Niskie podatki uleczą gospodarkę? Nic bardziej mylnego. 5 gospodarczych recept, w które wierzą Polacy
Niskie podatki uleczą gospodarkę? Nic bardziej mylnego. 5 gospodarczych recept, w które wierzą Polacy Lukasz Krajewski / Agencja Gazeta

Polacy często wierzą, że na wiele problemów gospodarczych da się znaleźć złotą odpowiedź, która rozwiąże wszystkie problemy. Przedstawiamy 5 wybranych mitów na temat gospodarki, które wciąż cieszą się popularnością i przedstawiają proste recepty na sukces.

REKLAMA
Niskie podatki = wzrost gospodarczy
Wielu Polaków wierzy, że niższe podatku zagwarantują nam wzrost gospodarczy. Jednak nie jest to tak prosta kwestia. Oczywiście, system podatkowy jest jednym z istotniejszych czynników wpływających na konkurencyjność i sprawność funkcjonowania rynku, a co za tym idzie ma wpływ na wzrost gospodarczy.
Wszyscy są zgodni co do tego, że nie powinien on zniekształcać rynku, tylko być tak skonstruowany, by wręcz zachęcał do przedsiębiorczości i kreatywności.
I tu leży polski problem. Nie o wysokość podatków bowiem chodzi, a poziom ich skomplikowania. Powinny być przejrzyste, tymczasem polski system podatkowy jest skomplikowany i zagmatwany. Złą normą stało się już to, że interpretacje podatkowe urzędów skarbowych zmieniają zasady, na których do tej pory działały firmy, a na mocy decyzji nalicza się na podatnika kary za poprzednie lata działalności, kiedy to reguły i interpretacje przepisów były inne.
Za przykład może posłużyć chociażby skandaliczna sytuacja kiedy urzędnicy skarbowi uznali, że firma zajmująca się produkcją karetek od 24 lat jest winna państwu 10 mln zł akcyzy. W 2009 r. zmieniły się przepisy i wtedy producenci zaczęli doliczać akcyzę do swoich aut. Pomysł, by na karetki nakładać akcyzę był dziwny, ale to jeszcze pół biedy. Problem pojawił się gdy urzędnicy stwierdzili, że skoro teraz firmy produkujące karetki płacą akcyzę, to można naliczyć karę za to, że wcześniej jej nie płacili. To nic, że nikt od nich tego nie wymagał, ani o tym nie informował, a prawo podobno nie działa wstecz.
Takich przykładów można by mnożyć i chociaż niskie podatki nie są ideą złą, to ważniejsze jest, by były one możliwie jak najprostsze. Tak, by obniżały koszty przestrzegania przepisów, a podatnicy byli traktowani równo. To przejrzysty system podatkowy jest jednym z kluczy do stabilnego wzrostu gospodarczego, a nie sama wysokość obciążeń.
logo
Fot. Jakub Ociepa/Agencja Gazeta
Zwiększenie kwoty wolnej od podatku podstawą powodzenia gospodarki
O kwocie wolnej od podatku mówi się teraz bardzo dużo i po części na skutek tej dyskusji rodzi się społeczne przekonanie, że zwiększenie kwoty wolnej od podatku spowoduje, że nasza gospodarka się polepszy.
Niewątpliwie należy ją podnieść, bo w Polsce kwota ta jest bardzo niska. Ale na pewno nie jest to lek na całe zło, a do tego - nie wystarczy po prostu jej podnieść. Trzeba to robić z głową.
Obecnie kwota wolna od podatku wynosi 3092 zł. Na początku tego roku w Sejmie odrzucono projekt podniesienia jej do sumy 6253,32 zł. To dwunastokrotność miesięcznego minimum egzystencji dla jednej osoby. Jednocześnie jest to wzrost o niemal 100 proc. Łukasz Piechowiak, główny ekonomista bankier.pl, wskazywał, że oznacza to stratę 4 mld zł rocznie dla budżetu państwa. Z jego wyliczeń wynika, że pracownicy zatrudnieni na umowie o pracę lub zlecenie zyskaliby realnie około 47 zł netto miesięcznie z powodu zmniejszenia zaliczki na podatek dochodowy.
Piechowiak zauważa, że przy podniesieniu kwoty wolnej od podatku pojawi się problem z naliczaniem składki zdrowotnej dla osób, których wynagrodzenie nie przekracza płacy minimalnej. To dlatego, że część ubezpieczenia jest odliczana od podatku dochodowego. Zmiana kwoty oznaczałaby konieczność zmiany algorytmów za pomocą których oblicza się wynagrodzenia i należne składki, a należy on do rzeczy skomplikowanych.
