Skąd w INNPoland, serwisie o innowacjach, biznesie i karierze temat uchodźców? Wychodzimy z założenia, że innowacje wymagają otwartości, także na odmienności, ale, jak wszyscy, próbujemy zrozumieć obecną sytuację. Jednak zamiast ferować wyroki, rozmawiamy z ludźmi z całego świata, po to, by zdobyć i przekazać wam szerszą perspektywę na to co się obecnie dzieje w Europie.
Wczoraj zaprezentowaliśmy wywiad z Tamasem z Budapesztu, który po latach imigracji wrócił do kraju w sam środek kryzysu związanego z uchodźcami: „Widziałem jak to wygląda w Budapeszcie. Polacy, nie macie się czego bać”. Dziś czas na Keitha Brooksa, działacza społecznego z Nowego Jorku, który w lipcu 2014 podczas pobytu w Norwegii padł ofiarą homofobicznego ataku.
Na co dzień mieszkasz w Nowym Jorku. Co cię łączy z Europą?
Od ostatnich 10 lat przyjeżdzam tu co roku. Szczególnie często bywam w Skandynawii, którą uwielbiam.
Byłeś w Polsce?
Jeszcze nie, ale śledzę to co się dzieje w Polsce. I jestem naprawdę sfrustrowany widząc rosnącą falę ksenofobii w waszym kraju. To paradoks, macie nowe drogi, nowe lotniska i parki naukowe. Kraj tak szybko się zmienia, a ludzie nie. Otwieracie się na innowacje, na wszelkie nowinki, a w tej kwestii widać wielu ludzi, którzy nie chcą się otworzyć na innych.
Łatwo mówić obserwując wszystko zza oceanu.
To prawda i muszę przyznać, że w Stanach również mamy wiele do zrobienia, by walczyć z ksenofobią – tą jawną i tą ukrytą. Problem rasizmu jest jedną z takich kwestii. Wiele już zrobiono, by rasizm wyplenić, wiele nadal zostaje do zrobienia. Ale szczerze wierzę, że rozwój społeczeństw wiedzie przez otwartość i akceptację, a także zrozumienie, że nie wszyscy uchodźcy są niedouczonymi bandziorami.
Niemniej sam, na własnej skórze przekonałeś się, że nie wszyscy imigranci przyjeżdżają do Europy po to by tu pracować i stać się częścią lokalnych społeczeństw. Sami też nie wykazują się zbytnią tolerancją...
W lipcu 2014 podczas mojej wizyty w Oslo padłem ofiarą ataku. Siedziałem w parku i w biały dzień podeszło do mnie dwóch mężczyzn i zapytało czy jestem gejem. Gdy odpowiedziałem, że tak, zaczęli mnie bić i kopać. Następnie pojawił się również trzeci mężczyzna, który na mojej głowie rozbił butelkę. Trafiłem do szpitala, gdzie poinformowano mnie, że sprawcy byli somalijskimi imigrantami.
Jak na ten atak zareagowali twoi norwescy znajomi?
Co ciekawe, nikt nie skupiał się na tym, że był to atak związany z problemem homofobii. Pierwsze pytanie, które każdy mi zadawał było: skąd byli sprawcy. Gdy mówiłem, że z Somalii, mówiono mi: no tak, z nimi jest wiele problemów, można się było tego spodziewać. Wszyscy skupiali się na pochodzeniu sprawców. Teraz z perspektywy czasu widzę, że już wtedy można było zauważyć rosnącą ksenofobię wśród Norwegów. Bo trzeba zaznaczyć, że Polacy nie są wyjątkiem. W przypadku Norwegii również nie można mówić o otwartości na uchodźców przy obecnym kryzysie.
Czy atak nie zmienił twojej opinii na temat otwartości na temat pomocy uchodźcom?
Nie. Myślę, że atak nie tyle miał podłoże kulturowe, nawet jeśli był podyktowany nienawiścią do gejów, co wynikał z frustracji związanej z ubóstwem i poczuciem braku przynależności do lokalnej społeczności. I wina tu nie leży wyłącznie po stronie imigrantów, społeczeństwa, do których przybywają powinny robić więcej, by ich integrować.