Czarne chmury zbierają się nad przedsiębiorcami prowadzącymi sklepy zlokalizowane w szkołach. Od 1 września prowadzenie tego typu działalności może stać się dla nich nieopłacalne. Ma to związek z tworzonym przez Ministerstwo Zdrowia rozporządzeniem, które ma zawierać listę produktów, jakimi wyłącznie będzie można handlować w szkołach – donosi Money.pl.
Celem rozporządzenia, nad którym pracuje aktualnie Ministerstwo Zdrowia, jest wyeliminowanie ze szkolnych sklepów niezdrowej żywności, co ma pomóc rozwiązać problem otyłości wśród dzieci i młodzieży. Jednak przedsiębiorcy zwracają uwagę, że najprawdopodobniej zostanie ono przygotowane dopiero 1 września. W efekcie sklepy nie będą miały wystarczająco dużo czasu na przygotowanie się do nowych wymogów.
Do tego sklepikarze skarżą się, iż projekt rozporządzenia zawiera wiele kontrowersyjnych i niejasnych propozycji. Ministerstwo Zdrowia chce, żeby w szkolnych sklepach można było kupić jedynie kanapki przygotowane na pieczywie razowym bądź pełnoziarnistym, sałatki, mleko, warzywa, owoce oraz niektóre napoje. Całkowicie z asortymentu mają zniknąć batony, chipsy, drożdżówki czy zawierające dużą ilość cukru napoje gazowane.
Jednakże propozycje wymogów, jakie musi spełnić żywność sprzedawana w szkolnych sklepach, budzą spore wątpliwości. Przykładowo będzie można handlować kanapkami z wędliną, która posiada nie więcej niż 10 gram tłuszczu w 100 gramach produktów. Jednak problem w tym, że producenci nie mają obowiązku podawania informacji na opakowaniach o wartości odżywczej wytwarzanych przez siebie produktów. W efekcie przedsiębiorca niemal całkowicie zostanie pozbawiony możliwości udowodnienia kontrolerowi, że przygotował kanapkę spełniającą wymogi zawarte w rozporządzeniu. A ten może nałożyć na sklepikarza karę do 5 tys. zł.
Z kolei suszone owoce i orzechy będą mogły być sprzedawane jedynie w opakowaniach o pojemności 50 gram. Problem w tym, że - jak wskazuje Money.pl - są one trudno dostępne w hurtowniach spożywczych. Ponadto z powodu zbyt dużej zawartości cukru nie będzie można sprzedawać niektórych batonów musli. Jednak rozporządzenie nie zawiera żadnych informacji o stabilizatorach smaku i konserwantach. Oznacza to, że jeśli część produktów nie będzie zawierać za dużo cukru, to i tak trafi do obrotu.
W rezultacie sklepikarze narzekają, że w wyniku działań Ministerstwa Zdrowia rynek wart 200 mln zł może całkowicie przestać istnieć. Jak wskazują, dzieci zamiast kupować żywność w szkolnych sklepikach, przeniosą się do placówek handlowych znajdujących się w okolicy szkoły, gdzie bez problemu kupią to, na co mają ochotę, w tym chipsy czy batony. Z kolei dr Dobrawa Biadun z Konfederacji Lewiatan wskazuje, że szkolne sklepiki to nie jest dobre miejsce do przygotowywania soków, co nakazuje rozporządzenie. W efekcie nie wpłynie to korzystnie na… zdrowie dzieci.