Ten zakup nastąpi niemal w trybie ekspresowym, w związku z sytuacją na Ukrainie. Do końca tego roku poznamy, która z dziesięciu firm ubiegających się o kontrakt dostarczy maszyny. Powinny wejść do służby już za dwa lata. Armia chce za nie zapłacić około pięciu miliardów złotych.
W ostatnich dniach głośno było o przetargu na helikoptery wygranym przez Airbusa, ale teraz rozstrzygają się losy może nawet ważniejszych zakupów. Wojskowi rozmawiają z dziesięcioma producentami i pośrednikami, którzy chcą sprzedać naszej armii śmigłowce uderzeniowe. Mają to być „latające czołgi”, zdolne do walki z pojazdami opancerzonymi i transporterami w przeciwieństwie do właśnie wybranego francuskiego śmigłowca „Caracal”, który pełnić będzie funkcje transportowe i poszukiwawcze.
Potężne uzbrojenie i elektronika do mylenia przeciwnika
Maszyny uderzeniowe charakteryzują się innego rodzaju uzbrojeniem, przeznaczonym głównie do zwalczania czołgów i wspierania piechoty. Wymusza to inną konstrukcję i ich wyposażenie elektroniczne. Szturmowe śmigłowce mają na pokładzie zwykle dwuosobową załogę, są potężnie uzbrojone, przede wszystkim w rakiety przeciwpancerne (te najpotężniejsze mogą przenosić nawet 16 rakiet kierowanych), opancerzone, nafaszerowane elektroniką służącą rozpoznaniu i samoobronie na polu walki.
Mogą szybko przemieszczać się po polu bitwy i zaskakiwać przeciwnika. Stanowią poważne zagrożenie, nawet jeśli przeciwko nim wystawione są środki obrony przeciwlotniczej, z powodu możliwości ataku z dużego dystansu (nawet do 10 km), systemów zapobiegającym trafieniu (flary, obniżenie sygnatury cieplnej), jak i używanego uzbrojenia. Nasi wojskowi chcą kupić 32 tego rodzaju maszyny za pięć miliardów złotych.
Tajne/poufne MON nie ujawniło do tej pory z jakimi firmami konkretnie rozpoczęło rozmowy dotyczące zagadnień technicznych. Wszystko jest tajne. Można się jedynie domyślać, że o kontrakt ubiegać się będą między innymi: Airbus Helicopters który ma w ofercie Tigera, AgustaWestland z Mangustą, Boeing z Apachem, Bell Helicopter z Viperem i być może Turkish Aerospace Industries gdzie powstaje T129 ATAK. Więcej wiadomo na temat harmonogramu zakupów. Finalizacja kontraktu nastąpić ma na przełomie roku, wcześniej jednak będą pytania ofertowe.
Dopiero później rozmowy o offsecie. – Przyśpieszamy kontrakt, ponieważ zmusza nas do tego sytuacja na Ukrainie – mówi wiceminister Czesław Mroczek, odpowiedzialny w MON za zakupy. Pierwotnie plany zakładały, że wojsko rozpocznie procedurę zakupu nowych maszyn uderzeniowych w 2017 roku. Do służby miały wejść w 2020 roku. Teraz armia ma otrzymać je dwa lata wcześniej.
Diabelski rydwan uziemiony
Nowe maszyny, którym nadano mało drapieżny kryptonim „Kruk”, mają zastąpić wysłużone Mi-24D i Mi-24W. Kończą się im resursy i powoli te lubiane przez pilotów maszyny,
zwane przez mudżahedzinów „diabelskim rydwanem”, zostaną uziemione.