Fundacja Startup Poland chce przyspieszyć rozwój młodych firm i zmienić postrzeganie ich przez administrację publiczną. Jak? Między innymi zmieniając regulacje i podatki, regulując przepisy dotyczące crowdfundingu, zachęcając przedsiębiorców do pracowania w Polsce i zakładania tu swoich firm. Na Europejskim Kongresie Gospodarczym fundacja opublikowała swoją deklarację programową. O tym jak wygląda ekosystem startupowy w Polsce i co należy w nim zmienić rozmawiamy z Elizą Kruczkowską, prezes fundacji Startup Poland, i Borysem Musielakiem, jej współzałożycielem, który zasiada w radzie fundacji.
Po 24 godzinach od opublikowania deklaracji programowej mieliście pod nią ponad 200 podpisów. Jak ma się to względem oczekiwań?
Eliza Kruczkowska: Podczas jednego z wywiadów ogłaszałam, że chciałabym dojść do tysiąca. To pierwszy ważny krok i myślę, że jest jak najbardziej do wykonania. Posiadanie tysiąca twórców startupów za sobą dałoby nam legitymację do tego, żeby rzeczywiście mówić w ich imieniu. A myślę, że tego właśnie potrzebujemy, skoro mówimy o sobie, że jesteśmy głosem startupów w Polsce. Jeśli chcemy je reprezentować przed władzami, zarówno w kontekście lokalnym, jak i centralnym, to musimy mieć realną liczbę osób, które nas popierają.
Jesteśmy fundacją, a nie stowarzyszeniem, czy izbą handlową, która ma swoich członków płacących miesięcznie opłaty, by należeć do tego grona. Taka forma wsparcia naszych postulatów jest naszym zdaniem najlepsza.
Będziecie robić badania dotyczące tego ile jest startupów w Polsce?
EK: Do tej pory nie powstał raport, który zebrałby i ocenił aktywność startupów w Polsce. Taki pomysł narodził się już na początku działalności. Spotkania z politykami i inwestorami, także tymi zagranicznymi, uświadomiły nam, że jest to potrzebne. Jeszcze w tym roku chcielibyśmy wydać pierwsze podsumowanie tego, jak wygląda, i jak rozwija się ta branża w Polsce. Pokazać gdzie są największe ośrodki startupowe w kraju. Każdy ma swoją opinię na temat tego środowiska, ale nie jest to poparte żadnymi merytorycznymi badaniami.
Borys Musielak: Raport powinien też pokazać, jaki realny wpływ na naszą gospodarkę w długim terminie mogą mieć startupy oraz firmy, które wyszły już z tego stadium startupu i stały się dużymi korporacjami. To istotne, bo inaczej nikt nie będzie odczytywał tego poważnie. Dopiero gdy pokażemy jak to wygląda w innych krajach, jak to wyglądało w Stanach, jak powstawały takie firmy jak Amazon, Apple, Yahoo, i gdy pokażemy, że takie firmy powstają teraz w Polsce, politycy i media zrozumieją, że może to mieć ogromny wpływ na to jak będzie żyło się normalnym ludziom przez najbliższe dekady.
Ale słowo „innowacja”, a nawet „startupy” bardzo często pojawia się ostatnio w wypowiedziach polityków.
EK: To bardzo ciekawy rok, bo jesteśmy w trakcie kampanii prezydenckiej, a przed nami także wybory parlamentarne. Słowa „innowacja” i „startupy” rzeczywiście odmieniane są obecnie przez wszystkie przypadki. Często są wręcz nadwyrężane. Warto byłoby przejść do konkretów. Z naszej strony możemy powiedzieć jak duzi jesteśmy i zastanowić się wspólnie nad strategią rozwoju.
Jak w ogóle oceniacie działalność administracji publicznej jeśli chodzi o sferę startupową?
EK: Jest kilka podejść do tematu władzy w kwestii startupów właśnie. W „Społecznościach start-upowych” Brad Feld uważa, że administracja publiczna powinna wtrącać się jak najmniej, bo pomoże to inicjatywom oddolnym, startupowym rosnąć.
