– W przeciwieństwie do moich oponentów politycznych nie mam w tyle głowy po cichu budowania elektrowni atomowej – mówiła podczas niedzielnej konferencji prasowej premier Ewa Kopacz. To dość zaskakująca deklaracja szefowej rządu, biorąc pod uwagę fakt, że Ministerstwa Gospodarki i Skarbu przygotowują się do uruchomienia elektrowni atomowej od kilku lat, a na rozwój projektu w latach 2009-14 wydano już 182 mln złotych.
Sprzeczne sygnały – Dziś nie ma racjonalnych podstaw do zmiany założeń realizacji tego projektu. Wyzwania, przed którymi stoi krajowa energetyka w perspektywie kolejnych kilkudziesięciu lat, a opisane w Polskim Programie Energetyki Jądrowej przyjętym w styczniu 2014 r. przez rząd, nadal wymagają rozwiązań. Co więcej, sierpniowe ograniczenia dostaw prądu pokazały, że istnieje poważny problem z zapewnieniem wystarczającej mocy w systemie. Można się spodziewać, że z biegiem lat wraz z wyłączaniem kolejnych bloków elektrowni zawodowych ten problem będzie narastał. – mówił jeszcze przed kilkoma dnia w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Jacek Cichosz, prezes spółki PGE EJ 1 odpowiedzialnej za rozwój polskiego atomu. Skąd więc ta nagła wolta premier Kopacz?
Wszystko z powodu górnictwa. Do końca września planowano bowiem utworzyć Nową Kompanię Węglową, której celem miało być ratowanie upadających kopalń. Negocjacje pomiędzy rządem i związkami przedłużały się, ostatecznie jednak rada ministrów zaproponował program mający uchronić przed bankructwem nierentowne kopalnie. Plan jest bardzo prosty: TF Silesia przejmie kopalnie, a de facto całą Kompanię Węglową. Jednocześnie do Silesii wniesione zostałyby pakiety akcji państwowych spółek: PGNiG (2 proc.); PZU (1 proc.) i PGE (1 proc.). Pod zastaw tych akcji Silesia miałaby zaciągać kredyty i w ten sposób dofinansować kopalnie. Do tego akcjonariuszami spółki miał być dodatkowo Węglokoks, a Polskie Inwestycje Rozwojowe miały dołożyć od siebie ok. 300 mln zł. Łącznie dokapitalizowanie szacowano na ponad miliard złotych.
Dobra mina do złej gry
Eksperci twierdzą jednak, że ratowanie zadłużonych kopalni może pochłonąć wszystkie pieniądze, które w przyszłości miały zostać przeznaczone na rozwój energetyki jądrowej. Dlatego właśnie premier Kopacz robi dobrą minę do złej gry i wycofuje się z deklaracji o budowie elektrowni atomowej twierdząc, że węgiel jest podstawą polskiego bezpieczeństwa energetycznego. – Gdy pytali mnie moi koledzy w Europie, niekoniecznie przychylni węglowi kamiennemu, twardo powtarzałam, że bezpieczeństwo energetyczne Polski oparte jest na naszych naturalnych surowcach, a więc na węglu brunatnym i węglu kamiennym – podkreślała szefowa rządu.
Przygotowania do budowy polskiej elektrowni atomowej rozpoczęto jeszcze w 2009 roku. Przyjęto wtedy na wniosek ówczesnego ministra skarbu Aleksandra Grada uchwałę, która powoływała do życia szereg instytucji mających zająć się rozwojem krajowego programu energetyki jądrowej, m.in. pełnomocnika rządu ds. atomu czy Departamentu Energii Jądrowej w ministerstwie gospodarki.
Niekończąca się opowieść
Kolejnym krokiem było właśnie stworzenie PGE EJ 1. Jak podaje oficjalna strona internetowa, jej głównym celem jest „uzyskanie stosownych decyzji lokalizacyjnych i środowiskowych w oparciu o przeprowadzone badania lokalizacyjne i środowiskowe, przeprowadzenie postępowania zintegrowanego, budowę i późniejszą eksploatację elektrowni po wcześniejszym uzyskaniu wszelkich niezbędnych decyzji, zezwoleń i pozwoleń warunkujących bezpieczną budowę i eksploatację pierwszej polskiej elektrowni jądrowej.”
Jako miejsce budowy elektrowni PGE EJ 1 wytypowała trzy miejscowości: Choczewo, Lubiatowo-Kopalnio i Żarnowiec. Ostateczną lokalizację mieliśmy poznać jeszcze w 2013 roku, Niestety okazało się, że procedury "nieco" się przedłużył i termin rozstrzygnięcia przesunięto na... 2019 rok. Jak tłumaczy te opóźnienia spółka PGE EJ 1? Dość enigmatycznie, W oficjalnych komunikatach wspomina wyłącznie o prowadzeniu pogłębionych analiz w sprawie budowy elektrowni.
Te przedłużające się analizy kosztowały już prawie 200 mln złotych, a w świetle ostatnich słów premier Kopacz mogą być to pieniądze wyrzucone w błoto...