Ralph Talmont zamienił daleką Australię na Polskę. Jego pierwszy biznes w naszym kraju okazał się klapą. Ale nic sobie z tego nie robi, a przy okazji namawia Polaków: przestańcie się bać własnych porażek i zacznijcie cieszyć sukcesem innych.
Zacznijmy od tego, jak to w ogóle się stało, że z Australii i Nowej Zelandii raptem znalazłeś się w Polsce?
Ralph Talmont: Mam polskie korzenie, a 8 lat temu postanowiłem odwiedzić stary kraj. Kilka tygodni po przyjeździe, znajomi zaczęli mnie namawiać na randkę w ciemno. “Mamy taką fajną koleżankę…” Musieli mnie troche przekonywać ale w końcu wyszło tak że miesiąc później buszowałem po salonie jubilerskim w poszukiwaniu pierścionka zaręczynowego. Trzy miesiące później pojechaliśmy do Nowej Zelandii aby wziąć ślub, a po podróży poślubnej wróciliśmy do Polski no i… musiałem się zastanowić co dalej ze sobą zrobić.
A czym zajmowałeś się wcześniej?
Przez dwadzieścia pięć lat parałem się mieszanką fotografii i komunikacji marketingowej jak też projektowaniem i produkowaniem publikacji, głównie książek. Piętnaście lat temu wystartowałem z firmą technologiczną. Wtedy nawet nie wiedziałem, że jest takie słowo jak startup; było po prostu zakładanie swojej firmy. Stworzyłem platformę do zarządzania projektami wydawniczymi, z której korzystać mogli i wydawcy, i twórcy – autorzy tekstów. To miał być taki pierwszy na świecie portal dla zawodowców z rynku książkowego. Rzecz w tym, że platforma okazała się wyprzedzać swoje czasy.
To znaczy?
To znaczy, że wszyscy, a przynajmniej większość z tych, którzy byliby zainteresowani korzystaniem z niej, pracowali na komputerach opartych na DOS-ie, a nie na systemach umożliwiających użycie rozwiązań WEB-owych. Byli zatem wielce zainteresowani ale nie mieli możliwości korzystania z tej rewolucyjnej oferty, jaką im przedstawiłem.
I co się stało?
No, co się innego mogło stać. Wszystkim pomysł się podobał, wszyscy mnie bardzo lubili. Włożyłem w ten interes sporo swoich własnych pieniędzy, ale rynek nie był gotowy na przyjęcie takiego sposobu pracy i summa summarum projekt padł.
Utopiłeś fortunę…
Jak to widzę inaczej - zainwestowałem we własną edukację. Jedni idą do szkoły i uczą się z książek czy na błędach innych, a inni poprzez kolejne próby, upadki i powstania - własne. A ponieważ wiele się nauczyłem po tym nieudanym starcie, to twierdzę, że była to znakomita inwestycja w dalszy rozwój.
A dalszy rozwój to?
To multimedia. Stworzyliśmy z partnerem produkt na rynek turystyczny na płytach CD. Okazało się jednak że musieliśmy dość szybko go zmodyfikować, gdy zrozumieliśmy że rynek krążków z zapisem cyfrowym się powoli kończył. Teraz oczywiście mamy smartfony, tablety. Zorientowałem się, że warto rozpocząć przygodę z aplikacjami, a pierwsza apka jaką zaprojektowałem z partnerami z UK i Polski łączyła dwie istotne dla mnie sprawy czyli fotografowanie z komunikacją.
Zająłeś się też wprowadzeniem do Polski TEDx’a. Dlaczego?
Okazja tak naprawde była nie do przegapienia. Siedem lat temu, gdy się na to decydowaliśmy z zespołem, nie widziałem w Polsce żadnej platformy do wymiany doświadczeń dla zwykłych ludzi. Mówiąc zwykłych mam na myśli takich, którzy nie koncentrują się wokół jakichś –izmów. Izmy miały swoje społeczności, które pozwalały im dzielić się przemyśleniami, doświadczeniami, ale ludzie, którzy mieli coś ciekawego do zakomunikowania światu bez względu na branżę takiego miejsca dla siebie nie mieli. TEDxWarsaw powstał w kilka miesięcy po otwarciu przez TED-a programu licencyjnego i odniósł sukces, bo odpowiedział na potrzeby bardzo wielu Polaków. Pozwolił spotkać się ludziom z różnymi pomysłami i pokazać je innym w jak najlepszy sposób na scenie, ale też zbudował bezpieczną i ciekawą przestrzeń w której nasi goście mogli porozmawiać, zainspirowani tym co działo się na scenie.
Po tych siedmiu latach widzisz zmiany, które zadziały się w Polsce, w Polakach, w świecie startupów?
Widzę, przede wszystkim jak przez te lata wzrósł znacząco poziom pozytywnego nastawienia Polaków do wszelkich inicjatyw, których kluczem jest współpraca i wymiana doświadczeń. Jako kurator TEDx jak jako konsultant i coach w kreatywności i komunikacji, gdzie współpracuję z firmami doradczymi i szkoleniowymi, widzę że rośnie poziom świadomości tego, jak potrzebne są te umiejętności.
Czy to wystarczy, by osiągnąć to, do czego zmierza Polska - innowacyjną gospodarkę opartą na wiedzy?
