Początek lat 90, targowisko w Tuszynie koło Łodzi. Lekko siwiejący mężczyzna przed czterdziestką, ubrany w tęczowy dres i skórzaną kurtką przygląda się handlarzom na bazarze. Rozmawia z kupcami i klientami. Planuje otworzyć tam biznes, ale ma jeden problem – nie ma pomysłu, co mógłby robić. Z pomocą przychodzi jednak przypadek.
Podczas jednej z bazarowych pogawędek mężczyzna potyka się i wpada w kałużę błota. Eureka. Antoni Ptak już wie. Otworzy wielkie targowisko – dla wygody ludzi i dla zysku.
"Ptaszarania"
Kupił kilka hektarów ziemi w Rzgowie. Chciał wybudować nowoczesne i przestrzenne centrum handlowe. Niestety, marzenia rozbiły się o rzeczywistość. Po kilku miesiącach powstało tam tylko tandetne miasteczko pełne rozpadających się bud i blaszaków. Klienci nazywali je pogardliwie „ptaszarnią”, bardziej życzliwi wspominali o „bazarze” czy „targowisku”. Nikt nie mówił jednak o centrum handlowym w Rzgowie, jak chciał Ptak.
Postanowił więc wymienić „rozpadające się budy” na…hangary z demobilu. Pojechał na Ukrainę, gdzie wykupił od wojska kilka starych, lotniczych magazynów. Pomysł wydawał się szalony, ale zadziałał. Kupcy zaczęli chętniej wynajmować powierzchnie w rzgowskiej hali, a ilość klientów rosła z dnia na dzień.
Podróbki warte miliony
Do centrum przyjeżdżało się po najmodniejsze w latach 90' ciuchy – kolorowe legginsy, hawajskie koszule, wzorzyste swetry czy obszerne marynarki. Większość ubrań trafiła do Rzgowa z zagranicy więc dla wielu polskich klientów, przyzwyczajonych do zakupów w smutnych i szarych sklepach, to były prawdziwe delicje. Wraz z ilością klientów rósł majątek Ptaka. W 1996 roku zajął 33 miejsce na liście najbogatszych Polaków „Wprost”.
W końcówce lat 90’ Ptak dostrzegł potencjał w odradzającym się polskim przemyśle odzieżowym. Wiele prywatnych szwalni powstawało w miejscu wielkich tekstylnych molochów, które upadły wraz z końcem z komunizmu. Przedsiębiorca z Piotrkowa zaczął im pomagać – udostępniał niewielkim szwalnią powierzchnię handlową w rzgowskiej hali, aby mogły sprzedawać produkowane przez siebie ubrania. Większość ciuchów to były podróbki najmodniejszych światowych marek, jednak o wiele lepszej jakość niż chińskie kopie. Dlatego wiele osób przyjeżdżało specjalnie do Rzgowa – chciało sobie kupić za grosze polskiego Diora czy Hugo Bossa.
Koniec "januszowania"
Po kilku latach przyszedł jednak kryzys. Bazary stały się synonimem tandety, a coraz więcej klientów przyciągały powstające w kolejnych miastach centra handlowe. Ptak musiał zareagować – Nie miał wyjścia, bo centra handlowe zaczęły zabierać klientów bazarom. Ludzie wzbogacili się, zaczęli wyjeżdżać za granicę, wzrosły ich wymagania. Bazary zaczęły się kojarzyć z tandetą. Żeby przetrwać, Ptak musiał pójść do przodu. – tłumaczył w rozmowie z „Biznes.pl” Andrzej Maria Faliński, generalny dyrektor Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.
Kupił więc hektary rzepaku, postawił kolejne hale, unowocześnił infrastrukturę. Wydał miliony złotych, aby poprawić jakość usług i podjąć rywalizacje z wielkomiejskimi mallami. Nie wszystkie zmiany spodobały się najemcą ze rzgowskiego targowiska. Wzrost czynszu, zakaz wystaw , ściślejszy regulamin sprawił, że wielu dzierżawców zdecydowało się na odejście.
Dla bardziej wymagających klientów wybudował również ekskluzywny Ptak Outlet. Budynek, który z zewnątrz przypomina XIX-wieczną szwalnie, jest pełen sklepów z luksusowymi towarami. Centrum oblegają klienci – każdego roku Outlet odwiedza prawie 6 mln osób.
Ambicje Ptaka sięgają dużo dalej - chce promować lokalne firmy odzieżowe poprzez organizowane w Rzgowie targi mody (odwiedzonym m.in. przez Paris Hilton). - Mamy świetnych projektantów, dobre tkaniny, wysoką jakość wykonania. Trzeba to tylko dobrze zaprezentować i sprzedać – wyjaśnia.
Brazylijski eksperyment
Prawdziwą pasja Ptaka jest była jednak piłka nożna. Przez lata inwestował w różne zespoły – najpierw w ŁKS Łódź, później w Piotrcovie Piotrków Trybunalski, a na koniec w Pogoń Szczecin. Każdym zarządzał w ekscentryczny sposób – w Piotrocovii nałogowo zwalniał trenerów, a w Szczecin zbudował zespół złożony prawie wyłącznie z Brazylijczyków. Nie można mu jednak odmówić sukcesów. ŁKS Łódź, którego był właścicielem zdobył w 1998 roku Mistrzostwo Polski, a w eliminacjach do Ligi Mistrzów rywalizował z Manchesterem United.
Po klęsce brazylijskiego projektu (Pogoń spadła do II ligi w sezonie 2006/07) odszedł z krajowej piłki. - Może źle zrobiłem że sprowadziłem ich zimą. Trochę przestraszyli się śniegu. Ale warunki mieli doskonałe – zastanawiał się szukając przyczyny porażki.
Z Polski wyjechał wspólnie z brazylijskimi piłkarzami. Osiadł w Kraju Kawy, gdzie otworzył szkółkę piłkarską. Bardzo chwali sobie i życie, i klimat. Firmą kieruje przez Skype. Jak powtarza jednak w wywiadach – „najważniejsze gniazdo uwił w Polsce”.