Czego potrzeba by odnieść sukces w biznesie? Przełomowego pomysłu? Szczęścia? Kapitału na start? Harland Sanders, założyciel Kentucky Fried Chicken, bo to o nim mowa, nie miał nic z tego. A mimo to założył sieć restauracji, która dziś ma przychody szacowane na ponad 23 miliardy dolarów rocznie.
W dodatku gdy Sanders odkrył swoją żyłę złota był już grubo po sześćdziesiątce, a pierwsza restauracja z Kentucky w nazwie powstała w... Utah. Ale po kolei, bo zanim Sanders założył KFC, miał w swoim CV kilka dekad sromotnych niepowodzeń.
Urodzony pod koniec XIX wieku w stanie Indiana Sanders od piątego roku życia wychowywał się jako półsierota. Gdy miał osiem lat, zniechęcony do algebry, rzucił szkołę i zaczął pracować jako malarz dorożek. Po tym pracował również między innymi jako palacz w lokomotywie, konduktor oraz pomocnik na farmie.
Jego ambicje sięgały jednak wyżej, więc ukończył korespondencyjnie kurs prawa. Nie napracował się jednak w zawodzie. Jego kariera prawnicza skończyła się po zaledwie trzech latach, gdy na sali sądowej wdał się w bójkę z klientem.
Pierwszy biznes i pierwsza klapa
Bez pracy i bez oszczędności wrócił do Indiany i zamieszkał z matką. Krótko potem znalazł pracę jako sprzedawca ubezpieczeń, tylko po to, by znów wylądować na bezrobociu. Jego pracodawca zwolnił go za niesubordynację. Widać, konsekwencje bójki w sądzie niewiele nauczyły krewkiego Sandersa.
Gdy skończył 30 lat, wydawało się że wreszcie stanął na nogi. Sanders założył wówczas firmę operującą prom na rzece Ohio. Okazało się, że świetnie się wstrzelił ze swoim biznesem, a Sanders nie mógł narzekać na brak klientów, a co za tym idzie brak pieniędzy. Postanowił jednak postawić na bardziej perspektywiczny, jego zdaniem, biznes. Sprzedał udziały w firmie operującej prom i założył fabrykę lamp. I znów znalazł się bez pracy. Fabryka okazała się niewypałem.
Drugi biznes i znów klapa
Gdy miał 40 lat, u szczytu Wielkiej Depresji, nie mając nic do stracenia, w miasteczku Corbin w Kentucky wydzierżawił stację benzynową od firmy Shell. Otworzył tam również restaurację – Sanders Court. Restauracja ta stała się zalążkiem tego czym później było KFC. Dała też Sandersowi honorowy tytuł pułkownika, nadany mu przez gubernatora Kentucky za popularyzowanie lokalnej kuchni. Sanders wziął sobie ów tytuł do serca, nie tylko zaczął się tytułować pułkownikiem, ale też zmienił swój styl – to właśnie wtedy pojawił się biały garnitur i szpicbródka, znane z logo KFC. Biznes w restauracji kręcił się na tyle dobrze, że w Karolinie Północnej Sanders otworzył motel.
Sukcesy Sandersa nie trwały jednak długo. Najpierw spaliła się jego restauracja w Corbin, potem gdy wraz z wybuchem drugiej wojny światowej benzyna w USA była racjonowana, jedynie nieliczni turyści docierali do jego motelu, co zmusiło Sandersa to zamknięcia podwojów.
Panierką do sukcesu
I tak przez całe lata czterdzieste imał się różnych zawodów, pracując jednak nad specjalną recepturą panierki do kurczaka. To właśnie ona przesądziła o sukcesie jego biznesu. Zamiast otwierać kolejne restauracje (na co po zamknięciu motelu i tak nie miał funduszy) szukał franczyzobiorców oferując im możliwość używania jego specjalnej panierki za jedyne 5 centów od każdego sprzedanego skrzydełka.
Pete Harman, właściciel restauracji w South Salt Lake w stanie Utah szybko przekonał się, że taka współpraca z Sandersem przynosi plusy. W 1952 stał się franczyzobiorcą Sandersa. W pierwszym roku sprzedaż w jego restauracji wzrosła trzykrotnie i to właśnie tam, w krainie mormonów i jezior powstała pierwsza restauracja z Kentucky w nazwie i wizerunkiem Sandersa w logo.
Po sukcesie Harmana wszystko potoczyło się lawinowo. Sieć restauracji z logo KFC rosła, a w 1959 była jednym z pierwszych fast foodów, który zdecydował się na ekspansję zagraniczną. W 1962 roku, gdy Sanders był już po siedemdziesiątce, zdecydował się na sprzedaż sieci za 2 miliony dolarów. Do końca życia pozostał jednak ambasadorem marki, występując między innymi w takich (mocno przesłodzonych) reklamach: