Dorota Wróblewska - producentka pokazów i widowisk artystycznych, oraz programów telewizyjnych. Wykładowca kodu ubioru i autoprezentacji. Od 2008 r. Dyrektor Artystyczny portalu mody, kultury i sztuki Sophisti.pl.
Niedawno rozmawiałyśmy o porażce biznesowej Macieja Zienia i sukcesie Ewy Minge, a na dniach media obiegła wieść o kampanii jaką Paprocki i Brzozowski robią z Biedronką. I jak można zrozumieć, że pierwszy się przeinwestował, druga, inwestuje dobrze, to jak określić działania tych ostatnich?
Chałturką?
Ok, ale jak ktoś chałturzy, to się tym nie chwali. Raczej robi to po cichu, wiadomo, że dla kasy i już, a tu? Jeszcze ideologię do tego dopisano, bo w tle niby promocja oddawania szpiku jeszcze się plącze. Może na tej całej akcji zyska Biedronka, bo będzie mogła się pochwalić, że ma tanie produkty z wyższej półki od samych projektantów mody, ale panowie projektanci?
Najwięksi projektanci uczestniczą w różnych akcjach, które mają podtekst charytatywny lub biznesowy. Każdy chce zarobić i myślę, że i w tym przypadku tak jest.
Tylko czy klienci Biedronki, gdzieś spod Radomia czy w ogóle z jakiegoś małego miasta w Polsce, będą kojarzyć duet projektantów i bardziej zagłębią się w temat? Świadomość modowa w Polsce jest bardzo niska. Ludzie noszą tanie podróbki wielkich kreatorów, ale potem idą do sklepu i pytają: „Czy ma pan coś Dolce?”, a kiedy słyszą że nie, to próbują jeszcze raz: „To może coś Gabbana?”. Sukces zależy od kampanii promocyjnej.
Taka akcja ma dobre strony dla projetanów, sieci i potrzebujących. Oby się udało, ale wszystko zależy od przekazu.
Kiepsko z tym modowym biznesem w Polsce… Dlaczego?
Zasadniczo w Polsce trudno w ogóle mówić o czymś takim jak biznes modowy, bo więcej u nas celebrytów niż projektantów mody, myślących o modzie jako o inwestycji, która winna mieć strategię, dobry, przemyślany biznes plan i silną kampanię wizerunkową. Kiedy widziała pani kampanię wizerunkową jakiegoś polskiego projektanta w mediach?
Ich zwyczajnie tam nie ma. Najczęściej możemy oglądać zdjęcia kolekcji w sesjach lub rubrykach towarzyskich. Reklamą są celebrytki, które noszą kreacje. Oczywiście jest kilka marek, które profesjonalnie podchodzi do mody i rozwija skrzydła. Jedną z nich jest duet BOHOBOCO, Robert Kupisz, Mariusz Brzeziński, Mariusz Przybylski, Natasha Pavluchenko, Łukasz Jemioł czy Paprocki&Brzozowski.
Jednak nawet jak pojawia się jakość wykonania wyrobów, to ważna jest oprawa, opakowanie. Bez tego w świecie mody nie istniejesz, bo reklama dźwignią handlu była, jest i będzie. Tak więc dopóki nasi rodzimi projektanci nie zaczną być reklamodawcami, a nie bywalcami rubryk towarzyskich, to o dużym biznesie modowym w Polsce nie będzie w ogóle mowy.
A Ewa Minge?
To niech mi pani powie, którą kolekcję Ewy Minge pani kojarzy?
Hmm… ale ja jestem pewnie laikiem w kwestii mody, więc może dlatego?
Nie koniecznie. Po prostu kojarzy pani Ewę Minge, która przesłania każde swoje dzieło. To ona jest gwiazdą i reklamą swojej marki, to ona jest twarzą i głównym produktem, to jej wizerunek dominuje. Jednak warto zaznaczyć, że Ewa Minge od początku swojej kariery do mody podchodziła biznesowo. Liczy się sprzedaż.
Ale z drugiej strony, przecież powstaje tyle blogów modowych, tyle sklepów z ciuchami, tylu nowych ludzi w Polsce bierze się za projektowanie i sprzedawanie swoich kolekcji. Jak napiszę tekst o upadku kapitalizmu, to nikt go nie czyta, a jak notkę o modzie, to raptem wszyscy siedzą przed monitorami.
Halo, halo, moda wielki świat. To tylko świadczy o tym, że świat rośnie na szmatach i że ludzie kupują bez zastanowienia, to co im akurat wydaje się modne, bo jest tego wszędzie dużo. Poza tym, co by nie mówić, Polacy w swoich wyborach kierują się głównie ceną, więc powstaje dużo tanich ciuchów, które lubimy kupować hurtowo, bo ważne by mieć. A że jakość szmaciana i do bani, to już rzecz drugorzędna.
