"Marzenie o założeniu własnego biznesu traktowałam jako młodzieńcze fantazje. Okazało się, ze niesłusznie" -  podkreśla Miłosława Domagała
"Marzenie o założeniu własnego biznesu traktowałam jako młodzieńcze fantazje. Okazało się, ze niesłusznie" - podkreśla Miłosława Domagała materiały pracowe

"Zrobiłam praktyki w kancelarii prawnej, telewizji regionalnej, a także radiu studenckim. Więc doskonale wiedziałam czego nie chcę. Wciąż jednak nie wiedziałam czego chcę. Oczywiście, myślałam o założeniu własnego biznesu, ale traktowałam to tylko jako młodzieńcze fantazje. Okazało się, że niesłusznie - mówił Miłosława Domagała, właścicielka "Czekoladziarni" z Gliwic.

REKLAMA
„Jaki z nas start-up? Przecież nie mamy nic wspólnego z komputerami” – usłyszałem od Pani męża, kiedy próbowałem umówić się na rozmowę. No więc - czy „Czekoladziarnię” można uznać w ogóle za start-up?
Miłosława Domagała: Wszystko zależy od definicji. Przecież innowacyjność nie zawsze musi wiązać się z nowymi technologiami, może być produktowa. I tak jest w przypadku „Czekoladziarni”.
Co Pani ma na myśli?
Po pierwsze założyliśmy lokal inny niż pozostałe.Większość kawiarni serwuje wyroby czekoladopodobne. My sięgnęliśmy po wysokojakościową czekoladę wyrabianą w polskiej manufakturze na niewielką skalę. Nasze czekoladki to także wyrób niewielkiej pracowni z Warszawy. Proponujemy zatem niszowe, polskie produkty.
Wszystko robicie sami?
Nie mamy możliwości - lokal „Czekoladziarni” jest zbyt mały. Jak wspomniałam, czekoladę wytwarza dla nas Manufaktura Czekolady z Łomianek, która produkuje ją naprawdę od podstaw – od ziarna do ostatecznego produktu.
logo
"Na brak pomysłów na pewno nie narzekam" - mówi właścicielka "Czekoladziarni" w Gliwicach materiały prasowe
A skąd się wziął pomysł na założenie „Czekoladziarni”?
Z czasów studenckich. Kiedyś siedzieliśmy z moim przyszłym mężem w jednej z wrocławskich kawiarni zastanawiając się, jaką firmę możemy założyć. On chciał prowadzić własny biznes od dłuższego czasu, a ja nie chciałam pracować w wyuczonym zawodzie. Traf chciał, że rozmawialiśmy akurat w czekoladziarni. W jednym momencie wpadaliśmy na ten sam pomysł – stwórzmy właśnie takie miejsce. I tak wszystko się zaczęło.
Co Pani robiła wcześniej?
Wkuwałam na pamięć kodeksy i kazusy. Studiowałam jednocześnie prawo i dziennikarstwo. Zrobiłam praktyki w kancelarii prawnej, telewizji regionalnej, a także radiu studenckim. Więc doskonale wiedziałam czego nie chcę. Wciąż jednak nie wiedziałam czego chcę. Oczywiście, myślałam o założeniu własnego biznesu, ale traktowałam to tylko jako młodzieńcze fantazje. Okazało się, że niesłusznie.
Myśli Pani o otworzeniu kolejnego lokalu?
Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, ale na razie zostajemy przy jednym. Chcemy się jednak rozwijać i iść do przodu, więc zobaczymy co czas przyniesie.
A są inne pomysły?
Na brak pomysłów na pewno nie narzekamy, szczególnie mój mąż (śmiech). W poniedziałek ma jeden, a we wtorek drugi, zupełnie inny od pierwszego. Pomysłów jest naprawdę dużo, tylko czasem trudno je realizować. Nie poddajemy się jednak, bo z doświadczenia wiemy, że marzenia się spełniają.

Napisz do autora: michal.budzynski@innpoland.pl