Niemniej jednak w ośrodkach startupowych współpraca z uczelniami i władzami lokalnymi jest bardzo ważna. Regulacje mają wpływ na to jak ten ekosystem się kształtuje. Po rozmowach z lokalnymi startupowcami usłyszałam, że bardzo ważne jest żeby te lokalne społeczności mogły swobodnie działać, by było zrozumienie po stronie władzy i chęć współpracy. Niektórzy postulowali, by mniejszy był udział polityki na poziomie centralnym, ale ważne, żeby urzędy miast wspomagały ich lokalnie.
I jak wyglądać ma ta współpraca? Rzeczywiście odetniecie się od administracji centralnej?
EK: Musimy myśleć dwupoziomowo, bo powinno nam zależeć na tym, by lokalne władze zrozumiały czym są startupy i by w miastach powstawały ośrodki, ale również na poziomie centralnym, a nawet międzynarodowym decydenci powinni znać naszą siłę. Stąd też nasz pomysł na posadę CTO (CTO, Chief Technology Officer, dyrektor ds. technologicznych, przyp. red.).
BM: O tym pomyśle trzeba powiedzieć trochę więcej, bo zdążyliśmy zebrać za niego sporo negatywnych uwag. Postulujemy powstanie CTO w co najmniej pięciu dużych miastach Polski i w administracji krajowej. Chodzi nam przede wszystkim o to, żeby rząd bardziej się zaangażował w dialog ze społecznościami startupowymi, żeby bywał na wydarzeniach związanych ze startupami, żeby był partnerem, który jest na bieżąco.
Chcemy, żeby było z kim rozmawiać zarówno na szczeblu lokalnym, jak i państwowym, gdy pojawi się potrzeba, np. udostępnienia danych, miejsca. To nie musi być nowe stanowisko, to nie muszą być nowe osoby. Startup Poland oferuje przeszkolenie osób, które już pracują w urzędach miast czy w administracji rządowej.
A jak kontaktowaliście się z nimi do tej pory?
EK: Trzeba podkreślić, że takie nieformalne instytucje już istnieją. W Warszawie mamy na przykład prezydenta Olszewskiego, który bardzo aktywnie włącza się do dialogu między urzędem miasta a startupowcami. W Gdańsku jest Tomasz Nadolny (doradca prezydenta Gdańska, przyp. red.), który odpowiedzialny był m.in. za wdrożenie projektu Otwarty Gdańsk, w którym mieszkańcom udostępniane są dane gromadzone przez miasto. Jednym z pierwszych naszych kroków jest spotkanie się z liderami z dużych miast i wypracowanie praktyk, które wychodzą z potrzeb startupowców – czyli czego oczekujemy od takiego CTO – i zweryfikowanie tych potrzeb z konkretną, praktyczną wiedzą, które posiadły te osoby.
Nie jesteśmy za tworzeniem kolejnych stanowisk i nadmierną biurokracją. Wręcz odwrotnie, chcemy wyposażać ludzi, którzy już są na podobnych stanowiskach, a każdy urząd zbudowany jest trochę inaczej, bo osoby do współpracy znajdujemy np. w wydziałach informatyki, wydziałach promocji przedsiębiorczości. Chcemy zaoferować im przekazanie dobrych praktyk.
Czy po stronie Startup Poland też będą takie osoby do kontaktu?
EK: Właśnie. Kolejnym elementem są ambasadorzy Startup Poland, których teraz będziemy poszukiwać. Myślimy, żeby w każdym mieście wojewódzkim znalazła się taka osoba. One byłyby pierwszymi osobami kontaktowymi dla wspomnianych CTO. Gdyby udało nam się stworzyć taki system, w którym byłoby 16 osób po stronie Startup Poland i 16 po stronie administracji rządowej, jestem pewna, że usprawniłoby to współpracę na poziomie samorządowym. Myślę, że to cel możliwy do zrealizowania jeszcze w tym roku.
