Produkujemy wystarczająco dużo jedzenia, by czuć się bezpiecznie – wynika ze Światowego Indeksu Bezpieczeństwa Żywnościowego 2015, jaki właśnie ujrzał światło dzienne. Nic nie wskazuje na to, że zabraknie nam jedzenia i większość z nas, jak na razie stać na to, by włożyć coś do garnka, a jednak jakość tej żywności i to, jak się żywimy woła o pomstę do nieba. Póki jednak mamy co jeść, decydentom w Polsce chyba się wydaje, że jest super i można bić sobie brawo. Czyżby?
Trochę "sucharów"
„Bezpieczeństwo żywnościowe w Polsce wzrosło” mówi pierwsze zdanie podsumowania raportu firmy DuPont i Economist Inteligence Unit (EIU).
I faktycznie Polacy mają do żywności wystarczający dostęp. W kwestii bezpieczeństwa plasujemy się na 28 miejscu wśród 109 krajów świata, jakie ujęto w badaniu. Na 100 możliwych do zdobycia punktów otrzymaliśmy w tym roku 74,2 i nawet o 0,5 pkt nam indeks skoczył, gdy tymczasem prawie wszystkim innym europejskim krajom spadł. Ponieważ Rosjanie nie chcieli naszych jabłek okazało się, że musimy je jeść sami, odbiło się to korzystnie na statystykach, które wykazują, że mamy większy niż w ubiegłym roku dostęp do żywności czyli po pierwsze, jest jej na rynku więcej, po drugie, jest tańsza, zatem i większą ilość rodaków na nią stać.
Od czterech lat, czyli tyle ile DuPont i EIU tworzą raporty Global Food Security Index jakość i bezpieczeństwo żywności utrzymuje się na podobnym poziomie. Przodujemy w takich obszarach jak: programy wspierające bezpieczeństwo żywnościowe, dostęp rolników do finansowania i standardy żywienia. Jak się okazuje także udział osób znajdujących się poniżej światowej linii ubóstwa w populacji kraju jest dość niski. W tych obszarach prócz ostatniego wskaźnika, który wyniósł 99,9 pkt. otrzymujemy 100 punktów na 100 możliwych. Jednym słowem nie ma co marudzić.
Co prawda w tym roku przesunęliśmy się z 26 miejsca (2014 r.) na 28 wyprzedzeni przez Zjednoczone Emiraty Arabskie i Koreę Południową, ale za to stoimy wyżej od Rosji, Litwy czy Ukrainy. To zaś, że wśród państw europejskich zajmujemy 17 miejsce, stojąc dokładnie między Grecją, która zbankrutowała (18 miejsce) a Czechami (16), które są światowym liderem w obszarze otyłości (1 miejsce), czy to znów takie ważne?
Trochę mięsa
Choć Index DuPont i EUI jest dość interesującym narzędziem do analizy zależności pomiędzy różnymi czynnikami jakie wpływają na bezpieczeństwo żywnościowe w poszczególnych krajach świata, to jednak nie ukazuje on wprost tych zależności ani nie wskazuje na przyczyny statystyk. Bo cóż z tego, że bezpieczeństwo żywnościowe w Polsce wzrosło, skoro nie wiemy z czego takie dane wynikają. A mogą brać się choćby z faktu, iż kraj nasz miał kłopoty z eksportem żywności za wschodnią granicę i musiał skonsumować to, czego nie mógł sprzedać. Marny to zatem powód do radości, choć w sumie można się i cieszyć, że potrafimy być samowystarczalni i nawet jak nas nie chcą, to i tak sobie radzimy.
Na Index składają się trzy grupy czynników (w sumie 28 szczegółowych zmiennych): osiągalność cenowa, dostęp do żywności oraz jej jakość i bezpieczeństwo. Index wskazuje, że we wszystkich tych obszarach „stoimy” dość dobrze. Rzecz właśnie w tym, że stoimy.
Wspomniana wcześniej stabilna sytuacja Polski w kwestii jakości i bezpieczeństwa, oznacza tak naprawdę, że od lat nie robimy nic, by tę jakość poprawić i by zadbać o swoje zdrowie. Polacy są jednym z narodów o najwyższym procencie otyłych obywateli. Blisko jedna czwarta naszych rodaków to osoby otyłe. Przyczyn takiej sytuacji nie trzeba specjalnie szukać. Albo źle się odżywiamy, albo jemy złe jakościowo jedzenie. Albo jedno i drugie.
