Po rozwodzie pod koniec lat 90. Bonnie Brown potrzebowała pracy. Zatrudniła się jako masażystka na częściowy etat w młodym startupie technologicznym. Zarabiała 450 dolarów tygodniowo. Razem z wypłatami dostała plik akcji firmy. Ona i tysiąc pierwszych pracowników rzeczonego startupu. Po pięciu latach pracy sprzedała swoje akcje za kilka milionów dolarów i zatrudniła własną masażystkę. Firma, w której pracowała, to Google.
Na program akcji pracowniczych zdecydowała się właśnie krakowska firma Kontakt.io, która produkuje beacony. Jeśli z czasem technologia beaconów wejdzie na dobre do codziennego życia, akcje Kontakt.io mogą być warte krocie.
Udziały w firmie to miły dodatek. Trzeba jednak pamiętać, że ich wartość może się znacznie różnić. Poza tym, nie ma gwarancji, że osoba, która otrzymała akcje firmy wyjdzie na tym na plus. Niektórzy decydując się na pracę w startupie kierują się jednak tym, czy dana firma oferuje udziały jako część kompensaty.
Program akcji pracowniczych, czyli Employee Stock Options Plan są popularne wśród startupów na Zachodzie. Program daje pracownikowi możliwość kupienia akcji firmy za ustaloną wcześniej, sztywną cenę z zastrzeżeniem w jakim okresie mogą akcje kupować i po jakim okresie mogą je sprzedać. Teoretycznie im dłuższa „blokada” tym większa powinna być motywacja pracownika. To tak zwane „opcje na akcje”.
Jak to działa?
Powiedzmy, że pracownik otrzymuje możliwość kupienia 300 akcji z ceną wykonania (ang. strike price) 10 złotych za każdą akcję. Akcje i możliwość ich kupna rozłożono jednak na trzy lata. Pod koniec każdego roku pracownik może zatem kupić 100 akcji po 10 złotych za akcję. Gdyby cena akcji wzrosła w tym czasie o 5 złotych, to pracownik wciąż kupuje je za 10 złotych i zyskuje na każdej akcji. Gdyby cena akcji zmalała, pracownik może akcji nie wykupywać, by nie stracić na tym pieniędzy. Może zdecydować się na to, gdy cena akcji podskoczy.
O tym czy sprzedać akcje czy je trzymać każdy musi zdecydować już samego. To wszystko jest kwestią ryzyka jakie każdy posiadacz akcji jest w stanie ponieść. Warto skonsultować się z ekspertem i nie opierać swojego potencjalnego majątku wyłącznie na akcjach jednej firmy. Sprawa komplikuje się jednak, jeśli firma nie wejdzie z czasem na giełdę lub zostanie wykupiona przez inną firmę.
- Tu problemem jest realna wycena akcji pracowniczych. Dopóki akcje nie są notowane na giełdzie, trudno określić, ile są faktycznię warte. Oczywiście, można je sprzedać i kupić w transakcjach poza rynkiem regulowanym. Trzeba jednak być bardzo ostrożnym, ponieważ nierzadko ceny, proponowane przez osoby organizujące skup, znacznie odbiegają od godziwej wartości takich akcji - ostrzegał Jarosław Ryba, analityk serwisu bankier.pl, cytowany przez portal Centrum Rekrutacyjne.
W sytuacji programów akcji pracowniczych należy również bardzo dobrze przestudiować umowę. Głośno było między innymi o sprawie Skype'a, który zastrzegł, że zwalnianym pracownikom odbierane będą akcje.