Bez badań nad kosmosem i tych poświęconych technikom jego eksploracji nie byłoby odżywek dla sportowców, filtrów wody, patelni teflonowych, sztucznej komory serca, czujników dymu, urządzeń bezprzewodowych, GPS, medycznych skanerów i wielu innych urządzeń. W tym... żelowych długopisów. Eksperci przekonują, że również Polska, inwestując w kosmiczne technologie, może sporo zyskać.
– Świat od 50-lat inwestuje w innowacyjne technologie kosmiczne, a Polska wciąż zastanawia się czy warto – denerwuje się Jacek Kosiec, dyrektor Programu Kosmicznego w Creotech Instruments SA i wiceprezes zarządu Związku Pracodawców Sektora Kosmicznego. Kilka dni temu w rozmowie z Newseria Biznes przekonywał, że polska gospodarka może rozkwitnąć jeśli tylko dostrzeże szansę, jaką daje jej rozwój przemysłu kosmicznego.
– Gdy inni patrzyli w gwiazdy, my inwestowaliśmy w przemysł ciężki. Teraz faktycznie trudno nam konkurować z innymi krajami, ale tym bardziej nie ma na co czekać, bo nie dość, że w ten sposób nie zyskujemy, to jeszcze tracimy mnóstwo pieniędzy – przekonuje Kosiec.
Kosmiczne zyski
Polska dopiero trzy lata temu przystąpiła do ESA (Europejska Agencja Kosmiczna), dzięki czemu zyskała możliwość realizacji programów Agencji z wykorzystaniem jej wiedzy i infrastruktury. Ale od trzech lat co roku musi wpłacać do ESA składkę w wysokości 30 mln euro.
To dużo, ale globalne przychody sektora kosmicznego w roku przystąpienia Polski do ESA, pomimo kryzysu finansowego, osiągnęły 304,31 mld dolarów. Dało to po raz szósty z rzędu wzrost o 37 proc. Wszystkie kraje, które w przemysł kosmiczny zdecydowały się mocno zainwestować, odnotowują w nim wzrost przychodów.
Norwegia według raportu opracowanego przez Norweskie Centrum Kosmiczne, uzyskała zwrot inwestycji każdej korony w wysokości prawie pięciu, czyli prawie o 500 proc.
Wielka Brytania mimo kryzysu również obcięła budżet w poszczególnych sektorach gospodarki po to, by do i tak „kosmicznej” w porównaniu z polską sumy 170 mln funtów, dodać jeszcze kolejne 60 mln, właśnie na technologie kosmiczne. Dzięki takim posunięciom przemysł kosmiczny w UK zaledwie w ciągu czterech lat wzrósł o 7,5 proc., gdy w tym samym czasie inne gałęzie tylko traciły. Wyliczono też, iż biznes kosmiczny w Wielkiej Brytanii generuje zysk w wysokości sześciu funtów na każdy wydany na niego funt.
Tymczasem w Polsce
Tymczasem w Polsce mamy sporo małych firm i firemek, wydziałów i uczelni, agencji i instytucji, które kosmosem się zajmują. W Związku Pracodawców Sektora Kosmicznego zrzeszonych jest 31 małych i dużych firm oraz ośrodków badawczych, ale nie przekłada się to na spektakularne zyski.
Po 3 latach w ESA Polska może pochwalić się już pierwszymi sukcesami - urządzenia i aparatura badawcza opracowana w Polsce znalazły się na pokładzie sond prowadzących różne misje ESA, m.in. Integral, Cassini - Huygens, Rosetta czy Mars Express. Nadal jednak nie generuje ona funduszy na takim poziomie, by nawet te wkładane w ramach składki do Agencji sumy, jej się zwróciły.
Tę nieciekawą we sytuację miało uzdrowić powstanie Polskiej Agencji Kosmicznej, na stworzenie której polski rząd zdecydował się w 2014 r. Jej celem miała być koordynacja działań wszystkich zaangażowanych resortów np. obrony, gospodarki, nauki, spraw wewnętrznych i zagranicznych, tak by rodzimym przedsiębiorcom było łatwiej pozyskiwać wsparcie finansowe z ESA. Niestety, jej budżet wynosi tylko... 10 milionów złotych - jak na tę branżę, kosmicznie mało.
A mogło by być tak pięknie
Zdaniem Jacka Kośca największą bolączką Polski jest niezauważanie przepaści jaka jest między teorią, a praktyką w naszych poczynaniach prokosmicznych oraz nieumiejętność przekuwania odkryć naukowych na biznes.
Ale z tym kosmosem to tak na poważnie?
Skąd taka opieszałość Polski w kwestii tak dobrze zapowiadającego się biznesu, jeśli faktycznie jest on tak opłacalny i przyszłościowy? Może zwyczajnie kosmos do Polaków nie przemawia, bo według nich ten jest daleko, a my tu na Ziemi mamy dużo ważniejszych problemów i inwestycji niż loty na Marsa.
A może właśnie przez to, że nie mamy „kosmicznego” doświadczenia, nie mamy wyobraźni i umiejętności długofalowego myślenia o przedsiębiorczości? Jakakolwiek by nie była przyczyna, wygląda na to, że popełniamy błąd. Wystarczy bowiem zrozumieć, że chociażby posiadając własne satelity zwiększamy nasze bezpieczeństwo, szansę na przewidywanie lub opanowywanie katastrof np. tych pogodowych, na lepszy monitoring tego, co się dzieje na Ziemi oraz tego, co oferuje nam kosmos.
– Polsce nie trzeba kolejnych państwowych instytucji, by rozwijać branżę kosmiczną – mówi Jacek Kosiec. – Polsce potrzeba wsparcia dla sektora prywatnego, mostu pomiędzy nauką a biznesem, wizji i perspektyw rozwoju dla młodych. Tylko w ten sposób mamy szansę zaistnieć w tym kosmicznym wyścigu.
Napisz do autora: izabela.marczak@innpoland.pl
Reklama.
Udostępnij: 4
Jacek Kosiec, Crotech
Teraz buduję dom, zatrudniłem ekipę, która coś tam źle zmierzyła, coś źle przyłożyła i w efekcie podziurawili mi całą belkę nośną. Ja się wkurzyłem, a oni: „No, przecież od tych kilku dziur dom się Panu nie zawali”. Może nie, a może tak. Tyle, że w przemyśle kosmicznym już nie ma tego „może”. Technologie kosmiczne nie tolerują błędu, bo ten oznacza, że rakieta spada, a kosztująca miliony satelita rozpada się na części. Chcę podkreślić, że inwestycja w technologie kosmiczne oznacza wprowadzenie wysokich standardów, jakości, co także przełoży się na podniesienie poziomu innych sektorów rodzimego przemysłu.