„Kochane dzieci z okazji dnia 1 września, pragnę wam życzyć cierpliwości, a jednocześnie spieszę z dobrą nowiną: „to (szkoła) się w końcu skończy” – takie wpisy pojawiły się na Facebooku w związku z początkiem nowego roku szkolnego. I nic dziwnego, że niektórym, zwłaszcza tym pobierającym edukację, jeszcze w poprzednim stuleciu, szkoła kojarzy się z okresem bezsensownej i długotrwałej udręki. Na szczęście dziś, edukacyjni innowatorzy udowadniają, że nauka i nauczanie mogą być pasjonujące.
Być może podział na umysły ścisłe i humanistyczne nie byłby wcale tak oczywisty, gdyby stosowano inną formę edukacji. Niejednokrotnie słyszałam od znajomych: „Gdybym miał inną nauczycielkę matematyki, to z pewnością, nie byłbym tak uwsteczniony w tej dziedzinie. Ale nigdy nie byłem w stanie nauczyć się czegoś, co według mnie nie miało praktycznego zastosowania. A praktycznego działania całki i różniczki nikt mi nie nakreślił”, „Gdybym miała innego polonistę, być może dziś byłabym pisarzem, a tak sklecenie choćby jednego zdania, to dla mnie męka”. Albo: „Kompletnie nie mam zdolności do nauki języków”, „Komputery? Programowanie? Rety, trzymam się od tego z daleka. Dla mnie to czarna magia”.
Czy na pewno fakt, że coś przychodzi nam trudniej, w kwestii przyswajania wiedzy, a co innego łatwiej, zależy od przedmiotu, od tego czy zapis dotyczy liter, czy liczb? A może po prostu każdy z nas inaczej odbiera bodźce z zewnątrz. Może jeden porusza się lepiej w obszarze abstrakcji, a inny woli bazować na konkretach, jeden woli obraz, drugi audio, a trzeci połączenie tych obu.
Dobrzy edukatorzy wychodzą z założenia, że jeśli pracuje się z osobą, która nie ma wyraźnych dysfunkcji związanych z przyswajaniem wiedzy, to znajdzie się sposób, by do takiej osoby dotrzeć i przekazać jej wiedzę w przystępny dla niej i w ciekawy sposób. Jak to można zrobić? Oto kilka przykładów innowacji edukacyjnych, nowatorskiego podejścia do kształcenia, które pokazują, że w tej branży jest naprawdę wielkie pole do popisu i szansa na spożytkowanie własnej kreatywności.
Tablica Mendelejewa w kadrze
Kto nie marzył, by zamiast nudnego wkuwania na pamięć 118 pierwiastków z Układu Okresowego i ich liczb atomowych, dowiedzieć się po prostu jakie może być ich faktyczne zastosowanie, w jakie układy i z kim mogą wchodzić, jakie „afery” powodować? O tym samym musiał też chyba marzyć brytyjski dziennikarz Brady Haran, który wraz z zespołem naukowców z Wydziału Chemii Uniwersytetu Nottingham postanowił stworzyć Filmowy Układ Pierwiastków Chemicznych, w którym zrealizował to, czego kiedyś nie dała mu szkoła.
Każdy pierwiastek zdobył u Harana szansę bycia gwiazdą. Każdemu poświęcony został osobny film, w którym ukazane są wszystkie najciekawsze informacje, ukazujące szczególny charakter, osobowość i styl życia danego pierwiastka. Jak w dobrym kinie, tak i tu jest ciekawa fabuła, akcja, sensacja, groza, ale i doza humoru. Jest również niezwykły narrator, łączący wszystkie opowieści prof. Martyn Poliakoff o wyglądzie z jednej strony przypominającym Alberta Einsteina, a z drugiej balansującym na granicy pasji i naukowego szaleństwa.
Filmy o pierwiastkach są wciąż aktualizowane o nowe fakty ze świata nauki, a pracuje nad tym nieustannie 10-osobowa ekipa badaczy. O tym, jak bardzo potrzebne jest takie właśnie przekazywanie wiedzy, świadczy popularność chemicznego serialu w internecie, plasująca się już na poziomie kilkunastu milionów odsłon.
Chiński w obrazkach
Zapewne wielu już słyszało o rewolucyjnej metodzie wizualnego nauczania języka chińskiego – "Chineasy", którą stworzyła mieszkająca od lat w Londynie Tajwanka ShaoLan. Swój niezwykły sposób nauki języka chińskiego, w oparciu o obrazki skojarzone bezpośrednio z podmiotami, o których mówią dane chińskie znaki, wymyśliła poszukując skutecznego nauczania tego języka w angielskich szkołach. Ponieważ jej uczniami głównie były dzieci, metoda musiała być prosta, kolorowa i w oczywisty sposób odsłaniająca znaczenie każdego ze znaków. Tak właśnie powstał „Chineasy” („Chinese” + „easy”), który zafascynował ludzi na całym świecie.