Mnie osobiście to przeraża. Ta ilość szmat.
Mnie również.
Panią? Przecież pani siedzi w modzie?
Ale szmat nie cierpię. Nie widzę sensu, ani nie czuję potrzeby kupowania pięciu jednakowych sukienek, bo po pierwsze po co mi pięć, jak wystarczy jedna, a po drugie wolę mieć jedną wyjątkową, niż pięć byle jakich.
Chce Pani powiedzieć, że Polacy ciuchami stoją, ale do bycia modnymi im daleko?
Chcę powiedzieć, że nie można swojej wartości budować szmatą, a u nas trochę to tak wygląda. Jest mnóstwo ludzi poubieranych modnie, ale nie designersko.
To znaczy?
To znaczy, że nie mają swojego stylu, że zakładają to co się nosi, bo się nosi, ale nie wiedzą ani dlaczego to się nosi, ani czy jemu akurat w tym dobrze czy nie. W efekcie mamy osoby od stóp do głów ubrane w markowe ubrania światowych marek (podrabiane czy nie), ale pod tym osoby już nie ma. Co więcej nie dość, że brakuje w Polsce indywidualistów i akceptuje się tandetę i miałkość, to jeszcze jak ktoś ma swój styl, to się go zaraz próbuje spacyfikować lub włożyć w znane nam ramy, bo po co się będzie wyróżniał.
Na przykład…
Opowiem pani pewną historię. Kilka lat temu gościł u nas znany reżyser i operator firmowy Christopher Doyle, który przyjechał do Polski w związku w filmem z Anią Przybylską, jaki powstawał w Polsce. Ponieważ wciąż biegał na jakieś spotkania, a w samolocie w jednym miejscu przerwała mu się marynarka, zapytał mnie czy nie mogłabym mu tego oddać gdzieś do zszycia. Oczywiście nie widziałam w tym najmniejszego problemu. Wzięłam tę marynarkę i zaniosłam do krawcowych.
Po jakimś czasie wracam i patrzę, a one poobszywały mu w tej marynarce wszystko, bo przecież było postrzępione stwierdziły. Co z tego, że na metce miały napisane Yamamoto, którego charakterystyczny styl właśnie na tym polega, że wygląda na niedbały. One tego nie wiedziały, ale też nie przyszło im nawet do głowy, że może być inaczej. To właśnie przykład naszego nieobycia, braku edukacji i wyobraźni, która pozwoliłaby nam akceptować coś spoza szablonu, co nie wpisuje się w nasze powszechne wyobrażenie mody.
A może nas po prostu nie stać na bycie designerskim czy na biznes modowy na poziomie Dolce&Gabbana?
Owszem wielu naszych rodzimych projektantów nie może sobie pozwolić na oprawę swojego produktu na poziomie wielkich zachodnich marek, dlatego tak bardzo należy stawiać na pomysł, bo jedynie tym mogą wygrać. Jeśli nawet projektant ma duszę artysty i kompletnie mu nie po drodze z myśleniem biznesowym o swojej marce, to niech wynajmie do tego specjalistów, ale niech nie liczy na to, że odniesie sukces bez twardego stania na ziemi i bez dobrego zarządzania.
Domy mody na całym świecie przeżywają dziś kryzys, bo nie ma wystarczającej liczby odbiorców dla ich oferty, która należy jednak do dóbr luksusowych. Nie mniej wielcy projektanci utrzymują te domy dla wizerunku, a tak naprawdę zarabiają nie na ciuchach, tylko na kosmetykach. Moda działa wizerunkowo dla koncernów kosmetycznych i tak to się kręci. Ale też należy pamiętać, że na taki stan, żeby móc utrzymywać dom modowy tylko po to, by zapewnić wizerunek i dobry start innym produktom, mogą sobie biznesy, oparte na starych fortunach, które na swoją pozycję pracowały kilkadziesiąt lat. Żaden z polskich projektantów, na coś takiego pozwolić sobie nie może.
A jeśli chodzi o konsumentów, to zapewne wielu Polaków zwyczajnie nie stać na markowe ubrania, ale czasem naprawdę warto zainwestować w jakość, a nie w ilość, tym bardziej, że to, co markowe, raczej nie rozleci się nam po jednym sezonie, lecz wystarczy na lata i na wiele okazji.
Też byłabym za tym, żeby ludzie kupowali mniej, a dobre, niż wspierali budowę śmietniska, jakim jest współczesny rynek ciuchów. Tylko jak do tego doprowadzić?
