Zespół Szkół Zawodowych nr 1 im. Powstańców Wielkopolskich w Swarzędzu świętował w piątek 10-lecie współpracy z fabryką Volkswagen Poznań, w której zatrudnienie znajduje blisko 100 proc. uczniów. Dziś nikogo do nauki w swarzędzkiej szkole zawodowej zachęcać nie trzeba. Na jedno miejsce w klasach patronackich VW jest trzech chętnych.
I trudno się dziwić, że o miejsce na profilach dających niemal gwarancję zatrudnienia w koncernie motoryzacyjnym, młodzież się bije. Nikt też już dziś w Swarzędzu nie wątpi, że powrót zawodówek do łask, byłby najlepszym rozwiązaniem dla polskiej gospodarki, bo efekty mają na własnym podwórku. Dekada współpracy z dużą firmą, to szereg pozytywów. Renoma, dostęp do ekspertów, najnowszych technologii w branży, to szansa na zatrudnienie, awans, specjalizację.
Dziś w swarzędzkiej jedynce kształcą się specjaliści w profilach: monter mechatronik, mechanik automatyki przemysłowej i urządzeń precyzyjnych, elektromechanik pojazdów samochodowych oraz operator maszyn i urządzeń odlewniczych. Obecnie do klas patronackich VW uczęszcza 258 uczniów. Dla porównania, gdy w 2005 r. szkoła tworzyła te klasy, chętnych było tylko 18.
Uczniowie z roczników, które zaczynały w 2005 r. naukę pod patronatem VW, dziś są już nie tylko wieloletnimi pracownikami fabryki, ale niektórzy z nich kontynuują naukę na studiach inżynierskich.
Piotr Stasiak zapewnia, że szkoła będzie nadal kontynuować współpracę z koncernem i w związku z tym zamierza rozwijać i dostosowywać kierunki nauczania do aktualnych potrzeb firmy. To nie tylko zapewni zatrudnienie uczniom szkoły, ale także świadczy o nowoczesnym spojrzeniu władz szkoły na zmiany jakie winny zachodzić w oświacie, a które muszą polegać na nieustannym dostosowywaniu oferty oświatowej do aktualnych potrzeb rynku pracy. ZS nr 1 w Swarzędzu rozumie ten trend i na niego odpowiada. Dzięki temu ma tak dobre wyniki, jeśli chodzi o zatrudnienie jej absolwentów.
Jak jednak podkreśla Stasiak, takich wyników i tak dobrego kształcenia zawodowego bez udziału VW, w Swarzędzu by nie było. Bynajmniej nie chodzi jednak wyłącznie o ten konkretny koncern.
– Nie ma kształcenia zawodowego bez partnerstwa z firmami – twierdzi wicedyrektor.
Jeśli więc chcemy znów mieć w Polsce specjalistów, jeśli widzimy sens w powrocie do łask kształcenia zawodowego, nie tylko nauka w rozumieniu uczelni wyższych musi nawiązać współpracę z biznesem, lecz nauka, oświata, edukacja na każdym jej poziomie.
Fachowiec pilnie poszukiwany
Gdy podczas ostatniej konferencji agencji Work Service eksperci ogłaszali optymistyczne wyniki Barometru Rynku Pracy, jednym z tematów jakie zostały wówczas poruszone, w kontekście wielu ofert pracy, jakie pojawiły się na rynku, było właśnie kształcenie zawodowe.
Według Inglota zaczynamy dostrzegać, że nie tędy droga, że brak różnorodności, przekonanie, że każdy musi skończyć studia, bo to jedyny wyznacznik i pewnik przyszłego, dobrego zatrudnienia, było błędem. Jako wzór myślenia o kształtowaniu rynku, na którym nie brakuje specjalistów, Inglot podaje Niemcy.
– Tam, każdego roku niemieckie Ministerstwo Pracy wydaje informator, w którym podaje 100 zawodów, na jakie w najbliższych latach będzie zapotrzebowanie na rynku – mówi. – Dzięki temu, że ludzie wiedzą, jakich fachowców będzie brakować, mogą dostosować zarówno kierunki kształcenia (szkoły), jak i własne kształcenie (uczniowie, studenci). W ten sposób nie tworzy się i nie utrzymuje kierunków, które nie mają przyszłości, a jedynie te dające realne szanse na zatrudnienie.
Z takiego rozwiązania korzyści czerpią szkoły, uczący się oraz pracodawcy, którzy nie muszą szukać specjalistów poza granicami swojego kraju czy miasta, co ma miejsce już teraz w Polsce.
Z doświadczeń Work Service, już teraz część pracodawców w naszym kraju musi dowozić pracowników do zakładów pracy codziennie nawet po 100 km, bowiem nie ma szans, by znaleźć bliżej fabryki chętnych i kompetentnych ludzi do pracy.
Przyszłością firmowe zawodówki
Być może najlepszym rozwiązaniem zarówno dla uczniów, jak i dla przedsiębiorców byłoby tworzenie przez tych drugich własnych szkół zawodowych, które zapewniałyby im przyszłą kadrę. Tak robi wiele koncernów na Zachodzie. Na przykład niemiecki Siemens. Z resztą najlepiej świadczą na korzyść takiego rozwiązania kolejne działania Volkswagena. Ten planuje bowiem w związku z budową nowej fabryki w Białężycach koło Wrześni, otworzyć kolejne klasy patronackie w tamtejszym Zespole Szkół Politechnicznych.
– Docelowo planujemy uruchomić tam trzy zupełnie nowe dla nas kierunki kształcenia: mechanik precyzyjny, zawód dedykowany dla obszaru lakierni oraz zawód związany z blacharstwem samochodowym i konstrukcją blach – informuje na łamach wpn.pl członek zarządu VW Poznań ds. Personalnych Jolanta Musielak.
Być może w ślady VW będą już wkrótce musiały pójść także inne zakłady przemysłowe w Polsce. Na razie, choć brak fachowców i chętnych do pracy w przemyśle jest już odczuwalny, posiłkują się one pracownikami ze Wschodu, głównie z Ukrainy, jednakże i to może się wkrótce skończyć, gdy Niemcy otworzą dla Ukraińców swoje granice i będą mogli ich zatrudniać. Tylko czy warto na to czekać, czy może już zacząć działać?
Do klas mogą się dostać uczniowie, którzy skończyli gimnazjum. Nauka trwa trzy lata trzy dni teorii, dwa dni praktyk zawodowych, które odbywają się m.in. właśnie w fabryce VW. Później, o ile uczniowie nie mają innych sprecyzowanych planów odnośnie swojej kariery, zwykle są zatrudniani przez koncern, a część z nich kontynuuje połączenie pracy z dalszą nauką.
Krzysztof Inglot, ekspert Work Service HR Academy
Naszym największym błędem, jaki popełniliśmy w latach 90. było zamykanie zawodówek. Dziś widzimy efekty tego ruchu. Na rynku brakuje specjalistów, a ci którzy są, bo nie wyjechali z kraju, a kończyli zawodówki zarabiają dwa, trzy razy więcej niż osoby z wyższym wykształceniem.