Jaka jest różnica między Warszawą a Luksemburgiem? Ano taka że w Polsce wartość przeciętnego paragonu w drogerii to około 40 zł. W Luksemburgu przychodzi pani po waciki i zostawia w kasie 25 euro.
Trudno się dziwić, że Kamil Kliniewski, szef i główny akcjonariusz sieci drogerii Dayli jest bardzo zadowolony z najnowszego zakupu. W ręce polskiego inwestora trafiły niedawno drogerie Meng. - Szukaliśmy od kilku lat możliwości przejęć na Zachodzie. Analizowaliśmy wiele podmiotów, to jeden z nich. Meng Drogerie kupiliśmy przy wycenie 6,5 mln euro, co daje około 270 tys. euro za sklep na bogatym rynku w Luksemburgu. Uważam, że to dobra cena - mówi naTemat polski biznesmen.
– Mamy wyłączność na Luksemburg, bo 24 handlowe salony Meng, które kupiliśmy to jedyne drogerie jakie funkcjonują w tym kraju – dodaje Kliniewski. Cóż, skala biznesu może nie jest największa, ale z pewnością będą to jedne z najbardziej dochodowych salonów polskiej sieci. Roczny obrót w jednym sklepie sięga 650 tys. euro. Koszty też spore. Kliniewski nieźle zdziwił się gdy okazało się, że kasjerka w Luksemburgu zarabia tyle, co młodzi menedżerowie z jego biura w Warszawie – 1950 euro miesięcznie. Tyle wynosi płaca minimalna w enklawie europejskiej zamożności.
Dziwili się też zapewne luksemburczycy, kiedy w najnowszej gazetce promocyjnej ich Menga pojawiły się takie produkty jak napoje Tymbark czy kosmetyki warszawskiej firmy Cosmatrade i Estetica.
– Współpraca z polskimi dostawcami była dobrym wyborem, dlatego też zdecydowaliśmy się na wprowadzenie kolejnego partnera z Polski. To dopiero początek ekspansji na tym perspektywicznym rynku – mówi dalej Kliniewski. Od niedawna współpracuje z uznaną na całym świecie marką kosmetyków do makijażu Inglot. Na półkach w Luksemburgu pojawiły się też produkty Dr Irena Eris a także mniej znane polskie marki Bell i Verona (makijaż), kosmetyki Estetica, Cosmatrade i Uroda, perfumy La Rive i Bies, napoje Maspex i Ustronianka. Kliniewski twierdzi, że wprowadzi do luksemburskiej sieci polskie marki, bo mają wyjątkowo dobry stosunek ceny do jakości. Zostały bardzo dobrze przyjęte przez klientów.
Skąd Polacy w Luksemburgu? Kiedy w 2012 roku upadał drogeryjny biznes niemieckiego miliardera Antona Schleckera, majątek bankruta za bezcen i z przyjemnością rozparcelowała konkurencja. Polską część biznesu – ponad 160 sklepów, przejęła Hygienika, producent papierowych chusteczek do nosa, podpasek i artykułów pielęgnacyjnych dla dzieci. Wtedy też w mediach pojawiać się młody inwestor i prezes spółki zapowiadający, że w Polsce powstanie nowa sieć drogeryjna Dayli.
Od gastarbeitera do milionera
Hygieniki nie można było nazwać mocarzem, bo choć notowana była na giełdzie, właściwie nigdy nie osiągnęła zysku. Kliniewski rządził tam od kilku lat. To jego pierwszy duży i własny biznes. Ukończył studia z zarządzania i handlu w Berlinie i Hanowerze. Doświadczenie menadżera szlifował w niemieckich firmach doradczych. Sam zresztą w 2004 roku utworzył podobną działalność, gdzie zajmował się poprawą wizerunku innych przedsiębiorstw, badaniem popytu i modernizowaniem ich oferty handlowej. Wiedział, który produkt wyrzucić ze sklepowych półek, jak odświeżyć zakurzony brand i w jaką grupę klientów skierować największą promocję. Kiedy zainwestował w spółkę, miała 28 milionów przychodów i 27 mln strat. – I dobrze, przynajmniej nie może być gorzej – odpowiadał krytykom.
Gdy przejmował drogerie po Schleckerze, pierwsze z czym musiał się zmierzyć to puste półki w ciasnych sklepikach, gdzie trudno było obrócić się z koszykiem pod ręką. – Zapełnienie towarem jednego sklepu to kilka milionów złotych. Drogeria nie miała systemu sprzedaży, który by pokazywał co się sprzedaje, które sklepy są rentowne itd. Biznes utrzymał klientów się na powierzchni dzięki temu, że Kliniewski pozwolił kierownikom i nawet kasjerkom decydować o przyznaniu rabatów za większe zakupy.
Siostry Radwańskie i waciki
Teraz biznesowe klocki są już prawie poukładane. Kliniewski ma markę , która zgodziły się zareklamować siostry Radwańskie. Fabrykę podpasek i chusteczek sprzedaje, bo więcej pieniędzy można wyciągnąć ze sprzedaży detalicznej. Znalazł inwestora gotowego wyłożyć kilkadziesiąt milionów na rozwój sieci. – W 2018 roku będziemy mieli w Polsce 300 nowoczesnych sklepów – deklarują menedżerowie sieci.
Europejskie fragmenty biznesu Schleckera przejęły spółki pracowników, fundusze inwestycyjne, dłużnicy. Po dwóch latach niektórzy z nich są już rozczarowani prowadzeniem trudnego biznesu. Między innymi fundusz BB Royal Holding zaoferował sprzedaż kolejnych części międzynarodowej sieci drogeryjnej.
Kamil Kliniewski wyróżnia się nie tylko skrojonymi na miarę garniturami, Rolexem na ręku i bentleyem – co skrupulatnie wytknął mu Forbes, ale też szumnymi zapowiedziami, że z jego biznesowego bałaganu wyłoni się wkrótce konkurent niemieckiego Rossmanna oraz izraelskiego Super Pharmu. Na razie dzieli go przepaść, bo Rossmann ma ponad 5 mld przychodów, a Dayli niespełna 200 mln zł. Ale co szkodzi porównać się do większych? W końcu kiedyś nawet Dirk Rossmann musiał powiedzieć „no to zaczynam biznes”.