6 procent wynagrodzeń, dodatkowa premia i większe bonusy – tego, w skrócie, oczekują pracownicy PGNiG, którzy weszli w tzw. spór zbiorowy z firmą. Dla większości firm z ekonomicznego punktu widzenia takie postulaty brzmią po prostu kosmicznie, ale w branży energetyki takie żądania nie dziwią - od lat bowiem to jedna z najlepiej opłacanych branż w przemyśle.
Sytuacja trudna, ale pracownicy chcą więcej
Spór w PGNiG rozpoczął się w maju i raczej szybko nie zostanie zażegnany. Związki zawodowe bowiem, w których zrzeszona jest tam ponad połowa pracowników, domagają się podwyżek w dość trudnej sytuacji rynkowej. Chociaż spółka w I kwartale 2015 roku miała zysk netto na poziomie 1,2 mld złotych, to tak dobry wynik nie byłby możliwy bez cięcia kosztów i prowadzonej restrukturyzacji.
Od kiedy nastąpiło „uwolnienie cen gazu”, czyli liberalizacja całego rynku, gigant gazowy musi natrudzić się o wiele bardziej, by osiągać takie wyniki. Do tego ostatnio spółka weszła w spór arbitrażowy ws. hurtowych cen gazu z Gazpromem. Jak wskazywał w swoim komentarzu do tej sytuacji ekspert ds. energetyki dr Dominik Smyrgała w rozmowie z serwisem wnp.pl, warto apelować o „roztropność” w takich żądaniach. - Nie wiadomo przecież jak długo utrzyma się koniunktura związana z niskimi cenami zakupu gazu ziemnego – podkreślał dr Smyrgała.
Protesty trwają, a zarobki rosną
Związki uznały jednak, że sytuacja firmy jest na tyle dobra, by po raz kolejny podnieść pensje. Spór zapowiada się na długi i bolesny dla obu stron, pytanie tylko czy jest o co kruszyć kopię?
Patrząc na zarobki pracowników nie tylko PGNiG, ale w ogóle w sektorze energetycznym, trudno znaleźć zrozumienie dla kolejnych żądań podwyżek. W samym PGNiG już w 2010 roku średnia płaca wynosiła 5676 złotych, podczas gdy w innych przedsiębiorstwach było to średnio 3434 złote. Do 2014 roku pensje zatrudnionych w Polskim Górnictwie Naftowym i Gazownictwie wzrosły do średniej kwoty 6876 złotych, podczas gdy w firmach było to przeciętnie 3980 złotych – za danymi GUS.
Widać więc jak na dłoni, że zarobki urosły tam o ok. 1200 złotych w ciągu 5 lat. Co więcej, pracownicy PGNiG w średnich statystykach biją na głowę inne firmy państwowe – średnio zarabiają bowiem aż o 71 proc. więcej niż wynosi przeciętna płaca w spółce skarbu państwa.
Najlepiej sytuowani w przemyśle
Trudno w takiej sytuacji patrzeć na kolejne żądania związków zawodowych przychylnie. Tym bardziej, że ci ze spółek energetycznych lub wydobywczych są jednymi z najlepiej opłacanych w przemyśle – pod tym względem plasują się w pierwszej piątce branż. Od energetyki, według kompleksowego raportu Centrum Informacji o Rynku Energii (CIRE) na ten temat, zarabia się lepiej tylko w branży technologii informatycznych i telekomunikacji – mediana wynagrodzeń, czyli najczęstsza płaca, w energetyce wynosiła wtedy 4100 złotych, a przecież raport powstawał kilka lat temu. W tym czasie płace znowu się podniosły.
Co więcej, raport stwierdzał, że im większa firma, tym większe zarobki. W zakładach zatrudniających ponad 1000 osób mediana plasowała się na poziomie 4500 złotych – czyli w zasadzie obejmuje to wszystkie duże spółki energetyczne należące do Skarbu Państwa. Warto przy tym zaznaczyć, że mediana plasuje się o wiele niżej niż średnia – ta bowiem wynosiła w sektorze paliwowo-energetycznym 5151 złotych przy 3686 zł w całym przemyśle. Tak wysokie płace autorzy raportu tłumaczyli m.in. bardzo silną pozycją związków zawodowych w branży, gdzie poziom uzwiązkowienia w dużych koncernach wynosi często ponad 50 proc.
Podwyżki były nawet w kryzysie
Niektórzy gracze na rynku podnosili płace nawet w ciężkich latach kryzysu i w branży tej notowano coroczny wzrost płac – jak podkreślał raport, również dzięki związkom zawodowym. I tak w 2009 roku PGNiG podniosło pensje o 3,5 proc., zaś Energa o 4,2 proc., w 2010 roku z kolei Enea dała podwyżki na poziomie ok. 2 proc.
Również PKN Orlen oferuje swoim pracownikom bardzo wysokie płace. Średnia pensja tam wynosi – bez zarobków kadry kierowniczej – 9,5 tysiąca złotych. Młodszy Operator w rafinerii średnio zarabiał 3,3 tysiąca złotych, inni pracownicy 6,6 tysiąca złotych.
Mimo tak sutych zarobków, związkowcy z Orlenu kilka miesięcy temu postawili swojego pracodawcę w podobnej sytuacji, co teraz PGNiG – choć sprawa dotyczyła zupełnie czegoś innego. Orlen bowiem chciał zlikwidować dublujące się dyżury w rafineriach. Ich utrzymywanie z punktu widzenia ekonomicznego interesu firmy było bez sensu, tym bardziej, że w zasadzie w rafineriach na terenie całej Europy pracuje się już tak, jak chciał to zrobić Orlen. Związkowcy zaczęli przeciwko tej decyzji protestować, twierdząc, że oznacza to wielkie zwolnienia. Tych miało być raptem 290, i to w programie dobrowolnych odejść.
Między związkami i biznesem
Wspomniane programy to kolejna rzecz, która odróżnia spółki skarbu państwa, szczególnie energetyczne, od innych przedsiębiorstw. Nigdzie indziej pracownicy nie mogą liczyć na takie bonusy przy odejściach i na tak dobre warunki przechodzenia na emeryturę – bo trzeba pamiętać, że programy te kierowane są głównie do pracowników, którzy już zaraz będą mogli przejść na emeryturę, a więc de facto nic nie tracą. Jedynie idą na emeryturę nieco wcześniej, a w zamian dostają np. 6-miesięczną odprawę.
Orlen musiał wówczas zdecydować – podjąć decyzję słuszną ekonomicznie i przyszłościową czy ulec chwilowym żądaniom pracowników. Podobny dylemat ma dzisiaj PGNiG, a zapewne dotknie on kolejnych spółek – bo kwestia ta powraca regularnie, od lat, jak bumerang.
Przy czym jakie są skutki ulegania takiej presji, już wiemy. Związkowcy z Kompanii Węglowej, chylącej się ku upadkowi, swoją listę płac schowali – ale bynajmniej nie ze wstydu, raczej po to, by nikt nie wytykał im, że nawet pracownik administracji w kopalni zarabia grubo ponad 5 tysięcy złotych. KW i politycy za nią odpowiedzialni latami ulegali związkom zawodowym, aż doszło do momentu, w którym trzeba było podjąć drastyczne decyzje – o zamykaniu kopalń lub ich wyprzedawaniu. W spółkach energetycznych spoza sektora węglowego do tak skrajnej sytuacji raczej nie dojdzie, ale to wcale nie znaczy, że mogą sobie one pozwolić na spełnianie każdej zachcianki pracowników.