Ostatnimi czasy nie ma chyba tygodnia bez publikacji poświęconej Amazonowi i tego w jak złych warunkach pracują tam zatrudnieni Polacy. Po dziesiątkach skarg, które napłynęły od Państwowej Inspekcji Pracy, posypały się kary. Pracownicy skarżyli się m.in. na to, że dochodzi do wielu wypadków, zwłaszcza na nocnych zmianach. Przeprowadzone kontrole spowodowały, że na dzienne światło wyszło jeszcze wiele innych problemów.
Analiza dokumentacji wypadkowej ujawniła zdarzenia, które nie zostały uznane za wypadki przy pracy, choć spełniały wszelkie przesłanki (...). Stanowisk wyposażonych w monitory ekranowe, zorganizowanych na halach magazynowych, nie wyposażono w krzesła odpowiednie do tego rodzaju pracy.
Amazon wystartował w Polsce rok temu. Nie wiedzieć czemu, otworzenie hal logistycznych w Polsce uznawano za przełomowy krok dla polskiej gospodarki. Kiedy w 2013 r. zapadła decyzja o budowie centrów logistycznych akurat w naszym kraju, minister Piechociński nie mógł ukryć swojego szczęścia.
Jesteśmy podekscytowani wejściem firmy Amazon do Polski. Otwarcie trzech ogromnych centrów logistycznych i stworzenie tysięcy nowych miejsc pracy jest bez wątpienia kamieniem milowym dla naszego dalszego wzrostu gospodarczego.
Przestańmy onanizować się tym, że Amerykanie zatrudnią u nas kilka tysięcy pakowaczy, ładowaczy i segregatorów za kilkanaście złotych za godzinę. To śmieciowa praca, niewymagająca żadnych kompetencji ani wykształcenia.
Jednak wzywanie na dywanik kierownictwa firmy przez ministra gospodarki? „Panowie, inaczej się umawialiśmy”, powie premier Piechociński? To wydaje się i jest nieco kuriozalne. Jak jednak w rozmowie z INN Poland zauważa prof. Henryk Domański, wybitny polski socjolog, takie działanie ministra ma pewne podstawy.
To jest sytuacja rodem z czasów Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Kiedy pierwszy sekretarz partii, czy regionu, wzywał do siebie zarządzających zakładem i mówił „wita rozumita”. Natomiast w kraju praworządnym, jeśli jakaś firma łamie prawo, to od tego są sady, a nie rozmowy z panem ministrem. Chyba, że nie zauważyliśmy zmiany Konstytucji i wprowadzenia dla rządu praw sądowniczych. Nie ma akceptowalnej sytuacji, by coś takiego miało miejsce.