Misja do Izraela naszych przedsiębiorców i ludzi ze świata nauki była szumnie zapowiadana i omawiana w mediach. Rozmowy toczyły się wokół innowacji, inwestycji i finansowaniu polskich naukowców przez Izrael. Nikt jednak nie wspomniał o tym, jak będzie wyglądać współpraca w wymiarze faktycznym – a Izraelczycy słyną z bycia trudnymi partnerami biznesowymi.
Wyjazd, w którym uczestniczyło blisko 100 polskich przedsiębiorców, był okazją do pogłębienia współpracy gospodarczej z partnerami izraelskimi. Chodzi głównie o nowe technologie, ich transfer ze środowiska nauki do biznesu, czy też innowacyjne rozwiązania dotyczące wysokich technologii, startupów, czy funduszy venture capital.
– Izrael to państwo, w którym wręcz modelowo rozwiązano funkcjonowanie środowiska biznesowego z naukowym. Jeżeli mamy się czegoś uczyć, to właśnie od nich – mówił w rozmowie z INN Poland Patryk Tuczapski, doradca Pracodawców RP. Wyjazd zorganizowany jest przez MSZ we współpracy z Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, Pracodawcami RP i Stowarzyszeniem Producentów Izraela (MAI).
Oficjalnie wszystko dobrze się zapowiada, Izrael słynie z innowacyjności, jest bez wątpienia państwem silnym gospodarczo i warto się od nich uczyć. Otwartą kwestią jest jednak wygląd współpracy już po nawiązaniu kontaktów. Izraelczycy słyną z tego, że są bardzo bezpośredni, wymagający, a czasem nawet agresywni w biznesie. Część z tych problemów wynika z różnic kulturowych.
Na popularnym na zachodzie portalu Quora, który służy do zadawania pytań z różnych dziedzin i pozyskiwania na nie odpowiedzi z różnych źródeł, powstał wątek: „czemu z Izraelczykami tak ciężko się współpracuje?”. Odpowiadali na niego Kanadyjczycy, Amerykanie, Europejczycy, a nawet sami Izraelczycy. Co ciekawe, wielu z nich było z branży technologicznej, więc ich doświadczenia mogą być szczególnie przydatne.
Izraelczycy sami o sobie
Ohad Samet, który żył w Izraelu przez 30 lat, a obecnie współpracuje zarówno z Amerykanami, Europejczykami i swoimi rodakami, odpowiada na postawione pytanie "tak, jesteśmy ciężcy we współpracy. Bardziej niż przedstawiciele innych narodów? Zależy jak spojrzeć na ten problem".
Jego zdaniem jest to bardziej kwestia niezgodności w stylach komunikacji niż to, że z tym konkretnym narodem ciężko się współpracuje. On z własnego doświadczenia miał problemy w kontaktach z Chińczykami. Podaje kilka powodów, dlaczego współpraca z Izraelczykami może być ciężka dla przeciętnego pracownika Doliny Krzemowej, czy jakiejkolwiek innej korporacji. Jego uwagi mogą być bardzo cenne dla Polaków.
Po pierwsze, Izraelczycy wykazują prawie całkowity brak szacunku dla władzy, wszyscy w zasadzie zachowują się jakby byli szefami. Jest nieustanny nacisk na to by się rozwijać, awansować w strukturze społecznej.
Po drugie: agresywne zachowanie, a przynajmniej sposób bycia, tak jest odbierany na Zachodzie. W Dolinie Krzemowej panuje kultura zachowania pasywno-agresywnego, tymczasem Izraelczycy są bardzo bezpośredni i wręcz szczerzy do bólu, nie owijają w bawełnę.
– Powszechnym sposobem na wyrażanie sprzeciwu w Izraelu, przynajmniej tam gdzie ja pracowałem i żyłem, jest powiedzenie wprost "to najgłupsza rzecz jaką w życiu słyszałem". Dla porównania Amerykanin próbując się nie zgodzić powie "Nie to, że się nie zgadzam, ale pozwól mi zaproponować inny punkt widzenia" – pisze Ohad Samet.
Izraelczyk wskazuje na to, że jego rodacy często są cyniczni i czasem nie radzą sobie z niektórymi szaleństwami codziennego życia korporacyjnego. - Nigdy nie usłyszysz od nas "jest jak jest", mam wrodzony brak wiary w liderów/przełożonych i skłonność do częstego kwestionowania podejmowanych przez nich decyzji – tłumaczy Samet.
Niezwykle istotny jest także fakt, że Izraelczycy są obarczeni traumą Holocaustu – nawet w trzecim pokoleniu. - To, a także codzienne, czy cotygodniowe informacje o prześladowaniach Żydów na całym świecie, powoduje, że mamy wrażenie, że cały świat jest przeciwko nam, a jednocześnie, że mamy prawo do specjalnego traktowania z tego powodu – zauważa Samet.
Assaf Lavie, kolejny Izraelczyk dodaje, że "branie pod uwagę uczuć i punktów widzenia innych ludzi nie jest po prostu jedną z podstawowych wartości izraelskiej kultury".
