Pani z okienka w ratuszu, wojewoda, wiceminister, dyrektor instytucji, minister – wszystkie te szczeble administracji mają wpływ na polską gospodarkę. Często bezpośredni, w postaci np. decyzji o finansowaniu jakiegoś projektu. Eksperci dość zgodnie przyznają, że obecna kasta urzędników nie jest zbyt zorientowana na biznes i boi się podejmować decyzje, co hamuje naszą innowacyjność. – Nie ma praktyki, by wysyłać do administracji najlepszych ludzi – twierdzi ekonomista Banku Światowego Marcin Piątkowski. Tylko jak to zmienić?
Piątkowski przekonywał ostatnio, że Polska ogólnie potrzebuje nowego rodzaju urzędników. Takich, którzy rozumieją co to innowacje, rozumieją jak się prowadzi biznes i mogą podejmować decyzje obarczone ryzykiem.
Zrozumieć innowacje
Tymczasem, jak wskazywał w tej samej dyskusji na Europejskim Kongresie Gospodarczym prezes fundusz Investin Piotr Koral, na szczeblu samorządowym o innowacyjnych projektach decydują czasem osoby, które... nie wiedzą co to Facebook i Instagram. Łącznie urzędników w Polsce jest ponad 400 tysięcy.
Jedynie niektóre wyspecjalizowane instytucje – jak na przykład NCBR, wskazany przez Piątkowskiego – są proaktywne wobec biznesu i innowacji. Ale by polska gospodarka mogła w pełni oprzeć swoją konkurencyjność na wiedzy i technologiach, a nie taniej sile roboczej, takich urzędników potrzeba o wiele więcej. I nie tylko w NCBR, czy ARP, które już dzisiaj są dobrymi przykładami administracji, ale właśnie m.in. w samorządach, do których trafia znaczna część unijnych funduszy.
Zarabiają za mało, ale...
Zmiana tej sytuacji nie jest prosta. Przede wszystkim bowiem nasi urzędnicy... za mało zarabiają. W Polsce populistycznie utarło się, że jest na odwrót – czyli urzędnicy dostają za dużo w stosunku do tego, co robią w pracy. Być może faktycznie tak jest – trudno to sprawdzić i ocenić, bo obecnie nie ma narzędzi monitorowania ich pracy. Ale na pewno jeśli chcemy, by w administracji pracowali najlepsi, trzeba podnieść płace w tym sektorze.
Podczas dyskusji na EKG wspominał o tym wiceminister finansów Jarosław Neneman. – Z przyciąganiem najlepszych jest taki problem, że trzeba im zapłacić. A w budżetówce nie było i nie będzie podwyżek – mówił. Przypomniał tym samym o zamrożeniu przed ministerstwo finansów płac budżetówki aż do 2017 roku.
Obecnie, według GUS-u, przeciętna pensja urzędnika to 4,3 tysiąca złotych brutto. Najmniej zarabia się w samorządach, gdzie w 2013 roku przeciętna płaca wyniosła 3984 zł brutto. Powyżej przeciętnej zarabiali urzędnicy w naczelnych i centralnych organach administracji - 5 087 PLN. Mniej niż średnia, bo 4 041 PLN, otrzymywali pracujący w urzędach wojewódzkich. Minister w rządzie zarabia średnio niecałe 13 tysięcy złotych.
Minister jak dyrektor, a nie prezes
Dla porównania – jak wynika z raportu Hays, w sektorze bankowości, a więc pokrewnym dla urzędników ministerstwa finansów, od 6 do 13 tysięcy zarabia dyrektor placówki detalicznej. Dyrektor placówki od 10 do 15 tys., a np. menedżer rynków kapitałowych od 10 do 30 tysięcy.
Minister finansów, odpowiedzialny za finanse całego państwa, zarabia więc tyle samo co dyrektor odpowiedzialny za jedną placówkę. Podobnych przykładów można mnożyć bez końca – wystarczy spojrzeć we wspomniany raport.