Na pewno patrząc choćby po rosnących sukcesach sieci McDonald's w naszym kraju, gdy wszędzie indziej słynąca z fastfoodowego jedzenia firma odnotowuje straty, można te dwie zależności na karb naszej otyłości spokojnie odnotować. Dodajmy, że wynik 23, 2 proc. - jaki określa stopień otyłości polskiego społeczeństwa dotyczy tylko rodaków po 20 roku życia, a wiele innych badań niejednokrotnie wykazało, że otyłość wśród polskich dzieci jest równie zatrważająca.
Mięso a sprawa Polska
Polska w porównaniu z innymi krajami europejskimi chociaż nie jest gigantem produkcji mięsa czy produktów odzwierzęcych tj. np. mleka, serów, odnotowuje regularny wzrost konsumpcji mięsa i zwiększenie jego produkcji. Mamy do niego dostęp i spożywamy go z roku na rok coraz więcej. A jednak jak można wyczytać z danych omawianego tu raportu, prawie 90 proc. państw na świecie ma znikomy dostęp do żelaza pochodzenia zwierzęcego. Pytanie więc co jest nie tak z tym mięsem, które jak od zawsze nam wmawiano, ma być najlepszym sposobem na dostarczenie organizmowi dobrze przyswajanego żelaza?
Wygląda na to, że spożywamy bezwartościowe, pozbawione kluczowych dla naszych organizmów mikroelementów produkty. W dodatku zważywszy na to, że w tym roku z racji kłopotów z eksportem, w dużej mierze produkty te pochodzą od rodzimych producentów żywności, to pojawia się uzasadniona wątpliwość, co do oferowanej przez rodzime firmy jakości owej żywności. Zmienia się także w takiej sytuacji, znaczenie owej stabilności omawianego czynnika Indeksu. Stabilność ta bowiem oznacza raczej marazm i brak jakiejkolwiek poprawy na lepsze, niżeli coś z czego możemy być dumni.
O jakości żywności jaką przychodzi konsumować Polakom świadczy chociażby ostatni raport UOKiK. Co prawda nie tyle uderza on już w producentów żywności, co w sprzedawców tejże, ale oni również pracują przecież na omawianą statystykę w zakresie bezpieczeństwa żywnościowego. Raport UOKiK mówi o wynikach Inspekcji Handlowej w rodzimych sklepach i hurtowniach, która sprawdzała jakość ryb i produktów rybnych w tychże. Inspekcja wykazała nieprawidłowości w ponad 70 proc. skontrolowanych punktów, kwestionując aż 40 proc. partii produktów tam skontrolowanych.
Jak podaje portalspożywczy.pl: „producenci nie informowali konsumentów o obecności fosforu, który dodali do produktów, zdarzało się także, że w miejscu sprzedaży klient nie był informowany o ilościowej zawartości glazury (czasami nawet 30 proc. wagi), brakowało danych np. o metodzie produkcji czy obszarze połowu, a także podawano błędną nazwę ryby– np. pod nazwą „dorsz” sprzedawano „czarniaka”, a jako „filety z soli” oferowano „filety z limandy żółtopłetwej”. W sumie Polacy powinni zacząć się chyba zastanawiać, ile w ogóle mięsa jest spożywanym przez nich w mięsie.
Badania i rozwój w strefie AGRO
W tegorocznym Indeksie Polska po raz kolejny wypada fatalnie pod względem inwestowania w B+R w rolnictwie. Na możliwych 100 pkt otrzymała zaledwie 12,5 pkt. Tak jest już od trzech lat i nie tylko w rolnictwie. Niemniej rolnictwo to specyficzny obszar, jeśli chodzi o badania i rozwój. Nie aż tak zróżnicowany i wymagający innowacyjności jak inne branże, choć przecież kraje takie jak USA, Singapur czy Irlandia inwestują w strefę Agro gigantyczną część swoich publicznych funduszy.