W Polsce książkę do nauki czytania po chińsku autorstwa ShaoLan, wydało Wydawnictwo Naukowe PWN. Co ciekawe, metoda i piktogramy stworzone przez Tajwankę są intuicyjnie zrozumiałe chyba dla każdego na świecie. Nie dziwi więc, że tuż po prezentacji metody w 2013 r. na konferencji TEDx, o wydanie książki z zestawem piktogramów zaczęło się ubiegać kilkadziesiąt państw. Polskie wydanie było 13 wersją językową, która ukazała się drukiem.
Wiedza z eksportu
A co jeśli to nie dzieci czy młodzież potrzebuje edukacji, ale właśnie nauczyciele, którzy nie wiedzą, jak skutecznie i ciekawie przekazywać wiedzę? Brytyjskie Ministerstwo Edukacji znalazło na to sposób. Wychodząc z założenia, że wiedza tych, którzy kształcą innych powinna pochodzić od najlepszych, zdecydowali się wysłać rodzimych nauczycieli do Szanghaju, aby tam poznali oni tajemnicę chińskiego „cudu matematycznego”.
Tak radykalny krok rządu UK podyktowany został faktem, że brytyjscy uczniowie z roku na rok osiągają coraz gorsze rezultaty z matematyki. Ministerstwo uznało, że tylko całkowita zmiana systemu nauczania matematyki w szkołach, może dokonać oczekiwanej rewolucji w wynikach uczniów. A ponieważ w rankingach OECD najlepiej w tej kwestii wypadają szkoły z Szanghaju, właśnie tam minister edukacji Nick Gibb postanowił wysłać belfrów z wysp.
Nauczanie poprzez granie
Wykorzystanie gier w edukacji czyli gamifikacja, to sposób dostosowania się edukacji do potrzeb uczniów oraz metod i narzędzi przyswajania przez nich wiedzy. Ponieważ i tak wiele dzieci i nastolatków spędza czas przed komputerem grając w gry, „podstępni” edukatorzy postanowili wziąć młodzież sposobem i zaczęli bądź tworzyć dla nich specjalne gry edukacyjne, bądź wykorzystywać nieedukacyjne gry do celów oświatowych.
I tak poprzez zabawę, niejako mimochodem, nauka sama wdziera się w umysły młodych. Czy tak zresztą nie powinno być? W końcu jak pokazuje wiele badań, właśnie to, co przyswajamy niejako mimochodem, z pasji, praktykując, doświadczając, utrwala się najlepiej w naszej pamięci i w najlepszy sposób układa się nam w kolejne piętro naszej światopoglądowej układanki.
Flat Traveller
To innowacyjny pomysł na poznawanie świata, różnych kultur, ludzi z innych krajów, wymyślony 20 lat temu przez amerykańskiego nauczyciela Dale'a Huberta, a zainspirowany książką Jeffa Browna „Flat Stanley”. Hubert szukając sposobu zaciekawienia swoich uczniów podróżami, geografią i innymi społecznościami, a nie dysponując tyloma interaktywnymi, mobilnymi gadżetami, jak dziś, wymyślił „płaskiego podróżnika” – Stanleya, który zwiedza świat w kopercie.
Narysowany własnoręcznie i wycięty z kartki papieru Stanley, może być zapakowany w kopertę i dotrzeć w każde miejsce na świecie. Tworząca się od 20 już lat społeczność Flat Travellersów, chętnie przyjmuje nowych gości (rożnych Stanleyów z różnych krajów), poznaje ich i opowiada o sobie, o miejscu, w którym żyje, kraju czy kulturze. Podróżowanie „płaskim Stanleyem” stało się tak popularne na całym świecie, że z pewnością nikt, kto postanowi przyłączyć się do tak poznającej świat społeczności, nie zostanie bez odpowiedzi.
Co prawda dziś, w dobie internetu i różnych aplikacji mobilnych są znacznie prostsze sposoby na „podróżowanie” bez ruszania się z domu, ale nie zawsze, co prostsze oznacza lepsze. Często to, w co bardziej się zaangażujemy, włożymy więcej pracy i wysiłku lepiej się nam utrwala i lepiej buduje nasz zasób wiedzy.
Nauka jest fascynująca!
Polski sposób na ciekawe przedstawianie nauki znalazł pewien student chemii tworząc kanał na YouTube pt. „Naukowy bełkot”. Dawid Myśliwiec, bo o nim mowa, w swoich wystąpieniach naukowych używa prostego języka, okrasza je ciekawymi przykładami, skojarzeniami, porównaniami, w efekcie przygotowując dla widza bardzo zwartą pigułkę wiedzy na dany temat.
W rozmowie z INNPoland zdradził, że sam nie miał w szkole szczęścia do nauczycieli, więc rozumie, jaką katorgą mogą być lekcje. Dlatego teraz, kiedy tworzy swoje filmiki, bardzo uważa na to, żeby „nie przynudzać”, inspirować i zarażać innych miłością do nauki. Jego „Naukowy bełkot” ma już prawdziwą rzeszę fanów na YouTube, a Dawid – doktor chemii, nie spoczywa na laurach i wciąż wymyśla sposoby na jeszcze lepsze „sprzedanie” nauki.