Jego zdaniem to kwestia homogeniczności izraelskiego społeczeństwa. - Kiedy wszyscy wokół ciebie mają generalnie takie same doświadczenia życiowe jak ty, trudno jest wyobrazić sobie, że istnieją ludzie z inną wrażliwością. Polityczna poprawność jawi się nam jako obawa przed byciem prawdziwym sobą. Eufemizmy, owijanie w bawełnę, zamiast powiedzieć coś wprost, to dla nas strata czasu, a kiedy ktoś marnuje mój czas, to już właściwie jest obelga – tłumaczy Lavie.
Izraelczyk zauważa, że to szczególnie wychodzi na wierzch kiedy jego rodacy przyjeżdżają do Zachodnich państw, takich jak Niemcy, Kanada czy Wielka Brytania. Sposób, w jaki ludzie zachowują się w miejscach publicznych, fakt, że klient ma zawsze rację – to Izraelczycy odbierają na dwa sposoby. Po pierwsze, fajnie mieć do czynienia z taką kulturą, a po drugie jest to oznaka słabości, coś, co można wykorzystać.
- Wprowadzenie Izraelczyka do takiego środowiska wygląda często jak wpuszczenie piranii do akwarium. To dobre dla piranii, ale już nie tak bardzo dla innych ryb – zauważa ostro Assaf Lavie.
Zarówno Lavie jak i Samet zwracają uwagę na bardzo ważny czynnik, który kształtuje Izraleczyków – to obowiązkowa służba wojskowa. Tam podstawową wartością jest osiągnięcie wyznaczonego celu, bycie zdeterminowanym i uporczywym. Zajmuje się w ten sposób miejsce idei bycia częścią grupy, słuchania innych poglądów czy unikania możliwości urażenia innej osoby.
- Spędzamy 3 lata, wykonując polecenia jakiegoś idioty z wyższym stopniem bez żadnej możliwości postawienia się, a potem spędzamy 30 lat w świecie biznesu nie przejmując się opiniami innych, chyba, że naprawdę udowodnili swoją wartość – pisze Lavie.
Autor powyższej wypowiedzi zaznacza, że jest to oczywiście generalizowanie, ale stereotypy i ich źródła, pomagają nieco w zrozumieniu zachowania konkretnych jednostek.
Z kolei Nate Anderson, który pracował w Jerozolimie jako ratownik, zauważa, że Izraelczycy traktują się jak jedną wielką rodzinę. Kiedy jeździł ambulansem podczas drugiej Intifady (powstania palestyńskiego) zauważył, ze zwykli cywile często ryzykowali swoim życiem, by pomagać kompletnie obcym osobom. W jego ocenie, w takim społeczeństwie fałszywe uprzejmości są uważane za obraźliwe. – Na przykład, kiedy ubiera się krytykę w miłe słówka. Izraelczycy wolą, kiedy traktujesz ich w taki sam sposób, jak swoje rodzeństwo, mówisz szczerze bez ogródek, że coś jest nie tak – podkreśla.
Denise Aptekar, Amerykanka, która w czasie swojej pracy zawodowej miała styczność z Izraelczykami, podkreśla, że to, co jest jednocześnie dobre i złe w pracy z nimi, to ich bardzo szybkie tempo wykonywania projektów. Wieczorem można omawiać z nimi jakiś projekt, a następnego dnia rano mogą mieć już przygotowany prototyp. W jej ocenie czasami jest to fantastyczne, ale niekiedy tak naprawdę prowadzi do marnotrawienia czasu pracy.
Problemy w komunikacji
Idan Schneider, z zawodu rysownik, podaje dosyć ciekawy przykład na różnice w komunikowaniu się: Izraelczyk pracuje pod amerykańskim szefem, który jest wściekły z powodu czegoś, co pracownik zrobił. Wzywa go więc do siebie i surowym głosem mówi "Myślę, że możemy mieć mały problem". Jak to odczyta Izraelczyk?
Szef powiedział „myślę, że”, czyli nie jest pewien, czy problem faktycznie istnieje. Użył liczby mnogiej, czyli – to nie jest mój problem, tylko nasz wspólny, a więc nie jest to moja wina. „Możemy” – znowu nie ma pewności co do tego, czy jest o co się martwić, a z kolei użycie wyrażenia „mały problem” dla Izraelczyka oznacza, że to drobna kwestia, którą łatwo da się naprawić.
W tym momencie amerykański szef jest zirytowany, a izraelski pracownik zrozumiał to tak, że nie ma się czym tak naprawdę martwić. Został wychowany w ten sposób, że gdyby działo się coś poważnego, to powiedziano by mu o tym wprost.
Szczerość, bezpośredniość – przecież to dobre cechy
Z drugiej strony, wielu użytkowników dyskusji uznaje bezpośredniość i szczerość Izraelczyków jako zalety, bo z ich perspektywy powoduje to, że osiąganie konkretnych wyników z nimi jest prostsze. Gil Yehuda zauważa, że im więcej jest okazji do pracowania z różnymi ludźmi, tym człowiek będzie lepszy w tworzeniu wspólnego gruntu z przedstawicielami innych kultur.
- Nie narzekaj, że inni ludzie nie są tacy jak ty. Dorośnij. W swoim życiu napotkasz wielu ludzi różniących się bardzo od ciebie. Jeśli mądrze do tego podejdziesz, to będziesz w stanie rozwinąć pewną samoświadomość i wykorzystać te doświadczenia jako siłę w swojej karierze – zwraca się bezpośrednio do autora.