Postawili na dobre miejsce, w ścisłym centrum stolicy. Na ich start czekało wielu. Na otwarciu był nawet ksiądz, który życzył im sukcesów w walce „przeciwko złowieszczym zakusom rządu światowego ”. Ani rząd, ani fiskus, jak się obawiano, nie zaszkodził jednak polskiej Ambasadzie Bitcoin. Historia rozbiła się o... pieniądze, choć z założenia miało być bezwalutowo.
Otwarcie z wielką pompą
Była pierwszym w Polsce, a trzecim na świecie punktem BTC, który miał ambicje promować ideę cyfrowej waluty i dostarczać zainteresowanym rozwiązań technologicznych oraz porad w zakresie Bitcoina. 12 maja 2014 r. w samo południe uroczyście otwarto lokal Ambasady Bitcoin przy Kruczej 46. Projekt został stworzony przez Macieja Ziółkowskiego i Piotra Hetziga – autorów pierwszego w Polsce bloga o Bitcoinie – Satoshi.pl. Szkolenia, konferencje oraz sprzedaż sprzętu do autoryzacji transakcji Bitcoin miały przynieść spółce zyski.
– Ambasada Bitcoin reprezentuje pierwsze tak innowacyjne przedsiębiorstwo w Europie – mówił prasie Maciej Ziółkowski. – Po Montrealu i Tel Awiwie przyszedł czas na Warszawę - przekonywał. Jego partnerPiotr Hetzig dodawał zaś: – Bitcoin jest przyszłością, a Polska ma szansę stać się liderem w tej zaawansowanej branży.
Zwolennicy idei zdecentralizowanych transakcji płatniczych cieszyli się, że w Polsce powstał taki punkt i wiele sobie po nim, przynajmniej niektórzy z nich, obiecywali. Kilka miesięcy później po Ambasadzie został na Kruczej pusty lokal, a jej właściciele, krótkim oświadczeniem w sieci, ogłosili, iż kończą działalność.
Tajemniczy krach
Dziś lokal na Kruczej 46 w Warszawie, choć nadal oklejony informacjami o Ambasadzie Bitcoin, stoi zamknięty na trzy spusty. Wśród społeczności miłośników cyfrowej waluty dezorientacja. Nikt nie wie dokładnie, co się stało, choć dyskusja na forum.bitcoin.pl wywołała do odpowiedzi właścicieli spółki, ukrywających się pod różnymi pseudonimami.
Oficjalnie wiadomo, a wynikało to z oświadczenia wpuszczonego do sieci przez Ambasadorów Bitcoin w Warszawie w marcu 2015, że jeden z właścicieli spółki otrzymywał pogróżki i był szantażowany, a w końcu pobity i zastraszony, co ostatecznie doprowadziło spółkę do decyzji o jej zamknięciu.
Podkreślali wówczas, że ambasadę zostawiają bez długów - z wyjątkiem jednego, wobec osoby, która "jawnie przyczyniła się do zamknięcia Ambasad”. Wśród społeczności bitcoinowców zaczęły się spekulacje, co, kto, i dlaczego. Jednak już znacznie wcześniej na forum.bitcoin.pl, taki właśnie scenariusz życia Ambasady, wróżyli jej co niektórzy forumowicze.
Wróżenie z fusów czy zapowiedź upadku
Jeszcze zanim biznes na Kruczej 46 na dobre wystartował, robotix - uczestnik forum.bitcoin.pl, zanotował:
Inny uczestnik z kolei, który odwiedził Ambasadę przy Kruczej tydzień po jej otwarciu, pisał:
Wczoraj tam byłem i pocałowałem klamkę, bo było zamknięte. Wiem, wiem, zaraz napiszesz, że ktoś na obiad poszedł albo do kibla. Fakt, że tydzień po szumnym otwarciu w środku dnia nikogo w środku nie było, drzwi zamknięte na głucho i żadnej kartki. Na razie podsumowanie Ambasady:
1. ceny koparek prawie 2 x ponad cenę rynkową
2. właściciele Ambasady ukrywają się, za nich PR uprawiają inni ludzie
3. ambasada jest zamknięta w godzinach urzędowania
4. rysuje się podział na ludzi związanych z Ambasadą Bitcoin i NASZYM mainstreamem jakim jest forum bitcoin.pl.
Internauci krytykowali Ambasadę za wysokie ceny, brak zainteresowaniami klientami i nastawienie na zysk.
Ambasada czy pole bitwy
Z relacji klientów nie wynika, żeby ktokolwiek w Ambasadzie cokolwiek sfinalizował. W sumie trudno znaleźć jakikolwiek wpis o takiej transakcji poświadczający. Z danych KRS wynika, że prezesem Ambasady jest Łukasz Jakubowski, w danych kontaktowych widnieją natomiast maile do niejakich Macieja (Ziółkowski) i Mateusza(?). Maciej Ziółkowiski pojawia się także jako wspólnik w KRS spółki Satoshi, która obok Arkadiusza Osiaka i Marka Przemysława Faryny jest głównym udziałowcem Ambasady.