No właśnie, czy któryś z punktów waszej deklaracji wydaje się najważniejszy? Czy któryś jest z kolei najłatwiejszy do zrealizowania?
EK: Wszystkie są ważne. Niektóre są rzeczywiście łatwiejsze do zrealizowania, a niektóre to zmiany prawne, które będą wymagały kilku lat na pewno. Weźmy na przykład pierwszy punkt: promowanie kultury inwestowania w startupy. Tworzy nam się w Polsce klasa średnia, która do tej pory inwestowała raczej w nieruchomości. Naszym zadaniem jest pokazanie, że po pierwsze: jest w Polsce coraz więcej dobrych projektów, w które warto inwestować. Po drugie, są to projekty wysokiego ryzyka, ponieważ są to inwestycje w spółki będące na wczesnych etapach rozwoju bądź dopiero rozpoczynające działalność na rynku. A przeciętny polski inwestor jest jak inżynier Mamoń: lubi te inwestycje, które zna – i uważa je za jednocześnie najbardziej zyskowne i bezpieczne. Dlatego warto pokazywać dobre przykłady. To trochę dalekosiężne działanie, może nawet bardziej wizerunkowe dla naszej branży.
W deklaracji piszecie, że Polska ma realną szansę na przyciąganie startupów z Europy Środkowo-Wschodniej. Co jest takiego w Polsce? A co trzeba byłoby zmienić, by przyciągać je jeszcze skuteczniej?
BM: Jesteśmy naturalnym liderem geograficznym. Choćby dlatego, że jesteśmy największym państwem Europy wschodniej i centralnej. W Polsce znajduje się mniej więcej 50 proc. wszystkich firm Venture Capital z naszego regionu. Ludzie z Ukrainy i państw byłej Jugosławii pojawiają się u nas i często dostają dofinansowanie.
Należałoby teraz pokazać, że jest dla takich przedsiębiorczych osób miejsce w Polsce, że założyć biznes jest u nas łatwo. Czy to Startup Poland, czy władza, czy może przez wspólne działanie, moglibyśmy stworzyć „interfejs” dla takich osób, który w łatwy sposób przeprowadziłby ich za rękę pokazując w kilku krokach jak w Polsce założyć biznes i dlaczego w ogóle warto to zrobić. Między innymi oferujemy im dostęp do wykwalifikowanej kadry inżynierskiej. To jeden z tych nielicznych projektów, w które powinno zaangażować się państwo oraz władze miasta.
Macie na czym się wzorować?
BM: Mamy kilka dobrych przykładów, jak np. Startup Chile, który spowodował, że tysiące przedsiębiorców mieszkało przynajmniej przez 6 miesięcy w Santiago, organizowało tam wydarzenia, ściągało znajomych przedsiębiorców i rozwijało kulturę przedsiębiorczości. W Chile powstaje dzięki temu o wiele więcej startupów niż wcześniej. We Włoszech powstał akcelerator TechPeaks, który przyciąga ludzi z całej Europy. Tam tworzą oni firmy. Można taki program skopiować i dostosować do naszych realiów. Zresztą jeden nawet powstał – Startup Hub Poland – ale powinno ich powstawać dużo więcej.
Czemu niektóre startupy myślą od razu o działaniu za granicą? Ostatnio pisałem o startupie GrowBots, który powstawał z myślą o działaniu w Stanach.
BM: To nie do końca prawda, bo GrowBots powstawał w Polsce, tu się rozwijał przez pierwszy rok, tu miał pierwszy pitch i zdobył pierwszego inwestora. Dopiero gdy byli już gotowi pojechali do Stanów. Mówili nawet, że ważne, by mieć to pierwsze finansowanie w Polsce, nawet na gorszych warunkach niż za granicą, bo jest to dobry weryfikator dla tamtejszych inwestorów, pokazujący, że firma jest poważna.