Kolejnym problemem jest to, że wbrew pozorom nie da się tego zrobić z dnia na dzień. Decydowanie o wysokości podatków nie może być oderwane od kształtowania przyszłorocznego budżetu. Do tego trzeba pamiętać, że te kilka miliardów, które znikną z budżetu, rząd będzie musiał skądś zabrać. Komu wtedy zabrać? Nauce, kulturze, edukacji, służbie zdrowia?
Zwiększenie kwoty wolnej od podatku jest konieczne i słuszne, ale ani nie przyśpieszy nagle naszej gospodarki, ani nie sprawi, że ludzie biedni z tej biedy wyjdą.
Stawiajmy na węgiel
Wciąż są Polacy przekonani, że skoro mamy zasoby węgla, to powinniśmy na nim opierać naszą energetykę. Chociażby kandydat PiS na prezydenta Andrzej Duda, który podczas wyborczego spotkania w Nowym Sączu przekonywał, że polska energetyka powinna być oparta na węglu.
Nasza energia pochodzi w 80,5 proc. z paliw stałych, czyli właśnie węgla i drewna. Państwo regularnie jednak dopłaca do kopalń i wydobycia. Jak zaznacza dr Wojciech Warski, ekspert Business Centre Club i założyciel firmy informatycznej SOFTEX Data, środki przekazywane na górnictwo często są marnowane i konsumowane.
logo
Fot. G. Celejewski / Agencja Gazeta
Eksperci ds. energetyki są jednak dość zgodni co do tego, że Polska musi dywersyfikować swoje źródła energii. I stawiać zarówno na węgiel, jak i atom, jak i OZE - szczególnie te dwa ostatnie. Trzeba bowiem pamiętać, że nasz kraj podlega rygorystycznym wymogom klimatycznym, a technologie węglowe nie są jeszcze na tyle zaawansowane, by gwarantować wydobycie i produkcję energii z węgla z niską emisją CO2.
Państwo powinno jak najmniej ingerować w gospodarkę
To pogląd szczególnie popularny u liberalnej części społeczeństwa. I jest on o tyle prawdziwy, że faktycznie administracja powinna zapewniać obywatelom pełną wolność prowadzenia działalności gospodarczej.
Ale czy to oznacza, że państwo ma nie ingerować w gospodarkę? Bynajmniej, bo zawsze to robi - wszak sam fakt tworzenia warunków prawnych to ingerencja. Co więcej, państwa takie jak Singapur pokazują, że państwo może być silne i mocno ingerować w gospodarkę, a jednocześnie zapewniać przedsiębiorcom wolność. Bardzo ważną rolę odgrywa tam rządowa badawcza ds. nauki, technologii i badań, do tego państwo właściwie całkowicie kontroluje politykę mieszkaniową i edukację.
Obywatele oczekują, że państwo będzie tworzyć warunki do rozwoju obywateli i firm, zachęcać ich do zakładania tu działalności czy bycia innowacyjnym. Nie da się tego robić pod hasłem nie ingerowania w gospodarkę.
Prywatne jest lepsze niż państwowe
Pogląd na kwestię prywatyzacji jest podzielony, ale wielu wciąż uważa, że prywatne jest zawsze lepsze niż państwowe. Wspomniany przykład Singapuru pokazuje, że nawet kraje słynące z wolności gospodarczej mają obecnie bardzo silne gałęzie, w których to państwo odgrywa istotną rolę albo odgrywało taką w przeszłości.
Są takie gałęzie gospodarki, w których obecność państwa jest wręcz konieczna. Służba zdrowia całkowicie prywatna byłaby nie do zniesienia dla obywateli. To jeden z tych elementów, w którym zysk nie powinien odgrywać najważniejszej roli. Podobnie jest z edukacją.
Często za dobry przykład stawia się kształt amerykańskiego szkolnictwa wyższego, które chociaż cieszy się dobrą renomą i wynikami, to jego system powoduje, że studenci wychodzą z uczelni na rynek pracy z długami, które będą spłacali przez kolejnych kilka lat. Gdyby kompletnie sprywatyzowano szkolnictwo, to spowodowałoby, że nie każdy mógłby pozwolić sobie na edukację swoich dzieci. Mogłoby to wręcz być całe regiony, które nie rozwijałyby się równomiernie względem reszty kraju.