Chciały go w swoich zespołach najlepsze koncerny technologiczne świata. Przeszedł jedną z najbardziej morderczych selekcji pracowniczych, odrzucił 120 tys dolarów rocznie - bo tyle średnio płaci Google w USA - by zaraz potem... otworzyć własny start-up w Polsce. Jak podkreśla w rozmowie z INN Poland Wojciech Grześkowiak, dzięki tym decyzjom jest szcześliwy.
100 CV
W przeciwieństwie do większości swoich rówieśników, już w liceum miał jasno sprecyzowane plany. Wiedział, że chce być programistą. – Nie miałem co do tego żadnych wątpliwości – mówi w rozmowie z INN Poland. Ze szkoły we Włocławku, gdzie zaliczył maturę na 100 proc. i jak wspomina z sentymentem był w pierwszym roczniku, który zdawał egzamin dojrzałości na nowych zasadach, wybrał Politechnikę Warszawską.
– Moje pierwsze CV wysłałem do Microsoftu. Odpadłem, bo mój angielski nie był wystarczająco dobry, a i trema mnie kompletnie zjadła. Gdzieś na trzecim roku poszedłem na konkurs Samsunga ogłoszony na uczelni. Z biegu, praktycznie bez żadnego przygotowania. Znalazłem się w finale. Zaproponowano mi pracę – wspomina.
Pracuje ciężko. Ułatwia sprawę to, że siedziba pracodawcy i uczelnie dzieli jedynie ulica. Zdobywa doświadczenie jako pracownik laboratorium BRAMA na Politechnice Warszawskiej oraz w Dziale Badań i Rozwoju Samsung Electronics Polska. Tam awansuje błyskawicznie i wkrótce już jest szefem zespołu programistów biorących udział w międzynarodowych projektach informatycznych. Jest zadowolony, ale brakuje mu wyzwań związanych z biznesem. – Zawsze chciałem prowadzić własną firmę, a akurat czas po temu był dobry. W USA wybuchł boom na startupy. Byłem tym zafascynowany – wspomina.
Własna firma
W 2012 kończy pracę w Samsungu i otwiera własną firmę Saving Cloud, która specjalizuje się w monitoringu internetowego rynku FMCG. To połączenie pasji i marzeń o własnym biznesie. Zdobywa dwóch inwestorów. Jeden z nich inwestuje prywatne pieniądze. Potem dofinansowanie z Unii Europejskiej.
– To był ciężki czas. Wszystkie te kwity wypełniałem i prowadziłem samodzielnie. Obłęd. Kłóciłem się z urzędnikami nawet o jakieś ołówki – opowiada. Branży pozostaje wierny do dzisiaj. Po drodze są studia podyplomowe na SGH. Jak pisze na swoim blogu, specjalizuje się w technologiach internetowych (HTML, CSS, JavaScript, Ruby, PHP) oraz w rozwiązaniach mobilnych (Android, MobileWeb). Dzielenie się swoją wiedzą jest dla niego ogromną frajdą i źródłem satysfakcji.
Łowca głów
Dzieli czas między firmą, bieganiem i oglądaniem seriali, które uwielbia. Pewnego dnia odbiera maila, od rekrutera z Googla, który wyłowił go na LinkedIn.
Pytam, czy stresował się przed rekrutacją i w jej trakcie. – Właśnie nie. To nie było tak, że mnie jakoś specjalnie zależało na tej pracy. Przecież miałem własną firmę. Podszedłem do tego spokojnie – opowiada. Proces selekcji tak opisał na blogu:
Rozmowa nr 1, Londyn
Zadzwonił do mnie rekruter z Londynu i dokładnie opisał stanowisko: Technical Account Manager, osoba odpowiedzialna za techniczną komunikację między dużymi partnerami a Google. Zadano mi następnie kilka pytań sprawdzających. Nie mogę ich ujawnić, ponieważ cały proces jest poufny. Moje odpowiedzi były poprawne, więc zostałem umówiony na pierwszą “typową” rozmowę rekrutacyjną.
Rozmowa nr 2, Madryt
Rozmowa trwała 60 minut i odbywała się przez telefon. Była to rozmowa techniczna. Pytania dotyczyły ogólnej wiedzy technicznej, programowania itp. Pojawiły się pytania ogólne i szczegółowe, a wiele z nich oscylowało wokół zagadnienia “jak byś coś zaprojektował”, “jak byś rozwiązał dany problem”. W Madrycie pracują naprawdę bardzo miłe osoby.
Feedback, Londyn
Kilka dni później dostałem telefon od zarządzającego. Rozmowa poszła bardzo dobrze, pojawiło się kilka uwag, ale to podobno normalne :) Przechodzę dalej i umawiamy się na kolejne spotkanie. Tu warto wspomnieć, że rekruter był dobra duszą Wojciecha Grześkowiaka. Prowadził go przez sam proces z dużą dozą życzliwości i jednocześnie opowiadał o kolejnych etapach selekcji.
Rozmowa nr 3 (Monachium)
Pierwsza rozmowa przez Hangouts (wideokonferencja). Oni widzą mnie, ja widzę ich. Rozmowa techniczno-biznesowa dotycząca wyłącznie konkretnych kwestii do rozwiązania. Nie ma to już miejsca na pytania w stylu: “co to jest X”, “do czego służy Y”. Nad jednym problemem spędziliśmy 30 minut, po każdym rozwiązaniu, rekruter rzucał kłodę pod nogi i musiałem znaleźć inne rozwiązanie.
