Coraz częściej przedsiębiorcy z całego świata wylatują do Singapuru, by brać udział w programach akceleracyjnych. To państwo, co prawda, od lat cieszy się popularnością wśród ludzi biznesu, a jak się teraz okazuje - potrafi skutecznie przyciągać do siebie także startupy.
– Mówiąc szczerze, nie ma jednej ekonomicznej teorii, która mogłaby samodzielnie wyjaśniać sukces Singapuru. Ekonomia kraju łączy w sobie ekstremalne elementy zarówno kapitalizmu, jak i socjalizmu. Wszystkie teorie są równie ważne; rzeczywistość jest złożona – pisał na łamach „Huffington Post” Ha-Joon Chang, ekonomista wykładający na Uniwersytecie w Cambridge.
Singapur znajduje się w czołówce najbogatszych, azjatyckich państw. By zachować wysoką przedsiębiorczość tamtejszy rząd i organizacje wprowadziły wiele regulacji, które ułatwiać mają powstawanie nowych firm i zachęcać ludzi do ich zakładania.
Dofinansowanie od państwa
Jednym z podstawowych narzędzi jest państwowe dofinansowanie do każdej zebranej inwestycji venture capital. Przedsiębiorstwa, które prowadzą działalność w Singapurze, mogą liczyć na dodatkowe 85 tysięcy dolarów od rządowych agencji za każde 15 tysięcy, które otrzymają od firm venture capital.
Blk71, bo tak nazywa się wspomniany klaster, zajmuje już trzy budynki, w których mieści się 250 firm. Cztery lata temu był zwykłym, niskim biurowcem.
Tek Seng Low, prezes singapurskiej Narodowej Fundacji Badań powiedział w rozmowie z Liz Gannes, że Singapur podglądał Izrael szukając sposobów na krzewienie przedsiębiorczości, a także przekształcanie wyników badań naukowych na biznes. – Przedsiębiorczość nie jest dla nas czymś naturalnym. Moja generacja to profesjonalnie ukształtowani ludzie, którzy boją się ryzyka, a młodzi są naiwni. Ekosystem nie uczy ich tego, jak się poruszać, jak adaptować, ponieważ Singapur to mały rynek – powiedział 60-letni prezes, cytowany przez Liz Gannes z Re/Code.
Singapur to także miejsce ścisłych regulacji społecznych: kary dla homoseksualistów, ograniczenia wolności słowa, zakaz importowania i spożywania gumy do żucia, ale także wysokie dodatki socjalne za każde urodzone dziecko. Odpowiedzią na wysokie podatki dla posiadaczy samochodów jest z kolei wspomniany wcześniej iCarsClub, czyli serwis do dzielenia się pojazdami. Startupy odpowiadają na potrzeby społeczeństwa.
Startupy powstałe w Singapurze zazwyczaj myślą od razu o globalnej ekspansji, bo sam kraj jest za małym rynkiem. Z kolei biznesowe ułatwienia przyciągają firmy z całej południowo-wschodniej Azji właśnie do Singapuru.
Studenci za granicą
Przykładem innego programu wspierającego startupy w kraju jest rozwiązanie Narodowego Uniwersytetu Singapuru. – Studenci uniwersytu wysyłani są na roczne praktyki do miejsc takich jak Dolina Krzemowa, Stockholm, Tel-Awiw czy Pekin – pisała Gannes w innym z artykułów. Takie osoby mają być świetnie przygotowane do zostania przedsiębiorcami. By ukończyć studia, muszą wrócić do kraju. I to właśnie w Singapurze założą pewnie swoją firmę.
200 studentów rocznie bierze udział w programie NUS Overseas Colleges. Z 1700 uczestników powstało na razie około 200 startupów, ale będzie ich więcej. – Sukcesami programu są na przykład: startup dotyczący bezpieczeństwa mobilnego tenCube, który został kupiony w 2010 roku przez McAfee, a także Zopim, startup dotyczący czatów na żywo, kupiony przez Zendesk za 30 milionów w 2014 roku – pisze Gannes. Jak widać, zachęty się po prostu opłacają.
Przez ostatnie pięć lat, singapurska Narodowa Fundacja Badań wpompowała w ten sposób 167 milionów dolarów w startupy będące we wczesnej fazie, takie jak TreeBox (bezpieczeństwo mobilne) czy iCarsClub (dzielenie się pojazdami). A to tylko najbardziej bezpośredni i łatwy do zauważenia przykład tego, jak rząd stara się wspierać powstającą scenę technologiczną. Inne agencje zajmują się na przykład finansowaniem klastra startupów, w którym przestrzeń biurowa kosztować ma miesięcznie około 15 dolarów za metr kwadratowy. Czytaj więcej