Tegoroczny Indeks mówi, że w Polsce rolnicy mają duży dostęp do rozmaitych form dofinansowania, a mimo to w kwestii B+R w rolnictwie jesteśmy gdzieś w szarym końcu i to nie tylko w Europie, bo przegrywamy w tej kwestii także z wieloma krajami Azji i Afryki. Z drugiej strony, jeśli spojrzymy na średnią światową w agroinnowacje, która wypada ciut ponad 14 pkt, to okazuje się, że w sumie nie wypadamy tak źle. Owszem jesteśmy poniżej średniej światowej, ale dramatu nie ma. Daleko nam do USA (100 punktów), ale Indeks nie podaje co kryje się pod inwestycjami w B+R, o których mowa, więc może USA przoduje, bo inwestując w GMO i rolnictwo monokulturowe? A jeśli tak to Polska powinna być wręcz dumna z tak niskich wskaźników.
Podobnie dziwi Singapur. Lider w agroinnowacyjności, który prawie nie ma u siebie rolnictwa. Jedynie Irlandia, której do Polski najbliżej może nas w tej mierze zawstydzić.
Użytki rolne w Irlandii zajmują 62 proc. powierzchni kraju, a lasy 10 proc., ma więc powód do inwestowania w poszukiwania nowoczesnych rozwiązań technologicznych i innowacyjne sposoby wytwarzania czy pozyskiwania żywności. My jak Irlandia również mamy, a nie inwestujemy. Prawdopodobnie gdy tak korzystne, jak dziś formy dofinansowania rolnictwa, głównie dzięki dotacjom unijnym, się skończą, wówczas brak tych właściwych "INN" inwestycji dopiero boleśnie odczujemy. Tu gdzie teraz jest San Francisko, zostanie nam ściernisko, jak kiedyś po starym systemie zostały nam PGR-y.
Bezpieczeństwo, bezpieczeństwo
Optymistyczne wnioski jakie uwidacznia raport DuPont, ukazując polską pozycję na tle innych badanych krajów, budzą wątpliwość jeszcze w co najmniej jednym przypadku. Index wskazuje, że Polska uzyskała najwyższe noty (100/100 pkt) w zakresie programów wspierających bezpieczeństwo żywnościowe. Tymczasem jak widać dalej, kraje, które najbardziej poprawiły swoje bezpieczeństwo żywnościowe to te, które zmniejszyły zależność od tego typu programów. Jednym słowem, mamy świetnie opracowane, różnorakie programy, które świadczą jedynie o tym, że rozbudowujemy administrację, która rozleniwia rolników i spowalnia proces agrorozwoju.
Raport wskazuje także optymistycznie, iż utrzymujemy ubiegłoroczną poprawę wyników w obszarze udziału wydatków w domowym budżecie. Mówiąc prościej, jedzenie jest tańsze, a my zarabiamy na tyle dużo, że wydatki na jedzenie eksploatują tylko 18,5 proc. naszego domowego budżetu. Polscy eksperci mówią: „tylko”, tam gdzie np., brytyjscy złapaliby się za głowę. W UK poziom 9,2 proc. jaki tam wydają na żywność z domowego budżetu, już wydaje się przesadą. Nawet w Grecji wydatki na jedzenie stanowią mniej, bo 16,2 proc. niż u nas.
Martwi także wskaźnik ukazujący kiepską infrastrukturę drogową, co przecież również wpływa na ocenę bezpieczeństwa żywnościowego w omawianym raporcie. Okazuje się, że pod tym względem jesteśmy także bardzo daleko w tyle, w porównaniu z innymi europejskimi państwami. I choć ciągle się mówi o tym, że w Polsce buduje się drogi, badania ukazują zupełnie zaprzeczającą temu twierdzeniu smutną rzeczywistość.
- W kwestii infrastruktury drogowej ruszyło się coś w naszym kraju przed EURO, ale później znów stanęło – mówi Piotr Gill. - Miała być budowana S7 i S17, droga między Łodzią a Sosnowcem i co? I nic.
Infrastruktura drogowa jest strategiczną dla kwestii dostaw żywności. Polska w tej materii przegrywa z kretesem na tle innych krajów.
Jest źle, będzie jeszcze gorzej?
W sumie gorzej może być zawsze, więc w tym względzie nie ma co przesądzać. Niemniej prawda jest taka, że pod względem bezpieczeństwa żywnościowego, wcale nie dzieje się dobrze ani w Polsce, ani na świecie, mimo iż w kluczowych wnioskach jakie DuPont wyciąga z badania mówi:
„wyniki Światowego Indeksu Bezpieczeństwa Żywnościowego 2015 pokazują, że nowe priorytety polityki, spadające globalne ceny żywności i wzrost gospodarczy wpłynęły na poprawę bezpieczeństwa żywnościowego w krajach o średnim dochodzie, zmniejszyły się też różnice między najbardziej, a najmniej bezpiecznymi krajami pod kątem żywnościowym”.
