Kampanie na Kickstarterze statystycznie w większości się nie udają. Tym, którym może się wydawać, że zbiórka pieniędzy w czasach ogromnej popularności crowdfoundingu to jedynie kwestia dobrego pomysłu, Marek Cieśla wyjaśnia - to żmudna, analityczna i ciężka praca. - Udało nam się jednak wypracować rozwiązania pozwalające wyciągnąć 6-9 tysięcy dolarów za każde zainwestowane 300 dolarów dziennie - tłumaczy w rozmowie z InnPoland.pl. Cieśla to zawodowy kickstarterowiec, który zrealizował projekty na łączną kwotę blisko 700 tys. dolarów.
Daniel Kotliński, InnPoland.pl: O tym, jak robić kampanię na Kickstarterze, w sieci jest mnóstwo materiałów. Mam wrażenie, że w większości ludzie podchodzą do tego w podobnie romantyczny sposób, jak do robienia startupu, zapominając, że to po prostu ciężka harówa. Wszystkim się wydaje, że trzeba mieć dobry pomysł i ...no jakoś pójdzie.
Marek Cieśla, wprowadził na rynek Sher.ly, Woolet i RoboCORE: Wystarczy popatrzeć na projekty, które są obecne na Kickstarerze teraz - w zdecydowanej większości to efekt takiego właśnie "romantycznego myślenia". Ze wszystkich kampanii sukces odniesie zaledwie kilka procent. Nasz pierszy projekt, Sherlybox, domowa chmura do bezpiecznego dzielenia się danymi, był dla nas cennym doświadczeniem.
Prowadząc projekt, zauważyliśmy pewne zależności, które wpłynęły na to, że pomysł udało się spieniężyć. Przede wszystkim - produkt musiał być innowacyjny, co sprawiło, że został ciepło przyjęty przez branżowe portale, takie jak BuzzFeed czy TechCrunch. Wygenerowany w ten sposób ruch został dostrzeżony także przez samego Kickstartera, który wspierał projekt poprzez eksponowanie go na swojej stronie głównej czy w specjalnej zakładce 0 "Staff Pick".
Wsparcie kampanii dobrze przygotowanym filmem, który koncentrował się nie na produkcie, ale naszej historii, dopełnił dzieła. Dzięki temu mieliśmy naturalny, viralowy przyrost funduszy - bez wydawania złotówki na reklamę.
No tak, ale jak pokazuje praktyka, nie tylko technologiczne produkty odnoszą sukces. Przykładem może być chociażby gra "Exploding Kittens", która zebrała prawie 9 milionów dolarów, a bliżej jej, powiedzmy sobie szczerze, do żartu, niż poważnego biznesu.
Oczywiście - są produkty, które same generują buzz, skutkujący niemal automatyczną ilością wpłat, ale na nich Kickstarter się nie kończy.
Druga kategoria kampanii, które próbują zebrać finansowanie pomysłu niekoniecznie innowacyjnego, musi posiadać zaplecze w formie społeczności, która - w chwili pojawienia się projektu na KS - zadecyduje o jej powodzeniu.
Jeśli chodzi o wybuchające koty - one przez długi czas funkcjonowały jako komiks na opakowaniu płatków śniadaniowych, których przygodami fascynowały się miliony Amerykanów, a więc baza klientów była praktycznie gotowa.
Innym przykładem może być planszówka, która powielała mechanizm działania znany z setek innych tego typu projektów, ale gracze wcielali się w niej w bohaterów znanych z kultowego filmu "Ghostbusters" - i to też chwyciło.
Dlatego dobrym pomysłem - jeśli nasz produkt nie jest specjalnie innowacyjny - jest "podczepianie się" pod większą markę, która gwarantuje sukces niezależnie od wszystkiego. Nie bez powodu produkty wspierające iPhone'a często kończą się sukcesem - stoi za nimi powszechnie rozpoznawalny partner, mający swoją ogromną grupę fanów.
Czyli przepis na sukces - celować albo w bardzo innowacyjne produkty, albo kojarzące się z dużymi markami. Szczęście się liczy?
Z perspektywy kilku zrealizowanych projektów wiem, że szczęście nie zawsze działa. Działa za to analiza danych.
To znaczy?
W Krakowie prowadzę agencję, która zajmuje się wprowadzaniem produktów na KS, korzystając z tej samej metodologii, co przy wprowadzaniu produktów na rynki zagraniczne.
