Obniżył cenę gałki lodów do złotówki i rozbił bank. Grycan będzie liderem w sprzedaży lodów
Tomasz Molga
07 czerwca 2015, 09:40·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 07 czerwca 2015, 09:40Stare powiedzenie Zbigniewa Grycana brzmi: jeśli kolejka w lodziarni na Puławskiej sięga do charakterystycznej lipy na chodniku to znaczy, że biznes idzie dobrze. W dzień dziecka Grycan ogłosił, że obniża ceny gałki lodów do złotówki. Wygląda na to, że robił bank, bo we wszystkich lokalach kolejki utworzyły się jak za czasów PRL.
Mechanizm działania
- Nie możemy zdradzić ile sprzedaliśmy, ale akcja przyjęła się nadspodziewanie dobrze - mówi jedna z menedżerek marki. Czy biorąc mniej można zarobić więcej? Na co liczyli Państwo Grycanowie? Mechanizm wdzięczności. Kupujesz lody po złotówce i wiesz, że Grycanowie wykonali wobec ciebie gest. Idąc na lody następnym razem albo kupując w sklepie, czujesz się zobowiązany do rewanżu. Wybierasz ich produkt i czujesz się jakbyś przeprowadził przez przejście staruszkę.
Dlatego pomimo buńczucznych zapowiedzi konkurentów (Unilevera w sprawie Algidy) o szokujących promocjach w tym sezonie, najbardziej wiarygodnie wypada Elżbieta Grycan. Już w ubiegłym roku oświadczyła, że ich marka będzie numerem jeden w sprzedaży lodów familijnych. To te w pudełkach, w odróżnieniu od lodów w rożku czy na patyku, czyli tzw. impulsowych.
W tym segmencie wciąż rządzą korporacje. Cały rynek lodów jest warty ponad 1,5 mld zł - sprzedaż sięga 133 mln litrów. Udziały są właściwie wyrównane. Najwięcej - około 20 procent - ma Algida, ale i im depczą po piętach inne
firmy: Nestle, bracia Koralowie z Nowego Sącza i właśnie Grycan. Tyle, że on gra w innej lidze.
Inna liga biznesu
Przekraczając setkę własnych lodziarni Grycan został numer jeden w sprzedaży lodów gastronomii. Ma własna fabrykę w Wiązownej pod Warszawą. W sumie sprzedaje produkty za blisko 200 mln zł. Jak twierdzi Zbigniew Grycan, powiedzieć, że ma się dobry produkt, to banał. Trzeba to jeszcze ładnie opakować, zadbać o pozycjonowanie w sklepach. - Ja na przykład odważnie postawiłem na czarne pudełka - przekonuje.
Czarne pudełko na lody? Grycan przytakuje i wspomina jak to zatrudnił artystę grafika do zaprojektowania eleganckich, najładniejszych pudełek lodów premium. Długo nad tym pracowali testując różne zestawienia kolorystyczne. Nie podobało się. - Wreszcie gdzieś w nocy zadzwonił telefon i ten grafik mówi mi, że chyba znalazł to coś. Przesyła projekt i żeby się nie zniechęcać. Patrzę, a tam lody w czarnym pudełku ze złotą obwódką. Nigdzie takich nie widziałem, więc mówię wyrzuć pan inne projekty biorę ten - opowiada biznesmen.
Na rodzinnych zdjęciach wiszących na ścianie kawiarni Zbigniew Grycan to chłopaczek w krótkich spodenki biega wkoło ojca, trzymającego duże pudło z napisem ,,Lody Miś”. – Aby podtrzymać rodzinną tradycję, rozpocząłem naukę rzemiosła. Praktykowałem w warszawskim Bristolu, słynącym z pracowni cukierniczej. Tam poznałem moją przyszłą żonę Elżbietę, córkę mojego mistrza. Wychowana jak ja w rodzinie cukierniczej, towarzyszy mi ponad 30 lat, wspierając mnie we wszystkich życiowych i zawodowych przedsięwzięciach. W najśmielszych snach nie marzyłem wtedy o tym, że wspólnie z nią zbuduję powszechnie znaną markę lodów – wspomina Grycan.
Udało mu się to już dwa razy. Zielona budka była numerem jeden pod koniec lat 90'. Grycan oddał kontrolę nad marką korporacji. Stwierdził jednak, że ta psuje jego produkty. Postanowił rozpocząć
biznes ponownie pod własnym nazwiskiem.