A jednak nadal 1 na 8 osób na świecie kładzie się spać głodna, podczas gdy co roku marnuje się 1,3 mld ton jedzenia. Dalej – otyłość. 65 proc. populacji światowej żyje w państwach, gdzie z powodu otyłości umiera więcej osób, niż z powodu niedożywienia.
W Polsce od poprzedniego roku przynajmniej w kwestii strat żywności udało się poprawić notowania o 8,1 pkt, choć trudno powiedzieć dlaczego, bo Indeks nie różnicuje ogniw łańcucha dostaw, a zatem trudno wskazać czy oszczędności poczynili producenci, sprzedawcy czy konsumenci żywności. Z danych Banków Żywności nie wynika jednak, aby wśród konsumentów zaszły w tej kwestii jakieś wielkie zmiany.
DuPont wskazuje na pięć możliwych winowajców tych strat. Produkcję, a w trakcie tejże czynniki środowiskowe, niewłaściwe przechowywanie,niezgodność przepisów. Przetwarzanie zbiorów, to jest np. ograniczenia techniczne uniemożliwiające ich efektywną obróbkę. Przetwórstwo procesowe czyli ograniczenia związane z pakowaniem, marketingiem i transportem. W końcu straty na etapie dystrybucji i sprzedaży (niewłaściwe prognozowanie popytu i zamówień) i wynikające z nadmiaru kupowanej przez konsumentów żywności i nieodpowiedniego jej chronienia przed zepsuciem, uszkodzeniem. Chodzi tu zarówno o takich konsumentów jak restauracje, puby, jak i użytkowników domowych.
Jak zatem widać, dobrze nie jest i propaganda sukcesu niczego w tej kwestii nie zmieni. Zmienić natomiast może uświadomienie sobie, że drogo płacimy za wzrost gospodarczy. Warto też odkryć czy aby nie za drogo.
I na co nam to było
Indeks, indeksem, ale co po nim i komu? Co z Indeksu może wyczytać dla siebie konsument, co przedsiębiorca, co polityk?
Zdaniem dyrektora DuPont Poland Indeks najwięcej informacji powinien przynieść polskiemu rządowi, który dzięki niemu może zobaczyć miejsce Polski na mapie świata, porównać ją z innymi krajami, dostrzec słabe i mocne strony rodzimej gospodarki, i starać się na tej podstawie wypracować właściwe ścieżki, kierunki rozwoju.
Konsument może się dowiedzieć na ile może się czuć bezpiecznie w obszarze żywnościowym i co może już dziś zrobić dla poprawy wskaźników bezpieczeństwa (np. wybierać ekożywność, dbać o prawidłową dietę). Przedsiębiorca z kolei na podstawie raportu DuPont I EIU, może wnioskować o miejscach na świecie (Azja, Afryka), w które warto dziś inwestować, może prognozować zmienne trendy żywieniowe w poszczególnych regionach, krajach świata czy też zobaczyć z partnerami biznesowymi z jakich krajów warto wchodzić w interes, chociażby z racji wielkości ich zaangażowania w innowacyjność.
Znawcy poszczególnych regionów (tu 6: Ameryka Pn., Ameryka Pd., Europa, Bliski Wschód i Afryka Pn., Afryka Pd., Chiny i Austalia (jako jeden region)) mogą też znaleźć dla siebie ciekawe kwestie, takie chociażby jak poszukiwanie przyczyn niebywałego tegorocznego wzrostu bezpieczeństwa żywnościowego w krajach takich jak Egipt, Azerbejdżan czy Birma. Wszystkie dane DuPont i EIU udostępniają pod adresem: www.foodsecurityindex.eiu.com.
Bezpieczeństwo żywnościowe to sytuacja, w której wszyscy ludzie, w każdym momencie mają psychologiczne, społeczne i ekonomiczne możliwości dostępu do wystarczającej ilości bogatej w składniki odżywcze żywności, spełniającej potrzeby żywnościowe, niezbędne dla zdrowego i aktywnego trybu życia