Przez 2 miesiące robimy testy, czy dany projekt nadaje się na KS - jeśli tak, to dalej działamy, jeśli nie - to proponujemy inne rozwiązania. Mówiąc metaforycznie, udało nam się w pewnym sensie "zhakować" KS i dzięki temu bardzo dokładnie możemy wyliczyć koszt pozyskania jednej wpłaty.
Obecnie portal nie pokazuje zbyt wielu informacji, dlatego realizujący kampanię błądzą we mgle, inwestując pieniądze nie zawsze w te źródła, które generują najsensowniejszy ruch.
Przy okazji Wooleta, byliśmy w stanie tak zaplanować wydatki, by każde zainwestowane - dziennie - 300 dolarów zwróciło się w postaci 6-9 tys. dolarów.
Jeśli przychodzi do nas firma bez zaplecza, prosząc o pomoc w kampanii, ale nie posiada silnego brandu, grona fanów, nie jest innowacyjna technologicznie - proponujemy zbudowanie bazy 20-30 tys. osób. Spośród tej społeczności w klientów zamieni się 10-20%, co z kolei przekłada się na sposób, w jaki patrzy na kampanię Kickstarter. Jeśli portal widzi duże zainteresowanie, nagradza projekt, wrzucając go do kategorii Popularne, Magic czy Stuff Pick, a to z kolei generuje dalszy ruch i zyski.
Załóżmy, że udało mi się zrealizować kampanię. Co się dzieje po zakończeniu zbiórki?
Kiedy cel jest zrealizowany, trzeba dostarczyć produkty. My współpracujemy z firmą logistyczną Shipwire, która jest rodzajem hubu logistycznego. Dostarczamy im produkty w kartonach, a po skompletowaniu listy adresów, oni zajmują się "brudną robotą". Wybranie odpowiedniego operatora do rozesłania efektów naszej pracy jest o tyle istotne, że najczęściej klienci pojawiają się na całym świecie. Dzięki temu, że Shipwire ma swoje oddziały w USA, Azji i Europie, wysyłka między nimi odbywa się za darmo.
Co ważne jednak, dla nas kampania na Kickstarterze to tylko jeden z elementów finansowania społecznościowego - po oficjalnym zakończeniu zbiórki przygotowujemy specjalną stronę, korzystając z dedykowanego narzędzia, na której dalej można dokonywać wpłat. Wygenerowany szum w mediach można dzięki temu monetyzować przez następne tygodnie.
Obecnie pracujecie nad kolejnym projektem - a w zasadzie, zbliżacie się do jego finalizacji. Czym jest Swimmo?
Swimmo to smartwatch dla pływaków, całkowicie realizowany w Polsce. Chociaż na świecie jest już cała masa różnego typu smartwatchy, to do tej pory żaden producent nie stworzył takiego, który wspierałby aktywność, jaką jest pływanie. A jest to produkt specyficzny.
Pływając, bardzo trudno jest obsługiwać zegarek drugą dłonią, dlatego opracowaliśmy algorytmy, które pomagają sterować smartwachem poprzez gesty. Dzięki integracji ze smartfonem i poprzez chmurę, prócz zapisywania najróżniejszych statystyk i danych, możemy mierzyć swoje osiągi z innymi – idąc we dwójkę na basen widzimy, kto pływa lepiej, dłużej, etc.
To unikalny produkt, zbiórka potrwa jeszcze tydzień, ale już jest sfinansowany. Obecnie mamy 120 tys. dolarów i celujemy w 150 tys.
Ale KS to nie tylko bezpośredni zysk na sprzedaży produktu. Od czasu jego debiutu niemal codziennie zgłaszają się do nas dystrybutorzy chcący sprzedawać Woolet - do tej pory podpisaliśmy 12 całkiem dużych kontraktów i nie wykluczamy następnych. To również doskonałe narzędzie dla startupów, które w ten sposób mogą zbudować swoją rozpoznawalność - gdy spółka chce później pozyskać finansowanie, ma dużo większe fory u inwestorów.
Bynajmniej. To konsekwentnie budowana strategia nastawiona na tworzenie społeczności. Tak lojalnej, że w ciągu dnia pozwoliła zebrać wspomniane 8 milionów. Ale ich działanie to tak naprawdę nieprzerwana kampania od czasu pierwszej edycji Pebble'a. Oni do perfekcji opanowali granie na podstawowych uczuciach kickstarterowców, pokazując swoją "ludzką" twarz poprzez opowiedzenie historii nie o produkcie, a o sobie. Kickstarter to uwielbia i robi wszystko, by o takich projektach było głośno.