił Pietruszyński. – Ale za co płacili ci klienci? Przecież nie macie jeszcze oprogramowania. Za samą obietnicę? – pytał ktoś z widownie podczas spotkania w Reaktorze. – Obsługiwaliśmy ich w normalnym trybie i zarządzaliśmy ich kampanią szukając klientów – mówi Pietruszyński.
Prezes jednej z firm reklamował Pietruszyńskiego wśród swoich znajomych i przedstawiał go przedsiębiorcom ze Stanów. Obecnie Growbots mają dziesięciu klientów, zarabiają na siebie, co pozwala im spokojnie pracować nad oprogramowaniem sztucznej inteligencji.
Growbots liczą jednak na dużo większe zyski, gdy w końcu na rynek wypuszczą swoją usługę automatyzacji sprzedaży. – W marcu zaczęliśmy zbierać od klientów pre-ordery na nasz software, który udostępnimy w modelu SaaS. W ciągu kilku miesięcy osiągniemy milion dolarów przychodu rocznie – mówił Pietruszyński w wywiadzie dla MamStartup.
Zanim Growbots trafili na rozmowę w akceleratorze 500 Startups odbyli kilka udawanych rozmów rekrutacyjnych z firmami, które zajmują się podobnym biznesem i osiągnęły już sukces. Na samej rozmowie byli bardzo zrelaksowani. – Nie możesz być desperatem, nie możesz mówić jak bardzo potrzebujesz pomocy akceleratora. Musisz opowiedzieć im o tym, jakie masz plany na rozwój niezależnie od tego czy dostaniesz się do akceleratora czy nie – mówił Pietruszyński w Reaktorze.
Za sobą mieli też całkiem niezłe liczby świadczące o tym, że znają się na biznesie, a firmy chcą korzystać z ich usług. Sam Pietruszyński zakładał wcześniej z powodzeniem trzy inne firmy, w tym przedsiębiorstwo zajmujące się tworzeniem aplikacji internetowych w... Szanghaju.
Inwestycje w rozwój
– Pod względem pieniężnym udział w akceleratorze może być uznawany za błąd – mówił Pietruszyński. Musieli podpisać niekorzystną umowę na pewien procent udziałów. – Ale dzięki 500 Startups kupiliśmy potężne serwery, które są nam bardzo potrzebne. I poznaliśmy naprawdę dużo ważnych ludzi, którzy mogą nam pomóc, a w ogólnym rozrachunku to przeważa – mówił Pietruszyński.
Niedawno w Growbots prywatnie zainwestował Piotr Wilam z funduszu Innovation Nest, jeden z ojców polskiego internetu. Kolejna runda finansowania czeka Growbots za kilka miesięcy, gdy biznes będzie opierać się już na automatycznym silniku. Dzięki sprytnemu networkingowi i zawziętości mogą liczyć na potężne wsparcie.