EK: Kolejnym przykładem jest Estimote. To firma, która powstała w Polsce i tu odbyła się faza prototypowania, ale szukając większych pieniędzy udali się za granicę. Im bardziej będziemy zwiększać świadomość, że w Polsce mamy projekty, w które warto inwestować, tym rzadziej ludzie będą musieli jeździć za granicę.
BM: Estimote jest też przykładem na to, że sukces buduje kolejny sukces. W Estimote zainwestowali m.in. Wiktor Szmidt i Kuba Filipowski, bo sprzedali swoją firmę i z tych pieniędzy zainwestowali właśnie w Estimote. To najlepszy i najłatwiejszy rodzaj pieniędzy. Przedsiębiorcy, którzy odnieśli sukces chętnie inwestują w kolejnych przedsiębiorców, bo rozumieją ten biznes. Dlatego mówimy też o ułatwieniach dla aniołów biznesu, bo byłoby to całkowicie nowe, dodatkowe źródło dofinansowania dla polskich startupów. Dużo łatwiejsze niż pieniądze unijne, niż pieniądze z dużych VC, bo dużo szybsze i nie obwarowane taką biurokracją. To powód, dla którego i w Dolinie Krzemowej i w Wielkiej Brytanii wiele startupów zdobywa finansowanie w fazie początkowej. To coś o co powinniśmy walczyć i to jeden z kluczowych punktów deklaracji.
Jak jeszcze pomóc startupom na tym pierwszym etapie?
EK: Potrzeba Polsce dobrego akceleratora. Wspomniany Estimote był jedną z dwóch polskich firm w Y Combinator, czyli najbardziej chyba znanym na świecie akceleratorze. Wyszedł z niego m.in. Dropbox czy Airbnb. Dobrze byłoby tworzyć takie miejsca również dla polskich firm, tutaj na miejscu. Dla przykładu - w Londynie funkcjonuje obecnie 12 inkubatorów i 24 akceleratory, 40 procent pochodzi z prywatnego sektora, a około 25 procent to inicjatywy uniwersytetów i szkół biznesowych.
BM: Warto powiedzieć, że do tej pory w naszym kraju powstało już mnóstwo inicjatyw, w których najpierw zajmowano się budową siedziby, zatrudniano urzędników, wydawano mnóstwo pieniędzy na ogólną strukturę, a nie pomyślano o najważniejszej rzeczy w przypadku takich „szkół biznesu”, czyli o ludziach, którzy się tym zajmują. Akcelerator działa tylko wtedy, gdy zajmują się nim odpowiednie osoby. Jeśli państwo ma takie inicjatywy dotować, to powinno wyjść najpierw do osób, które odniosły już sukcesy na tym polu, a jest w Polsce takich osób sporo, już kontaktami na całym świecie: Rafał Agnieszczak ze Startup School, Bartel Gola ze Speedup Group, Krzysiek Kowalczyk z GammaRebels, Piotr Wilam z Innovation Nest i wielu innych. Nie będzie z sukcesem takiego akceleratora prowadzić urzędnik, który nie ma doświadczenia.
Ten sam problem występuje np. podczas organizacji konferencji przez polskie urzędy. Mamy ludzi, którzy zaczęli robić to we własnym zakresie. Jest Bitspiration, jest InfoShare, jest kilka naprawdę dobrych inicjatyw, które warto wesprzeć, zamiast tworzyć konkurencyjne dla nich konferencje. Tutaj ukłon w stronę urzędników m.st. Warszawy, którzy aktywnie wspomagają organizatorów Bitspiration w stolicy. Rola państwa polega na powstrzymaniu się od prób tworzenia czegoś od nowa. Dużo lepszą opcją jest zawsze dać te fundusze kompetentnym osobom.
EK: I tu właśnie pojawia się Startup Poland, który jest znakomitym partnerem do rozmów dla administracji. Możemy wskazywać im odpowiednie osoby do współpracy w każdej ze społeczności. Z resztą już teraz spotykając się z instytucjami takimi jak PARP i NCBiR mówimy - korzystajcie z ich wiedzy, bo nikt lepiej w Polsce nie wie jak buduje się ekosystem startupowy niż oni!