
Lecąc do Londynu Teresa Mokrysz nie spodziewała się, że zrobi interes życia. Szczęście uśmiechnęło się jednak do upartej urzędniczki z Ustronia, która dzięki przypadkowym spotkaniu założyła firmę wartą dziś setki milionów złotych.
REKLAMA
Urzędniczka od paluszków
Pierwsze biznesowe szlify Mokrysz zbierała jeszcze w latach 70’. Pracując w urzędzie miejskim w Ustroniu pomagała mężowi prowadzić zakład budowlany . Porządkowała głównie sprawy administracyjne, czasem zajmowała się księgowością. - To były trudne czasy. Do dziś wspominam te nieustające kontrole z urzędu skarbowego, zresztą nie tylko stamtąd – opowiada w rozmowie z „Wysokimi Obcasami”.
Pierwsze biznesowe szlify Mokrysz zbierała jeszcze w latach 70’. Pracując w urzędzie miejskim w Ustroniu pomagała mężowi prowadzić zakład budowlany . Porządkowała głównie sprawy administracyjne, czasem zajmowała się księgowością. - To były trudne czasy. Do dziś wspominam te nieustające kontrole z urzędu skarbowego, zresztą nie tylko stamtąd – opowiada w rozmowie z „Wysokimi Obcasami”.
Po pięciu latach Mokryszowie zamknęli zakład, nie zrezygnowali jednak z robienia interesów. W 1986 roku otworzyli fabrykę produkującą paluszki. To był strzał w dziesiątkę. Popyt na produkty małżeństwa był ogromy – po domowe paluszki z Ustronia ustawiały się kolejki. Fabryka działała na coraz większą skale – po otwarciu pracowało tam 40 osób, a po trzech latach już 150. Z czasem Mokryszowie zaczęli działać z jeszcze większym rozmachem…
Biznes z doskoku
W czasie lotu do Londynu Teresa poznała Polkę pracująca w holenderskiej firmie produkującej śmietankę do kawy w proszku. Panie szybko złapały kontakt i przypadły sobie do gustu. Na koniec podróży towarzyszka zaoferowała Mokrysz kupno…trzech ciężarówek śmietanki. Ta długo się nie zastanawiając a zgodziła się na propozycje „Holenderki”. Zastrzegła jednak, że na początek poprosi o przysłanie do Ustronia tylko jednej ciężarówki.
W czasie lotu do Londynu Teresa poznała Polkę pracująca w holenderskiej firmie produkującej śmietankę do kawy w proszku. Panie szybko złapały kontakt i przypadły sobie do gustu. Na koniec podróży towarzyszka zaoferowała Mokrysz kupno…trzech ciężarówek śmietanki. Ta długo się nie zastanawiając a zgodziła się na propozycje „Holenderki”. Zastrzegła jednak, że na początek poprosi o przysłanie do Ustronia tylko jednej ciężarówki.
Po powrocie na Mokrysz czekała próbka śmietanki i niezbędne dokumenty. Następnego dnia pojechała do Warszawy, aby dowiedzieć się o zezwolenia konieczne do importu tego produkty. W Głównym Inspektoracie Sanitarnym oraz Instytucie Żywności i Żywienia dostała stertę dokumentów do wypełnienia, po kilku miesiącach urzędy wydały jednak zgodę na sprzedaż proszkowanej śmietanki.
Na początku Mokrysz prowadziła śmietankowy biznes z doskoku. Ciągle pracowała w urzędzie i pomagała mężowi przy paluszkach. Wszystko zmieniły odwiedziny dyrektora finansowego holenderskiej firmy. Mokrysz zrozumiała, że ma szansę zarobić naprawdę poważne pieniądze i zdecydowała się całkowicie poświęcić biznesowi. Do pomysłu łatwo przekonała męża, którzy przekazał jej władze w firmie. Wtedy przedsiębiorstwo Mokrysz zmieniło nazwę na Mokate od – MOkrysz KAzimierz i TEresa.
Jak parzyć cappuccino?
Po sukcesie śmietanki Holendrzy zaoferowali nowy produkt – cappuccino. - Cappuccino było u nas kompletnie nieznane, a oni przysłali mi dwie tony. Przepakowałam to do małych torebek i rozesłałam do sklepów razem z paluszkami. Nikt ich nie kupował, kartony pokrywały się kurzem. Pewnego dnia pojechałam do jednego z moich dostawców opakowań. Pyta mnie, czego się napiję, a ja oczywiście: "Mokate cappuccino". Prezes bardzo zadowolony mówi: "Mamy, mamy". Po chwili sekretarka przynosi dwie szklanki z kawą zaparzoną po turecku, na którą nasypała proszek z moich torebek. Prezes zamieszał, nie pił, tylko jadł, bo pić się nie dało, taki kożuch był na wierzchu. Ja mojej nie tknęłam – opowiada Mokrysz.