Domysły i konflikty
Według jednej z wersji wydarzeń Ambasada nie przetrwała, bo doszło do wewnętrznego konfliktu między udziałowcami. Potwierdza to jawny już wpis na forum jednego z udziałowców firmy Arkadiusza Osiaka, który pisał o wzajemnych oskarżeniach między udziałowcami. Wskazywał, że nikt w spółce "nie ukradł" i "nie przywłaszczył sobie" udziałów w Ambasadzie, ale u notariusza, za zgodą wszystkich udziałowców, nabył swoją część.
Na wpis Osiaka reaguje kolejny wspólnik z Ambasady niejaki rafal.k:
Arek Osiak aktywnie wypacza rzeczywistość wokoł swojej osoby. Nie inwestował pieniędzy w Ambasadę tylko pożyczał. Ambasada by nie powstała, gdybym nie ukrócił samowoli Osiaka i jego kaprysów. Zapieprzaliśmy przy Ambasadzie z Mackiem i Piotrkiem, a Arek miał to wszystko w nosie, aż nagle się zaczął wtrącać i robić bałagan. Prawie rozwalił projekt, a potem zbuntował przeciwko nam Marka. Piotrek miał, też kłopoty przez Osiaka. Brudów nikt nie wywlekał nigdy, ale jak będzie trzeba, to się to zrobi nie bój się. Masz parcie na bitcoin wszytko po trupach. Jak tylko się pojawiłeś sprawdzałem cię i wiem jak kończyli twoi poprzedni wspólnicy w money.pl i myślałeś ze to samo wykręcisz w Ambasadzie? Trafiła kosa na kamień. To co Osiak napisał to stek pomyj i oszczerstw.
Bez dyplomacji nie ma ambasady
Wygląda więc na to, że upadek polskiej Ambasady Bitcoin, mimo otoczki tajemniczości jaka temu upadkowi towarzyszyła, jest dość jasny. Ktoś nie sprawdził biznesowego partnera, ktoś dał się nabrać, jedni się starali, inni chcieli tylko spijać śmietankę. Z pewnością o braku powodzenia przedsięwzięcia zdecydował m.in. właśnie wewnętrzny konflikt między inwestorami – wspólnikami całego przedsięwzięcia.
I choć nie sposób z powyższych dyskusji rozstrzygnąć, kto zawinił, a kto jest ofiarą, dla społeczności bitcoin nie ma to większego znaczenia. Liczy się bowiem to, że miejsca promującego koncepcję cyberwaluty już nie ma, a konflikt między udziałowcami spółki, podzielił także społeczność bitcoinowców na ich głównym forum.
Najsmutniejsze jednak w tej historii zapewne jest to, że firma, której podwaliny stanowiła anarchistyczna w sumie idea, poległa na najstarszym i najbardziej „centrowym” konflikcie świata: o władzę i pieniądze.
„Nigdy nie miałem do czynienia z lichwami czy pożyczkami typu 'kokos". Staram się wspierać społeczność bitcoin i rozwój całego projektu jak tylko potrafię. Utaplałem się w błotku niestety na własne życzenie i przez własną naiwność – wyznaje na forum prezes. – Ale jak to mówią, co Cię nie zabije, to Cię wzmocni. Przeżyłem w życiu już nie jedno więc i to przeżyję". Wygląda jednak na to, że BitCoin w Polsce będzie miał mniej szczęścia.
Na własnej skórze doświadczyliśmy jak wiele złego może spowodować w ludziach zawiść, zazdrość czy chęć pokazania innym - "mi się nie udało to Wam też nie. Ktoś postanowił nas zniszczyć i bardzo się ku temu postarał.
robotix, forum BitCoin
Poczytałem trochę o innych Ambasadach na świecie i warszawska to kompletnie inny projekt. Tam duchem jest społeczność. Pomoc. Wsparcie. Nie ma nastawienia na KAPUSTĘ i ZYSK jak w "naszej" Ambasadzie w Warszawie. Tutaj ktoś wyłożył ogromną kasę na reprezentacyjną ulicę w Warszawie. Pozostałe Ambasady to pełny luz, luzackie wnętrza, okolice hipsterskie. W środku jesteś u siebie, a nie jak w znienawidzonej instytucji finansowaj typu BANK. Co ma wspólnego wnętrze polskiej Ambasady z Bitcoinem? Bitcoin to rewolucja, a Warszawska Ambasada, widziana przez szybę, to kolejne biuro doradztwa bankowego czy sprzedaż mieszkań. Padną po 3 miesiącach i tak będzie. Polska Ambasada to kompletne zaprzeczenie idei Bitcoin. To zwykły skok na KASĘ. Naszą kasę. Twoją kasę.
Arkadiusz Osiak
Powtórzę: nabył, kupił, zapłacił za nie. Byliście obecni, zgodziliście się na to, bo bez Waszej zgody nie byłoby to możliwe. Notariusza sami wybraliście, nie było żadnego przestępstwa, nie ma żadnych wątpliwości co do legalności i charakteru tej transakcji. Co ciekawe, żeby była jasność, kilka tygodni później sprzedał Wam wszystkie te udziały za 1 zł, ja również.(...)