Edukować. I tu rola moja, pani, kreatorów mody. Ktoś kiedyś powiedział, że moda jest jak cyrk, a my wszyscy jesteśmy w tym cyrku małpami. Jeśli nie chcemy być małpami, nie możemy dać się nikomu tresować i nikomu sterować. Jednak żeby mieć własne zdanie i własny styl, trzeba mieć pewien wachlarz zasad, wartości, trzeba coś sobą reprezentować, dysponować pewną wiedzą.
Dlaczego dzisiejszą modę nazywam wielkim ciuchlandem, bo ona nic nie znaczy. W wielu przypadkach tworzą ją ludzie, którzy nie projektują lecz chałturzą, bo każdy artysta jak idzie z nurtem staje się chałturnikiem. Mamy więc chałturników i osoby, które otaczają się rzeczami, nie mającymi dla nich żadnego znaczenia, które szybko im się nudzą i szybko o nich zapominają, lub się ich pozbywają.
A kiedyś było inaczej?
Kiedyś jak mi babcia dawała pierścionek, to za nim stała cała historia. Ona dostała go od swojej babki czy matki, z nim wiązały się wspomnienia, opowieści. Dostając pierścionek dostawałam swego rodzaju skarb. A teraz modna biżuteria, to biżuteria koralikowa, bez jakiegokolwiek znaczenia.
To dlatego stworzyła Pani „Pecunię”?
Między innymi dlatego, tak samo jak kolekcjonuję niezwykłe, ręcznie wykonywane torebki z całego świata. W każdej z tych torebek jest zapisana historia. Tak jak w mojej biżuterii, którą wraz z polskimi artystami jubilerami, stworzyliśmy ze starych, oryginanych, nawet XVI -wiecznych monet.
I jak się sprzedaje?
Jest duże zainteresowanie, co też świadczy o tęsknocie wielu osób za przedmiotami, które są czymś więcej niż tylko gadżetami.
Więc może jest nadzieja, że i biznes modowy skręci w dobrą stronę?
Z pewnością idą dobre czasy dla artystów, bo ludzie zaczynają pomału zmieniać kopie na oryginały. Wraca szacunek dla kultury, zaczyna się głód wartości, inwestowanie w klasykę. Wchodzą takie trendy jak smart shopping czy slow fashion, chociaż ten drugi nurt raczej szans na rozwój nie ma, bo nie pozwolą na to koncerny modowe, które przez slow fashion zbyt wiele mogłyby stracić. Czy jednak biznes modowy ma szansę pójść w dobrą stronę? Nie wiem, choć sądzę, że zmiany są nieuniknione. Nie wiem tylko, czy nas one ucieszą.
Dlaczego nie?
Bo wartością stał się dla nas pieniądz i sprzedaliśmy wszystkie nasze wartości. Ostatnio widziałam taki dokument o Francuskich winnicach. Film zaczyna się obrazem pięknych francuskich winnic i zamków pokazanych z lotu ptaka. Później w dokumencie mowa o tym, że te winnice coraz chętniej wykupują od Francuzów Chińczycy. Pytani dlaczego to robią, mówią, że dla wnuków i prawnuków, żeby zapewnić im przyszłość.
Chińczycy wiedzą, co ważne i myślą perspektywicznie. Film kończy się tym samym obrazem. Widzimy winnice z lotu ptaka, tylko że one nie są już francuskie, tylko chińskie. Nie ma już Francji, są Chiny. Podobnie jak już właściwie staje się z amerykańską gospodarką, która została wyprzedana Chińczykom. Ale nie ma co też daleko szukać. Spójrzmy na Warszawę i jej wizerunkowe ulice takie jak Chmielna, Nowy Świat, kebab na kebabie i my wciąż wpatrzeni w Zachód i gotowi czerpać wzorce z tego, który już niemal całkowicie dał się rozebrać i pozbawić tożsamości.
Tak więc nie chcę, zło wróżyć, ale widzę sporo zagrożeń, jeśli chodzi o zmiany, które nas czekają i które są nieuchronne.
Brzmi jak wyrok…
Bo tendencja ku rozprzedaniu się jest silna. Niemniej jest nadzieja w młodych. Bo mimo wszystko, mimo tego zachłystnięcia się mamoną przez pokolenie ich rodziców, jest wielu wspaniałych młodych ludzi, którzy łakną zmian i mają głowę na karku, a kark na silnym kręgosłupie. Jeśli ich nie zmarnujemy, naszą próżnością i chęcią zysku, zagarnianiem do siebie, to mają szansę dokonać zmian na lepsze. Jednak ten balon, jaki nadmuchaliśmy musi pęknąć i pęknie.
Miałyśmy rozmawiać o modzie, a wyszło filozoficznie. I kto to będzie czytał?
No, właśnie.