Ma przyzwoite ceny, wprowadził wygodne płatności przez telefon, a we wrześniu ruszył z usługą iTaxi Premium, i to zanim Uber uruchomił swój luksusowy serwis z limuzynami. Stefan Batory rzuca rękawicę Uberowi.
Urzędowe zakazy, kontrole policji i skarbówki, a może zwyczajnie lepsza i uczciwa oferta – na czym skorzystają klienci. Taka właśnie powinna być odpowiedź branży taksówkarskiej na pojawienie się w Polsce Ubera. Dlatego Stefan Batory, szef iTaxi i twórca innych innowacyjnych aplikacji zamiast domagać się "zamknięcia Ubera" postanowił wyprzedzić go o jeden krok. Już dziś możecie zamówić kurs eleganckim, czarnym BMW 5 - to specjalna usługa iTaxi Premium. Pasażer płaci wyższą niż średnia cenę za przejazd 2,40 zł/km, ale otrzymuje do dyspozycji tablet z internetem, napoje, a gdy pada deszcz kierowca kończąc kurs uprzejmie odprowadzi go z parasolem pod drzwi budynku. To bliźniaczo podobna usługa jaką np. na rynku amerykańskim oferuje Uber, nazywając ją Black oraz Lux – serwis limuzynowy.
– Konkurencja na rynku taksówkarskim mobilizuje do działania i do wychodzenia naprzeciw oczekiwaniom klientów. Z doświadczenia wiemy, że nie zawsze korporacje, których kierowcy płacą podatki, mogą konkurować cenami z firmami przewozowymi, które w tym względzie omijają prawo. Żeby wyróżnić się na rynku, postawiliśmy na maksymalną jakość i komfort podróży - mówi Stefan Batory, prezes iTaxi.
Zapasy taksówek
Biznes Batorego wyrósł z aplikacji dla pasażerów taksówek. Dziś jest właściwie ogólnopolską firmą zrzeszającą taksówkarzy i mającą własną flotę, która chce zająć jak najwięcej terytorium zanim wejdzie nań Uber. iTaxi działa już w całej Polsce, również w mniejszych miastach podczas gdy Uber tylko w Warszawie, Krakowie i Trójmieście. Z kolei u Ubera pasażerowie chwalą sobie bezgotówkowy system płatności. Wpisujesz w aplikacji dane karty kredytowej, a system automatycznie pobiera płatności z karty. Ale Stefan Batory to przecież internetowy biznesmen, który na smartfonowych aplikacjach zęby zjadł. W maju "dorobił" taką funkcjonalność w iTaxi.
Pomiędzy firmami popłynęło też trochę złej krwi, niczym u bokserów, którzy na konferencji obrzucają się epitetami zagrzewając do boju. – iTaxi dowiezie każdego, kogo Uber nie daje dzisiaj rady dowieźć na swoją konferencję prasową. Proszę o kontakt na uberfailed@itaxi.pl a odeślemy voucher na przejazd z iTaxi – prowokacyjnie ogłosił Batory podczas pierwszego dnia działania usługi Uber w Polsce. Faktycznie w pierwszych dniach Uber "jechał na trzech kołach".
Uber na cenzurowanym
Zamiast biadolenia mamy więc fascynujący wyścig biznesowy. Zgodnie z podwórkową zasadą "na chama działa tylko jeszcze większy cham" wygra ten, kto bardziej dopieści klientów. Dzięki sprytnym sztuczkom Uber obchodzi regulacje rynku taksówkarskiego. Nie zatrudnia znających topografię miasta taksówkarzy z licencją tylko "samozatrudnionego" kierowcę z nawigacją, nie płaci podatków w Polsce, bo płatność – kartą kredytową na zagraniczne konto – umyka polskiemu fiskusowi.
Takie kontrowersje sprawiły, że Uber został zakazany m.in. we Francji, w Hiszpanii i w Niemczech. W Londynie aplikacja została zalegalizowana, ponieważ kierowcy współpracujący z Uberem muszą przejść takie same testy jak taksówkarze, m.in. zdać testy topograficzne. Ten punkt stanowi problem dla polskich internautów – kilku z nich w swoich wypowiedziach podkreślało, że z kierowcą Ubera zdarzało im się błądzić po mieście. Z tego powodu aż 41 procent wzmianek o Uberze w Polsce (na Facebooku i w mediach) miało wydźwięk negatywny – podlicza Instytut Monitorowania Mediów.