Carl Bildt, szef szwedzkiego MSZ powiedział, że Dolina Krzemowa większość innowacyjnych koncepcji zawdzięcza pierwszemu pokoleniu imigrantów. Znaczenie wpływu imigrantów na postępowość gospodarek dostrzega wielu ekspertów. Mówią oni o konieczności otwarcia się na inność. Polska także wydaje się dostrzegać tę zależność. Coraz szerzej nasze uczelnie otwierają się na obcokrajowców. Pytanie tylko dlaczego ma to tak nikłe przełożenie na naszą innowacyjność.
Ukraina i Białoruś
Słowa Carla Bildta sprowokowały dyskusję ludzi nauki i biznesu na Twitterze. Dr Marcin Piątkowski, ekonomista z Banku Światowego w Warszawie, z entuzjazmem przyznał rację Bildtowi.
– W rzeczy samej, imigracja zwiększa innowacyjność – stwierdził. – Zacznijmy od dobrej edukacji i wsparcia na starcie 10 tys. Ukraińców i Białorusinów, a innowacje się pojawią.
Studenci z Ukrainy i Białorusi stanowią blisko 60 proc. studentów z państw trzecich uczących się na polskich uczelniach. Z raportu Krajowego Punktu Kontaktowego Europejskiej Sieci Migracyjnej wynika, że zdecydowana większość zagranicznych studentów w Polsce pochodzi z Europy (ok.72 proc.), głównie Norwegii, Litwy, Szwecji i Niemiec, ale także coraz liczniejszą grupę stanowią obywatele państw azjatyckich (prawie 1/4), głównie z Chin, Tajwanu oraz Wietnamu. Udział studentów z pozostałych kontynentów jest znikomy.
Mimo wszystko obcokrajowcy stanowią nikły procent wszystkich uczniów szkół wyższych w naszym kraju. Dodatkowo większość z nich studiuje na studiach licencjackich, a jedynie 4 proc. z nich stanowią doktoranci. To całkowite przeciwieństwo np. Francji czy Belgii, gdzie obcokrajowcy zasilają przede wszystkim kadrę specjalizującą na wyższych niż magisterski poziomach.
Słusznie więc zauważa NCBR, który odpowiadając na wpis Piątkowskiego, pisze:
– Nie jestem pewien, czy to dotyczy wszystkich rodzajów imigracji, ale bez wątpienia, (red. - inwestycja w kadrę zagraniczną) to właściwy kierunek, który jesteśmy gotowi wspierać.
Imigranci tak, ale mocno przesiani
Właściwym kierunkiem jest otwieranie się Polski na cudzoziemców, zważywszy chociażby na fakt, że demograficzne prognozy dla Polski są fatalne. Z prognoz tych wynika, że w 2020 r. odnotuje ona najsilniejszy spadek liczby studentów spośród wszystkich krajów OECD. Ma on wynieść 25-30 proc. ich aktualnej liczby czyli o prawie 600-800 tys. osób mniej niż jest w chwili obecnej. Wiadomo więc, że uczelnie chcąc utrzymać się na rynku, gotowe będą przyjmować niemal wszystkich chętnych do dalszej edukacji, a w cudzoziemcach pokładać będą największe nadzieje.
Tylko czy o takie otwarcie się na inność chodziło szwedzkiemu dyplomacie, gdy mówił o jej znaczeniu dla innowacyjności?
Zdaniem dr Bianki Siwińskiej, dyrektora zarządzającego Fundacji Edukacyjnej „Perspektywy” - absolutnie nie.
– Musimy uważniej dobierać studentów, jeśli chcemy mieć naukę na poziomie i jeśli myślimy o postępie – mówiła podczas czerwcowego Szwedzko-Polskiego Forum Innowacji.
Choć przesiewanie, o którym mówi Siwińska i wspomina NCBR może się wydać kontrowersyjne i trudne do zrobienia w obiektywny sposób. Trudno też będzie zachęcić do niego zdeterminowane niżem demograficznym uczelnie, a jednak sito wydaje się konieczne, jeśli Polska chce móc się porównywać, chociażby w kwestii innowacyjności właśnie, z innymi europejskimi krajami.
Na tę chwilę z danych Narodowego Spisu Powszechnego wynika, że imigranci stanowią w Polsce zaledwie 0,1 procent całej społeczności, co oznacza, że Polska znajduje się w gronie naprawdę niewielu krajów Unii Europejskiej, które mają ujemne saldo migracyjne. Z pewnością więc, zwłaszcza w obliczu ostatnich wytycznych KE, nasz kraj może sobie pozwolić na większy rozmach w przyjmowaniu cudzoziemców. I jak trudno mówić o selekcji na poziomie ogólnopaństwowym, to z pewnością można ją robić na poziomie uczelnianym.
Potrzebne zmiany na uczelniach
Słusznie reasumuje Bianka Siwińska twierdząc, że wymaga to radykalnych zmian w polskiej edukacji. Uczelnie nie tylko muszą zrozumieć, że nie mogą kosztem jakości, zabiegać zachłannie o ilość, ale także winny zabiegać o taką poprawę sytuacji (np. zaplecze badawcze, stypendia, etc.) w środowisku szkół wyższych, aby stało się ono atrakcyjne dla naprawdę uzdolnionych i inteligentnych jednostek z innych krajów.
W jednym z wywiadów dr Joanna Nestorowicz z Ośrodka Badań na Migracjami mówi, że dziś imigranci w Polsce, to Ci, którzy wypełniają te miejsca i luki na rynku pracy, których nie chcą wypełnić polscy pracownicy. Ona także twierdzi, że Polsce potrzebna jest przemyślana polityka migracyjna, nastawiona na wydłużanie okresu przebywania imigrantów w naszym kraju, „tak aby i oni dokładali się do naszego wspólnego garnuszka”.
Słowa, słowa, słowa
Niestety, jak dotychczas polityka migracyjna Polski nie daje imponujących perspektyw na poprawę opisywanej tu sytuacji (napływu nisko wykształconych cudzoziemców i małego zainteresowania Polską kadry plasującej się wysoko na skali istotnej z punktu widzenia innowacyjności). Prawda jest bowiem taka, że istotne z punktu widzenia polskiej gospodarki jest nie tylko przyciągnięcie dobrej kadry zagranicznej do naszego kraju, ale także jej utrzymanie.
Natomiast Raport Krajowego Punktu Kontaktowego Europejskiej Sieci Migracyjnej opierając się na danych Ośrodka Badań nad Migracjami, wskazuje, iż bardziej skłonne do pozostania w Polsce po ukończeniu studiów są osoby posiadające polskie korzenie i pochodzące z krajów postradzieckich nienależących do UE. Problem w tym, że niestety osoby te kończą zazwyczaj kierunki, których absolwenci są mniej poszukiwani na rynku pracy. A skoro nie będzie dla nich pracy, to nawet jeśli gotowi byliby zostać i tak odejdą. Summa summarum więc problem pozostaje nierozwiązany.
Tak więc choć większość ekspertów jest zgodna, że „nowy imigracyjny narybek” bardzo by się Polsce przydał, nikt do końca nie wie, jak go do Polski ściągnąć i utrzymać.
Dziś jest tak, że polskie uczelnie przyjmują nawet takich cudzoziemców, którzy w swoich krajach nie zdaliby matury, a co dopiero dostali się na studia, a u nas przechodzą przez kolejne etapy edukacji wyższej. Jeśli w ten sposób dalej będziemy postępować, możemy zapomnieć o rozwoju innowacyjności.