Marcin Grodzicki przez kilka lat pomagał w rozwoju startupów w Londynie. Pierwszy projekt, w który się zaangażował wygrał w 2009 roku konkurs Seedcamp. Postanowił w końcu wrócić do Polski i tutaj rozwinąć swój własny biznes. Przyznaje jednak, że w Anglii prowadzenie firmy było o wiele łatwiejsze.
Grodzicki zaczynał swoją karierę w firmach zajmujących się twardym IT: serwisowa obsługa klientów, data center, itd. Był osobą od marketingu, tym, który stara się sprzedać rozwiązania wymyślone przez tęgie programistyczne głowy.
Pierwsze startupy
W 2009 roku na jednym ze startupowych spotkań poznał Grzegorza Jakackiego z Codility, platformy ułatwiającej zatrudnianie programistów. Grodzicki dołączył do zespołu Codility i zgłosił firmę do konkursu w Anglii. Po zwycięstwie w SeedCampie, Codility otrzymało inwestycję i przeniosło się na kilka miesięcy do Londynu. – Myśleliśmy, że musimy to zrobić. Okazało się, że jednak, że zrobiliśmy to niepotrzebnie. Uznałem wtedy jednak, że branża w Londynie jest ciekawsza niż w Polsce – wspomina Grodzicki.
Początki działalności za granicą nie były jednak najłatwiejsze. Grodzicki nie miał znajomości i wszystko musiał sam wypracować. – Rozstałem się z Codility i zacząłem współpracę z AdTaily. Bez środków na marketing musiałem zbudować międzynarodową sieć – mówi. Wtedy pracował już w grupie Agory w rozwijając ich dział biznesu międzynarodowego. – Nauczyłem się tam e-marketingu i biznesu internetowego. Na początku 2013 roku stwierdziłem jednak, że pora popracować nad własnymi projektami – mówi Grodzicki.
Własne projekty
Pierwszym własnym projektem Grodzickiego było Resonance, biznes będący połączeniem content marketingu z technologiami reklamowymi. – Z czasem naturalnie Resonance rozwinął się w drugi, równoległy projekt, czyli Boom. Ciągle dotyczył content marketingu, ale już inaczej ujętego – mówi Grodzicki. Boom polegał na rozprzestrzenianiu treści przez sieci społecznościowe pracowników. – Przykład: wszyscy redaktorzy dostają powiadomienie, że w ich systemie pojawiło się coś nowego i mogą automatycznie przesłać to na swoje kanały społecznościowe – tłumaczy.
– Oba te projekty działały, ale nie na tyle, bym zdecydował się szukać pieniędzy na ich rozwój – mówi Grodzicki. W międzyczasie zaczął zajmować się również biznesem doradczym. Z Grzegorzem Bzówką współpracowało mu się nadzwyczaj dobrze. – Zastanawialiśmy się co jeszcze moglibyśmy razem zrobić. Chcieliśmy zająć się czymś, co by nas cieszyło. Już nie usługami B2B – mówi. Wybór padł na turystykę. – Było to najbardziej bliski nam temat.
Wakacyjny biznes
Analizowali rynek, formułując i odrzucając kolejne modele biznesowe. W końcu ich uwaga spoczęła na modelu, który dobrze działał już w Wielkiej Brytanii, ale był nieobecny w Polsce. – Stwierdziliśmy, że to dobry pomysł na początek naszej przygody w Polsce. Przeniesienie modelu, który dobrze działa i wdrożenie go w nowym miejscu– mówi Grodzicki. Tak powstał pomysł na Start Holidays.
Start Holidays to internetowy pośrednik turystyczny, który działa w oparciu o pakiety dynamiczne. Turysta może sam skomponować sobie wyjazd ze wszystkich dostępnych komponentów: wybrać przelot, hotel, transport do hotelu, a także wszelkie dodatki, jak chociażby ubezpieczenie czy nawet atrakcje do zwiedzania.
