Wraz ze znajom trafiasz do celi na policyjnym komisariacie. Krata za wami zamyka się z trzaskiem. Strażnik odchodzi. Grobowy, nieznany głos mówi przez głośnik, że przez najbliższe 60 minut w okolicy nikogo nie będzie. Macie szansę na ucieczkę. Trzeba tylko się pospieszyć.
Tak wygląda jeden ze scenariuszy w tak zwanych „escape roomach”, czyli miejscach zabaw, w których rozrywka polega właśnie na ucieczce z zamkniętego pomieszczenia. Jest więzienie, jest szkolna klasa, indiańska świątynia, pokój po apokalipsie zombie, a nawet... izba wytrzeźwień.
Ucieczka coraz bardziej popularna
Do czerwca 2015 roku na stronie Escape Room Directory zarejestrowano 1765 lokacji na całym świecie. Według innych obliczeń mogą ich być blisko 3 tysiące. W samym Pekinie jest ich ponad 180, a w Polsce? Według baz danych – 22, ale można spokojnie przyznać, że jest ich kilka razy więcej. W porównaniu np. z USA, Polska wypada co najmniej nieźle jeśli chodzi o liczbę escape roomów. Jednak w Stanach na rynek zaczynają wchodzić również korporacje, oferując na przykład oficjalne pomieszczenia inspirowane filmami.
Skąd takie zainteresowanie? Odpowiedź jest prosta: pieniądze. Rynek escape room to prawdziwa kopalnia złota. Escape Expert, który otworzył się w Dallas w lutym 2015 roku, po chwili zaczął przynosić 70 tysięcy dolarów przychodu miesięcznie.
Pierwsze zabawy typu escape room powstały już w 2006 roku zainspirowane grami komputerowymi. Na samym początku było „Origin” w Dolinie Krzemowej, ale gry prężniej rozwijały się na Dalekim Wschodzie. Jednak o ogólnoświatowym fenomenie można mówić mniej więcej od 2012-2013 roku.
Ucieczka w Polsce
To właśnie we wrześniu 2013 roku powstał pierwszy w Polsce escape room, czyli wrocławski Let Me Out. – Odwiedziliśmy ze znajomymi kilka takich lokali w Europie i stwierdziliśmy, że warto spróbować w Polsce – mówi w rozmowie Mateusz Kacprowicz, współzałożyciel marki Let Me Out, która liczy obecnie 10 lokali w całej Polsce. To zarówno pierwsza, jak i największa sieć escape room w kraju. – W tej chwili oferujemy 30, zupełni różnych od siebie pokoi. Cały czas szukamy nowych technologii i rozwiązań, by dostarczać klientom jeszcze lepszy produkt – dodaje.
Kacprowicz zakładał Let Me Out z dwoma znajomymi: Karolem Skrabą i Sebastianem Wąsowiczem. Każdy zajmował się wcześniej czymś zupełniem innym. Sam Kacprowicz był fotografem, Wąsowicz prowadzi duży klub, a Skraba ma firmę zajmującą się projektowaniem graficznym i budową stron internetowych.
Po czterech miesiącach od powstania Let Me Out we Wrocławiu, założyciele otworzyli lokal w Warszawie. W maju 2014 rozpoczęli prace nad escape roomem w Krakowie, a następnie w Poznaniu. W końcu zdecydowali się otworzyć franczyzę, by samemu nie mieć na głowie za wiele lokacji naraz. Od lutego 2015 roku otworzyli 6 nowych lokali i są w ten sposób obecni w większośći dużych miast w Polsce. – Niedługo otworzymy pierwszy lokal poza granicami Polski. Prowadzimy też rozmowy w sprawie kolejnych – mówi w rozmowie Kacprowicz. Pierwszy zagraniczny Let Me Out powstanie niebawem w Brukseli.
Wygląd jednej z pierwszych gier komputerowych typu "escape the room".
Dziesiątki pomieszczeń
Na stronie Escape Room Directory, czyli w wirtualnej bazie danych dotyczących lokali escape room na całym świecie, w Polsce widnieją 22 takie miejsca. To jednak mocno zaniżona liczba, nie widać tam wielu, nawet bardziej znanych, lokali, a nawet całych filii. Po wpisaniu hasła „escape room Polska” w Google można stwierdzić, że lokali w Polsce może być nawet kilka razy więcej.
Każda grupa przychodząca do escape roomu to osobna historia. Zdarza się płacz, kłótnie. Kacprowicz zdradza, że zdarzały się nawet zaręczyny: zamiast klucza ostatnim punktem łamigłówki bywał wtedy pierścionek. – Wszystko dzieje się na niby, ale emocje są prawdziwe – mówi Kacprowicz komentując popularność tego typu lokali. Nic dziwnego, że da się na tym zarobić - wszak nie od dzisiaj emocje przynoszą w biznesie spore pieniądze.
Napisz do autora: adam.turek@innpoland.pl
Reklama.
MarketWatch
Nate Martin, współzałożyciel i prezes Puzzle Break, pierwszej placówki escape room w północnozachodnich Stanach, zainwestował 7 tysięcy dolarów własnych oszczędności w 2013 roku, by zbudować biznes od zera. Inwestycja zwróciła się po miesiącu. Od tamtej pory zyskuje na każdym miesiącu działalności i zbliża się do przychodów wysokości 600 tysięcy dolarów w 2015 roku. Czytaj więcej
Mateusz Kacprowicz, Let Me Out
Nowych miejsc powstaje bardzo dużo, ale nawet 90 proc. tyc firm nie przeszło jeszcze próby pierwszego roku. Słyszałem, że ludzie przystosowują nawet jeden z pokoi we własnych mieszkaniach na potrzeby biznesu. Z jednej strony fajnie, że cieszy się to taką popularnością. Z drugiej strony nie jest tak dobrze, bo jeśli ktoś trafi najpierw do słabo przygotowanego pokoju, to może się następnie zrazić.