Rozmowa nr 4 (Zurych)
Tej rozmowy obawiałem się najbardziej. Otwieramy z rekruterem ten sam dokument Google Doc i “kodujemy”. Jest zadanie, trzeba znaleźć rozwiązanie (algorytm) i zakodować je w wybranym języku. Przez cały czas na ręce patrzy Ci inżynier z Google. W międzyczasie pyta Cię, dlaczego używasz takich funkcji, a nie innych, i czy można zrobić to lepiej, szybciej, bardziej wydajnie. Czas przeznaczony na to zadanie to 45 minut. Po 30 minutach było już po wszystkim. Miałem wrażenie, że moim celem było znaleźć tylko to jedne poprawne rozwiązanie, i chyba ja znalazłem.
Feedback, Londyn
Dwie poprzednie rozmowy odbywały się tego samego dnia, więc feedback dotyczył obu. Tym razem nie było już żadnych zastrzeżeń. Przechodzę dalej!
Rozmowa nr 5, Zurych
Pierwsza część rozmowy dotyczyła umiejętności miękkich i radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Wymyślone sytuacje miały służyć sprawdzeniu umiejętności improwizacji i podejmowania trudnych decyzji. Druga część rozmowy dotyczyła usług Google, w szczególności usług, z których firma się utrzymuje: AdWords, AdSense itp.
Feedback, Paryż
W tym momencie zmieniono prowadzącego mój proces rekrutera zarządzającego. Wszystkie etapy jak dotąd przebiegły pomyślnie i pozostały jeszcze 3 kroki do końca rekrutacji. Następna rozmowa nie będzie już wideokonferencją, a zwyczajnym luźnym spotkaniem w Warszawskim biurze Google.
Rozmowa nr 6, Warszawa
Biuro Google mieści się w ścisłym centrum Warszawy. Na 3 piętrach Warszawskiego Centrum Finansowego zaadaptowanego na kolorowe biuro pracuje ponad 100 pracowników, a liczba ta nadal rośnie. Miałem okazję spotkać się z jednym z menadżerów i porozmawiać o tym, jak pracuje się w Google. Czy jest tak fajnie, jak wszyscy myślą, czy może jeszcze lepiej? Zapewniono mnie, że jest bardzo fajnie. I w tym momencie pojawiła się moja pierwsza wątpliwość… czy aby na pewno jestem w stanie pogodzić start-up z pracą w Google…?
Komitet rekrutujący nr 1, Mountain View, California
Od tego momentu już nic nie zależało ode mnie. Moja kandydatura została przedstawiona do rozpatrzenia przez komitet rekrutujący w głównej siedzibie Google. Zaakceptowano ją, a do zakończenia procesu pozostała jeszcze zgoda drugiego komitetu. Mnie jednak ogarniały coraz większe wątpliwości…
Dzieje się coś dziwnego - Grześkowiak zaczyna się wahać.
Kuszenie
A Google potrafi kusić: średnia pensja to 120 tys. dolarów rocznie, posiłki na koszt firmy. Kiedy kogoś zmęczy praca, zawsze można się zdrzemnąć. Od niedawna partner lub partnerka każdego z nich w przypadku jego śmierci dostawać będzie przez okres 10 lat połowę jego zarobków. Każde dziecko byłego pracownika Google otrzymywać będzie 1000 dolarów zapomogi aż do skończenia 19 roku życia.
Grześkowiak wybiera jednak rozwój swojej firmy.
Szczęśliwy człowiek
Pytam, czy nie żałuje swojej decyzji z perspektywy czasu. – To różnie bywa. Jak interesy idą dobrze to nie mam wątpliwości, że decyzja była słuszna. Jak idą gorzej pojawiają się wahania, ale szybko to mija – opowiada ze śmiechem.
Dzisiaj zarabia mniej niż podczas swojej pracy w Samsungu. – Tyle, że ja naprawdę jestem szczęśliwy i zadowolony – opowiada. Pracuje nad stworzeniem platformy z branży FCMG, która umożliwiłaby współprace producentów, internetowych sklepów i konsumentów. – Branża jest nadal niszowa. Na rynku dominują mali gracze a rynek wciąż rośnie. Kiedyś postawiłem wszystko na jedna kartę i opłacało się. Kocham to co robię – mówi prezes Saving Cloud. Jego firma wyceniana jest na kilka milionów złotych.
Może dlatego właśnie po pracy w domu, relaksuje się przed komputerem... programując.
Napisz do autora: dariusz.rembelski@innpoland.pl
Reklama.
Wojciech Grześkowiak
"Szukam osoby na stanowisko, na które wydajesz się doskonałym kandydatem" - usłyszałem. Pierwsze, co pomyślałem, to: teraz się do mnie odzywacie?! Kiedy postanowiłem już u nikogo nie pracować, być sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Trzeba było mnie znaleźć 2 lata temu! Wcześnie wysłałem do nich chyba ze 100 CV, ale nikt nigdy się do mnie nie odezwał.
Wojciech Grześkowiak
To była jedna z najtrudniejszych decyzji w mojej karierze. Firma, w której każdy inżynier chciałby pracować vs start-up na początku swojej drogi. Bardzo dobre stanowisko w najpopularniejszej zagranicznej korporacji vs 12-godzinny dzień pracy nad własnym projektem. Stabilność vs niepewność. Stała pensja vs pensja raz na jakiś czas.
Wojciech Grześkowiak
Obiecałem sobie, że dopóki firma będzie na nogach, to z niej samowolnie nie odejdę. Zrobię wszystko, aby maksymalnie rozkręcić Kwit.pl. Pójście w tym momencie na etat byłoby dla mnie osobistą porażką. Zadzwoniłem i przeprosiłem, że zajmowałem ich czas. Przyjęli to dobrze. Do dzisiaj odzywają się do mnie średnio dwa razy do roku. Ot, taka niezobowiązująca pogawędka. Czy wszystko OK, czy coś się u mnie zmieniło. To naprawdę robi wrażenie na człowieku.