
Tegoroczne upały dotknęły cały świat, ale w okolicy jedynie Polska miała problemy z zasilaniem energetycznym. Eksperci biją na alarm i twierdzą, że taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Nie widzą jednak na horyzoncie zmian.
Prof. Krzysztof Żmijewski z Politechniki Warszawskiej niechętnie miesza emocje ze sprawami energetyki. Przyznaje jednak, że problem dało się już wcześniej zauważyć. – Te upały nie spadły na nas jak grom z jasnego nieba – zauważa. – Profesjonalnie byłoby, gdyby wprowadzono najpierw 11. stropień, który nie wiąże się z ograniczeniami dostaw, jako pewnego rodzaju ostrzeżenie. Tymczasem wprowadzano od razu najwyższy, 20. stopień – dodaje profesor.
Sytuacja się z wolna pogarsza, ale dopóki nie przekroczy wartości krytycznej, to się tego nie zauważa. Tym razem wartość krytyczna została przekroczona. W katastrofalny sposób, ale i przez zbiegi okoliczności.
Sytuacja jest niekorzystna również z powodu niemalże braku połączeń międzynarodowych. – Jeden kabel ze Szwecji może przesłać wyłącznie 600 MW. Między Polską a Niemcami istnieją zaledwie dwa połączania. Mówi się o potrzebie budowy kolejnych, ale na razie głównie o połączeniu Polska-Litwa – mówi w rozmowie prof. Żmijewski.
Wcześniej, gdy była u nas niska cena energii w porównaniu z innymi państwami, chciano budować połączenia, bo chcieliśmy ją eksportować. Teraz jesteśmy niekonkurencyjni z sąsiadami. Poza tym na import nie ma przyzwolenia politycznego, bo zmniejszy się wtedy zużycie polskiego węgla.
Zdaniem Wiśniewskiego, operator sieci przesyłowej nie miał innego wyjścia niż wprowadzanie ograniczeń. – Inaczej system parłby w kierunku samozniszczenia – mówi. Według niego brakuje nam inteligentnych systemów dysponowania energią. Brak też elastyczności w kwestii podaży i popytu.
W Niemczech gęstość sieci jest około dwu-, trzykrotnie większa. Kable leżą co najmniej dwa razy głębiej niż w Polsce. Upały tak bardzo tam nie przeszkadzają. Poza tym tam upały są w pewnym stopniu dobrze widziane przez energetykę. Fotowoltaika w Niemczech generuje 38,5 GW mocy. To prawie tyle, ile energii produkuje się łącznie w całej Polsce.
Artykuł powstał we współpracy z Eneą.
