– Giełda daje olbrzymią satysfakcję. To jest fantastyczne hobby, a zarazem niesamowite wyzwanie intelektualne. Kiedy zacząłem zarabiać na giełdzie, to czułem się naprawdę spełniony. To świetne uczucie – mówi Radosław Chodkowski, autor bloga "Humanista na giełdzie".
Radosław Chodkowski: Bo nie mam żadnego wykształcenia ekonomicznego, jestem zwyczajnym politologiem. Zakładając bloga chciałem więc pokazać, że można inwestować na giełdzie bez żadnego akademickiego backgroundu. Z drugiej strony użycie w nazwie słowa "humanista" miało być wentylem bezpieczeństwa chroniącym mnie przed oskarżeniami o dyletanctwo i ignorancję. Bloga zakładałem bowiem po roku inwestowania, nie miałem więc pełnej wiedzy na wiele giełdowych tematów. De facto nie mam jej do dziś.
Czyli obalamy pierwszy giełdowy mit. Jednak nie trzeba mieć wykształcenia ekonomicznego, żeby inwestować na giełdzie.
Zdecydowanie, wystarczy spojrzeć na przekrój inwestorów – wielu na studiach nie miało nic wspólnego z ekonomią.
A jak pan zaczynał na giełdzie?
Zacząłem pracować mając 18-19 lat. Byłem oszczędny, więc dość szybko odłożyłem trochę pieniędzy i zacząłem się zastanawiać, co z nimi zrobić, Najpierw zainwestowałem w fundusze inwestycyjne, później próbowałem szczęścia na rynku monet kolekcjonerskich. Ostatecznie trafiłem jednak na giełdę i tam zostałem do dzisiaj.
Utrzymuje się pan z tego?
Nie, giełda to ciągle dodatek. Na co dzień normalnie pracuję, a inwestowaniem zajmuje się w wolnym czasie.
Co jest więc bardziej potrzebne początkującemu graczowi? Wiedza czy kapitał?
Najważniejsze jest... odpowiednie podejście. Każdy, kto myśli poważnie o inwestowaniu, znajdzie w portfelu te 5 tys. złotych, a wiedza przyjdzie z czasem. Powtarzam: liczy się podejście. Trzeba mieć bowiem świadomość, że giełda to ogromne wyzwanie.
Na początek polecam jednak podejście, które sam zastosowałem, czyli traktowanie nauki inwestowania jako kolejnego kierunku studiów. I na uczelni, i na giełdzie trzeba bowiem swoje przeczytać, swojego się dowiedzieć.
A czego trzeba się dowiedzieć na początku?
Na pewno trzeba poznać podstawy. Czym jest giełda? Jak działa system rozliczeń? Jakie są rodzaje zleceń? To najistotniejsze. Kolejnym krokiem jest zapoznanie się z dwoma kierunkami analizy rynku – fundamentalnym i technicznym. Pierwszym posługują się głównie osoby o wykształceniu ekonomicznym, które zostały nauczone, że spółka to wyniki i raporty. Drugi wariant wykorzystują najczęściej "laicy", którzy patrzą wyłącznie na tabelki ze wzrostami i spadkami.
Kiedy poznamy podstawy funkcjonowania giełdy, a także wszystkie typy analizy, to będziemy w stanie powiedzieć, który kierunek nam najbardziej pasuje i co dalej robić.
Zakładając, że dziś chciałbym wejść na giełdę, to w co powinienem zainwestować?
– Jako analityk techniczny zawsze proponuje podejście trendowe. Warto sprawdzić, jaka jest koniunktura na giełdzie. Czy jest okres sprzyjający inwestowaniu w akcje? A może lepiej sprawdzić inne instrumenty finansowe? Jeśli jednak uznamy, że koniunktura jest dobra, to szukałbym spółek, które stabilnie rosną. Ponieważ za stałym wzrostem stoją dobre wyniki finansowe i odpowiedzialny biznes, a to na giełdzie zawsze pewniak.
A czy podejście hazardowe sprawdza się na giełdzie?
Zależy. Jeżeli chcemy zaryzykować i zagrać ostro przez miesiąc, to możemy spróbować podejścia hazardowego. Ale jeśli będziemy grać tak dalej, to na pewno stracimy pieniądze. Na giełdzie sprawdzają się bowiem najlepiej długoterminowe strategie. Inwestując trzeba więc patrzeć w długiej perspektywie i szukać statystycznej przewagi.
Czy potrafimy w ogóle powiedzieć, kim jest przeciętny, giełdowy gracz?
To 30-40 letni mężczyzna, który w portfelu posiada około 30 tys. złotych. To na pewno nie jest milioner, który zawodowo żyje z giełdy. Oczywiście zdarzają się inwestorzy, którzy mają w portfelu 500 tys złotych i więcej, ale ci są w zdecydowanej mniejszości. Statystyczny gracz pomnaża oszczędności i traktuje giełdę jako dodatkowe źródło dochodu, a nie podstawę utrzymania.
Czy ci, którzy wkładają w giełdę całe oszczędności często bankrutują? Czy spektakularne plajty to raczej wymysł filmowców?
Na pewno zdarzają się inwestorzy, którzy tracą duże, a nawet bardzo duże pieniądze. Szczególnie na rynkach walutowych, gdzie ryzyko jest bardzo wysokie. Bankructwa, kiedy ktoś traci całe zainwestowane pieniądze, są jednak bardzo rzadkie, To raczej margines. Jak mówiłem wcześniej - dzisiaj giełda to zwykli ludzie, którzy popołudniami wysyłają zlecenia, a nie garnitury, cygara i wieżowce.
Na koniec zapytam – co daje panu giełda? Oczywiście oprócz pieniędzy?
Olbrzymią satysfakcję. To jest fantastyczne hobby, a zarazem niesamowite wyzwanie intelektualne. Kiedy zacząłem zarabiać na giełdzie, to czułem się naprawdę spełniony, a to świetne uczucie.