– Nie może być tak, że minister zarabia mniej niż dyrektor czy manager w korporacji, chociaż ma o wiele większą odpowiedzialność – sprzeciwia się tej sytuacji Waldemar Dubaniowski, były ambasador Polski w Singapurze. Kraj ten uznaje się za wzór pod względem pracy urzędników i ich współpracy z biznesem.
Jak dodaje, singapurscy urzędnicy należą do najlepiej opłacanych na świecie, ale przekłada się to na konkretne, wymierne efekty. Singapur w rankingach Doing Business i innych, dotyczących warunków prowadzenia biznesu, regularnie od lat zajmuje miejsce w pierwszej trójce. Podobnie, jeśli chodzi o zestawienia krajów o najmniejszej korupcji. – Najlepsi chcą tam pójść do administracji, bo dostają zarówno wysoki prestiż, jak i satysfakcjonujące wynagrodzenie – podkreśla Dubaniowski.
Potrzeba więcej niż pieniędzy
Oczywiście, urzędy w Polsce nie zmienią się jak za pomocą magicznej różdżki tylko dlatego, że podniesiemy płace. Wręcz przeciwnie – dzisiaj zwiększenie wynagrodzeń urzędników byłoby bezcelowe, bo tylko „zabetonowałoby” istniejącą sytuację.
On sam kształcił się w KSAP, podobnie jak wicedyrektor NCBR Leszek Grabarczyk. Nasz rozmówca wskazuje Grabarczyka właśnie jako przykład nowoczesnego, sprawnego urzędnika, a ostatnie wydarzenia potwierdzają tę opinię. Grabarczyk podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego zaskoczył bowiem całe środowisko deklaracją, że od teraz NCBR będzie promował prawdziwie innowacyjne projekty, a nie te najlepiej opisane i udokumentowane. Projekty z pięknymi papierami i wnioskami, ale puste w środku, będą trafiać do kosza.
By taki rodzaj myślenia zaszczepić w całej administracji, potrzebne jest jednak kilka elementów edukacyjnych, które poszłyby w parze ze zwiększaniem płac – wskazuje Dubaniowski. – Przede wszystkim urzędnicy muszą rozumieć biznes. Do tej pory kontakty administracji z tym środowiskiem były traktowane podejrzliwie z obu stron, a nie ma nic gorszego dla gospodarki, kiedy państwo i biznes nie grają do jednej bramki – przekonuje nasz rozmówca.
Druga kompetencja niezbędna naszym urzędnikom to umiejętność diagnozowania sytuacji i brania odpowiedzialności za decyzje. Jednocześnie jednak trzeba stworzyć mechanizmy oceny ich pracy tak, by liczyła się efektywność.
Zarazem pracownicy administracji powinni umieć oceniać długofalowe skutki swoich decyzji, wychodzić myślą poza kadencyjność polityki. – Bo politycy się zmieniają, a urzędnicy nie – podkreśla Dubaniowski. Dlatego jak najszybciej powinniśmy stworzyć rodzaj pracowników budżetówki, których można by nazywać "managerami administracji" - bo dzisiaj nawet słowo urzędnik nie kojarzy się pozytywnie.
Urzędnicy w kraju bez wątpienia muszą zarabiać więcej. Tylko u podstaw tych zarobków musi leżeć hasło: profesjonalna, poważna, rzeczowa administracja. Wtedy najlepsi urzędnicy nie będą myśleli jak najszybciej uciec z budżetówki do biznesu, żeby więcej zarabiać. Jednocześnie wysokie zarobki działają antykorupcyjnie i między innymi właśnie taki cel przyświecał Singapurowi, gdy zrównywano tam płace z zarobkami w biznesie.
Waldemar Dubaniowski
To musi być proces. Do zmiany powinien powstać dodatkowy impuls. Kiedyś była taka próba, powstała Krajowa Szkoła Administracji Publicznej. Gdyby wraz z nią zmieniać warunki finansowe dla urzędników, powoli moglibyśmy ulepszać urzędy.