– Wszystko można wybrać logicznie, krok po kroku, w jednym serwisie. Za wszystko płaci się jedną transakcją, a potem wszystko jest rezerwowane. Jeśli jednak jestes już na miejscu, w kurorcie i chcesz coś zmienić, to możesz zrobić to sam, bezpośrednio. To tak jakbyś miał podpisane umowy z każdym z usługodawców. Nie jest jak w biurze podróży, gdzie reklamacje muszą przechodzić przez centralę. Zawsze jednak możemy pomóc jeśli jest problem – tłumaczy Grodzicki. Nad wszystkim czuwa polskie prawo.
Zdaniem Grodzickiego taka platforma ma dwa plusy dla klienta. – Po pierwsze może być dużo taniej. Wybierasz tylko te rzeczy, które cię interesują. Tak samo z transportem. Nie musisz na przykład płacić za bagaż, jeśli jest taka opcja, a wybierasz się jedynie z bagażem podręcznym. Po drugie, daje to wolność wyboru. Nie jesteś skazany na kilka hoteli, z którymi biura podróży mają podpisane umowy. Jeśli nie obchodzi cię all inclusive, to możesz wybrać jakiś dalszy kurort lub kameralny hotel – mówi Grodzicki.
Polska a Wielka Brytania
– To, co w tej chwili widzę w Polsce, to pewnego rodzaju otrzeźwienie – mówi były już emigrant. – Pieniądze z niektórych programów inwestycyjnych się pokończyły, inne muszą być szybko wydane. W niektórych sektorach nie widać zmian. Mam nadzieję, że wyjdą z tego najsilniejsi gracze, którzy będą tworzyć ekosystem startupowy i biznesowy w Polsce – mówi Grodzicki. Najciekawsze zmiany według rozmówcy dotyczą jednak codziennego życia. – Zmienia się styl życia Polaków. Są świadomi tego, co jest dobre, a co wymaga poprawy. Gdy wyjeżdżałem wszyscy zastanawiali się czy przeżyją z pensją do pierwszego. Teraz coraz więcej osób zastanawia się co zrobić ze swoim życiem, bo ma do tego środki.
Inaczej jest jednak zdaniem Grodzickiego z prowadzeniem własnej firmy. – To kosmiczna różnica. Niekoniecznie np. w kwestiach podatkowych, ale mówię raczej o podstawowych rzeczach. Grzegorz od początku założenia naszej działalności ciągle załatwia papierkowe sprawy, bo musi robić to własnoręcznie. W Anglii prowadzenie firmy na rynku było łatwiejsze. Miałem księgowego, któremu płaciłem roczną, dość niską stawkę, a on załatwiał za mnie wszystko: od zgłoszenia firmy po wszelkiego rodzaju rozliczenia. Musiałem tylko odpowiadać na jego maile. Widziałem się z nim raz na rok – opowiada Grodzicki. Jego Start Holidays to polska spółka, regulowana w kraju i zarejestrowana jako pośrednik turystyczny.
Zdaniem byłego emigranta w Polsce szybko można ułatwić niektóre procesy. – Pod tym względem w Polsce jest najwięcej do zrobienia, ale to też względnie prosta praca. Urzędnicy powinni przeanalizować jak przebiega interakcja przedsiębiorców z urzędami, ocenić te interakcje i wyrzucić niepotrzebne kroki. Nie wymaga to niesamowitej żonglerki ekonomicznej – mówi.
Dlaczego jednak zdecydował się wrócić do kraju? – Powodem, dla którego emigranci nie wracają nie jest wcale to, że w Polsce jest ciężko albo że jest nadmierna biurokratyzacja. Zostają tam, bo są po prostu ciekawi innego życia. Nowoczesne pokolenie przedsiębiorców wybiera to, co chce. Dla nas było to zgranie się dwóch, trochę niezależnych rzeczy. Po pierwsze znaleźliśmy biznes, który mogliśmy rozkręcić właśnie w Polsce, po drugie stęskniliśmy się zwyczajnie za rodziną – tłumaczy Grodzicki.