Po sukcesie śmietanki Holendrzy zaoferowali nowy produkt – cappuccino. - Cappuccino było u nas kompletnie nieznane, a oni przysłali mi dwie tony. Przepakowałam to do małych torebek i rozesłałam do sklepów razem z paluszkami. Nikt ich nie kupował, kartony pokrywały się kurzem. Pewnego dnia pojechałam do jednego z moich dostawców opakowań. Pyta mnie, czego się napiję, a ja oczywiście: "Mokate cappuccino". Prezes bardzo zadowolony mówi: "Mamy, mamy". Po chwili sekretarka przynosi dwie szklanki z kawą zaparzoną po turecku, na którą nasypała proszek z moich torebek. Prezes zamieszał, nie pił, tylko jadł, bo pić się nie dało, taki kożuch był na wierzchu. Ja mojej nie tknęłam – opowiada Mokrysz.
Po wizycie u dostawcy twórczyni Mokate zrozumiała, że jedyną szansą na sprzedaż cappuccino jest ogromna kampania reklamowa w telewizji. Mokrysz chciała „pokazać jak tę kawę się zaparza. Od znajomego, który prowadził firmę reklamową, kupiłam za 5 tys. zł scenariusz spotu reklamowego. Nagraliśmy w restauracji w Ustroniu 30-sekundową reklamę i pojechałam z nią do Warszawy do telewizji. Chciałam, by była pokazywana codziennie przez miesiąc od 5 listopada do 5 grudnia w najlepszym czasie antenowym, czyli po "Wiadomościach" przed prognozą pogody.”.
Kampania zakończyła się ogromnym sukcesem. Do Ustronia zaczęli zjeżdżać hurtownicy z całej Polski. W mieście wszystkie hotele były zajęte przez klientów Mokate. W fabryce nie nadążali z przygotowaniem kolejnych zamówień, bo mieli tylko dwie maszyny do pakowania. Szał trwał, każdy chciał mieć u siebie cappuccino.
Pierwszy milion
Po czterech latach działalności Mokate zarobiło pierwszy milion. Przedsiębiorstwo nie spoczęło jednak na laurach – zyski zainwestowało w rozwój. Najpierw wybudowało nowy zakład w Ustroniu, gdzie rozpoczęto produkcje śmietanki i cappuccino, a także czekolady, kakao i herbaty. Z czasem firma założyła kolejną fabrykę, tym razem w śląskich Żorach.
Po czterech latach działalności Mokate zarobiło pierwszy milion. Przedsiębiorstwo nie spoczęło jednak na laurach – zyski zainwestowało w rozwój. Najpierw wybudowało nowy zakład w Ustroniu, gdzie rozpoczęto produkcje śmietanki i cappuccino, a także czekolady, kakao i herbaty. Z czasem firma założyła kolejną fabrykę, tym razem w śląskich Żorach.
W 2000 roku Mokate zbudowało własną proszkownie w Ustroniu, dzięki czemu uniezależniło się od holenderskiego dostawcy zabielaczy i spieniaczy. Za sprawą tej inwestycji firma stała się również ważnym eksporterem półproduktów dla przemysłu spożywczego na całym świecie. – Sprzedaż zagraniczna przynosi obecnie ponad 60 procent przychodów – podkreśla Adam Mokrysz, członek zarządu spółki Mokate, a prywatnie syn właścicielki.
W fabrykach należących do Mokrysz jest dziś wytwarzane ponad 1200 produktów najróżniejszych marek m.in. NYCoffe, Loyd Tea czy Minutki. Towary Mokate sprzedają się w ponad 60 krajach, a firma daję zatrudnienie prawie 2 tysiącom osób. - Po 1989 roku powstało wiele prywatnych polskich firm, ale te, którym się wiodło, zwykle zostawały wykupione przez zachodnie koncerny. Ja z zachodnią konkurencją już się zmierzyłam i wygrałam - praktycznie wszyscy gracze kawowi zabiegali o kupno Mokate. Mamy prawie 70 proc. polskiego rynku cappuccino. Teraz my możemy im zagrażać! – kończy Mokrysz.
Napisz do autora: michal.budzynski@innpoland.pl
