Etyka muzułmańska bardzo ceni prace. Bóg chce, żeby ludzi dobrze pracowali i dla siebie, i dla swoich społeczności - mówi dr hab. Katarzyna Górak-Sosnowska, ekonomistka i specjalistka ds. arabskich z Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
Wczoraj w rozmowie z portalem NaTemat.pl Ghaze Abdulloh, syryjski imigrant, właściciel warszawskiej sieci restauracji Amrit Kebab, przyznał, że nie chce w Polsce uchodźców. Abdulloh twierdzi między innymi, że przyjezdni „nie chcą ciężkiej pracy”. Czy to prawda? Jaka jest właściwie etyka pracy typowego mieszkańca Bliskiego Wschodu?
Dr hab. Katarzyna Górak-Sosnowska: Trudno traktować wszystkich tak samo. Weźmy na przykład strukturę wykształcenia i wskaźnik aktywności ekonomicznej na Bliskim Wschodzie czy w krajach Afryki Północnej. Syryjczycy – czyli w dużej mierze nasi uchodźcy- przez wiele lat należeli do najlepiej wykształconych społeczeństw arabskich. Równie dobrze wyedukowani są Jordańczycy. Z drugiej strony mamy Marokańczyków czy Egipcjan, którzy w większości są słabo wykształceni. To są zupełnie różni ludzie, o innych uwarunkowaniach kulturowych.
Jaką role odgrywa tutaj islam?
Tradycyjna etyka muzułmańska bardzo ceni pracę. Bóg chce, żeby ludzi dobrze pracowali i dla siebie, i dla swoich społeczności. Docenia również oszczędność, nie można bowiem marnotrawić wielu dóbr żyjąc na pustyni. Trzeba także pamiętać, że Chadidża, pierwsza żona Mahometa, była bizneswoman – zarządzała wielbłądzimi karawanami. Proroka poznała właśnie prowadząc interesy.
A gdzie dzisiaj najczęściej pracuje mieszkaniec Bliskiego Wschodu?
W większości w sektorze publicznym, który ma niewielką produktywność. Z jakiego powodu? Podobnie jak w Polsce – jakość pracy nie przekłada się na zarobki, dlatego wiele osób nie przykłada się do swoich obowiązków i pracuje mało wydajnie. Inaczej jest w sektorze prywatnym, tam jednak dużo trudniej o zatrudnienie.
W rozmowach z dziennikarzami uciekinierzy często opowiadają, że są inżynierami, nauczycielami czy lekarzami. Zupełnie nie pasują do stereotypowego obrazu słabo wykształconego, leniwego przybysza. Jak właściwie wykształceni są uchodźcy?
Trudno oceniać obecną falę przybyszów, wciąż bowiem dokładnie nie wiemy, kim są ci ludzie. Warto jednak przyjrzeć się systemom edukacji w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie. Na przykład w Omanie i Arabii Saudyjskiej dominują studia humanistyczne – literaturoznawstwo czy pedagogika. Z kolei wśród absolwentów z Syrii, Iraku, Algierii relatywnie duży odsetek przypada na wykształcenie techniczne:czy medycynę.
Popatrzymy nawet na starą emigracje syryjską w Polsce, to w większości nie pracownicy fizyczni, a nauczyciele, wykładowcy akademicy, biznesmeni, lekarze czy innego rodzaju specjaliści. Warto zwrócić uwagę, że uchodźcy w większości mówią – lepiej czy gorzej – po angielsku. Nie można więc mówić o przybyszach tylko jako o bezładnej szarej masie wylewającej się z Bliskiego Wschodu.
Dzisiaj próbowałem się skontaktować z Ministerstwem Pracy i Polityki Społecznej. Chciałem dowiedzieć się, w jaki sposób chcą wprowadzać uchodźców na rynek pracy. Nie dostałem jednak odpowiedzi. Jak powinien wyglądać taki program?
Racja, z centralnymi programami nie jest najlepiej. Patrząc przykładowo na uchodźców z Czeczenii ważne jest środowisko, do którego trafią. Nauczyciel, dyrektorka szkoły, wójt częściej pomagają w integracji uchodźców niż rządowe projekty. Warto także wykorzystać doświadczenia z przeszłości. Kiedyś Syryjczycy, Irakijczycy czy Egipcjanie przyjeżdżający do Polski zaczynali od rocznego kursu języka polskiego w Łodzi. Później trafiali na uczelnie wyższe. Nauka języka w połączeniu ze studiami sprawiała, że dużo łatwiej było im się integrować z resztą społeczeństwa.
Wczoraj jeden z naszych blogerów napisał, że dopóki nie będziemy otwarci na inność, to nie staniemy się innowacyjni. Czy to prawda?
Innowacyjność składa się z kilku elementów. Jeśli jednak rozumiemy ją jako wprowadzanie czegoś nowego czy odmiennego, to uchodźcy ze swoją odmiennością kulturową mogliby tę innowacyjność wesprzeć i wzbogacić nasze społeczeństwo.