Postęp jaki w ciągu ostatnich lat się dokonał w myśleniu ludzi w Polsce jest naprawdę imponujący, ale nie wystarczy, aby Polacy nie stracili swojej szansy i nie stali się zaściankiem Europy. A za pięć lat, gdy unijne dotacje się skończą, trzeba będzie czerpać z tego, co jest. Jest czymś oczywistym, że jednym z najistotniejszych zasobów każdego państwa są ludzie. Problem w tym, że w tym kraju zarówno brakuje ludzi, którzy potrafiliby dostrzec i właściwie wykorzystać ludzki kapitał, jak i sami posiadacze wysokiego potencjału nie potrafią się sprzedać innym tego, co w nich najlepsze. Ta nieumiejętność komunikacji, ta nie wiara w siebie, we własne możliwości, brak zaufania i otwartości do innych, to może się okazać prawdziwą polską piętą Achillesa. Ale jako społeczeństwo zrobiliśmy już kilka gigantycznych kroków do przodu. Wystarczy zerknąc na wydany właśnie raport o polskich startupach aby zrozumieć że zjawisko przedsiębiorczości opartej o nowe technologie rozwija się bardzo szybko. W DELabie na Uniwersytecie Warszawskim składamy programy mające na celu przyśpieszanie procesów rozwoju gospodarki cyfrowej. Widzimy że jest duża szansa na sukces.
Czyli co powinniśmy zrobić, żeby tej szansy nie stracić?
Przede wszystkim myślę, że jak ten kraj ma mieć szansę, to zyska ją dzięki kobietom. To one bowiem mają naturalną umiejętność współpracy, to one potrafią dążyć do porozumienia, są znacznie bardziej otwarte na działania zespołowe niż mężczyźni, i dlatego to w nich jest dla Polski wielka nadzieja. Co z tego bowiem, że jakiś startup ma potencjał, skoro świat się o tym potencjale nie dowie, bo jego twórca nie potrafi o nim mówić, bo boi się, że powie za dużo, bo wszystko najlepiej chciałby zrobić sam, żeby czasem od nikogo nie być zależnym i nikomu nie uszczknąć nic z siebie. Obserwując struktury polskich przedsiębiorstw widzę jak zamieniają się one w paczki silosów z tzw. efektem echo chamber, w którym pomysły tworzą się w poszczególnych silosach i weryfikują w ich ograniczonych ramach, nie mając szansy wyjść na zewnątrz. To co musi się w Polsce zadziać, to budowa pomostów między owymi silosami lub ich całkowite zburzenie, by powstała otwarta, jawna i nieograniczona przestrzeń do komunikacji i wymiany doświadczeń.
Ale dlaczego to jest tak ważne?
Bo to buduje, pozwala stawać się innowacjom. Wymiana doświadczeń, komunikacja, współdziałanie wielu działów, branży, specjalistów, to clue postępu, budowania biznesów, które nie spalą na panewce, z racji tego chociażby, że nie wiedzą, co się poza danym silosem dzieje. Istnieje wiele badań z całego świata które obrazują to jak ważna jest współpraca interdyscyplinarna, a doświadczenia firm takich jak na przykład legendarny Xerox PARC wyraźnie to pokazują. Umiejętności miękkie są równie ważne jak kompetencje technologiczne lub biznesowe.
Ok, ale przecież nie każdy ma charyzmę, nie każdy potrafi się sprzedać? Polak nie Amerykanin. Inna kultura, inny styl bycia…
A czy myślisz, że Amerykanie rodzą się z charyzmą, z umiejętnością współpracy i komunikacji? To że wielu z nich cechuje się tak dużą otwartością, zaufaniem i gotowością współpracy, wynika z edukacji. Oni od małego są zachęcani do współdziałania, do dzielenia się swoimi osiągnięciami z grupą. Zamiast krygowania się, rzekomej wstydliwości, mówią TAK otwartości i na tym wygrywają. Najwyższy czas, by także zaczęli wygrywać Polacy, którzy jak spojrzeć na ich historię, to doskonale potrafią powstawać po głębokich często upadkach, ale jak chodzi o biznes, to już to się nijak nie przekłada. Wolą bowiem często w ogóle nie ryzykować jakiegokolwiek kroku, żeby nie upaść, a jeśli zdarzy im się ryzyko i upadek, to już mogiła. Natura rozwoju innowacji polega na powtarzających się próbach i błędach. Na jedne i drugie potrzeba apetytu a ten powstaje w wyniku inspiracji przez pozytywnych ludzi, odpowiednich bodźców edukacyjnych i szacunku dla sukcesów odniesionych przez innych. “Positive role models” - to coś bardzo potrzebnego, a u nas ludzie nie kwapią się z celebrowaniem sukcesu innych. Takim normalnym, pozytywnym podejściem - “gratuluję, zrobiłeś coś fantastycznego”.
Myślisz, że z czego to się bierze?
Przeszłość, historia to jedno, a drugie, to niestety brak szacunku. Dla siebie samych, ale i dla innych. Bez tych pozytywnych modeli trudno nam będzie przeskoczyć bariery które na nas czekają, a bez rozwijania umiejętności miękkich - komunikacji, myślenia kreatywnego, prezentacji i pracy w zespole, to nasze szanse na sukces w przyszłości są znikome.
Słyszałam, że będziesz chciał to zmienić między innymi dzięki waszej szkole prezentowania pomysłów i wystąpień publicznych…
Tak, nasza fundacja, Seriatim, powstała aby podnosić poziom szeroko pojętej komunikacji - z dużym naciskiem na wystąpienia publiczne. Mamy nadzieję pomóc nią nadrobić Polakom braki w sferze autoprezentacji, promowania siebie i swoich pomysłów. Ale jeszcze za wcześnie, żeby o tym mówić. Strona WWW jest w trakcie przygotowań, zgłaszać się już do nas można, bo faktycznie ruszamy na dniach, ale nie chciałbym na razie zbyt dużo na ten temat mówić, bo wychodzę z założenia, że mówić powinno się o czymś, co już realnie istnieje i przynosi konkretne wyniki, a nie tworzyć PR wokół czegoś, czego praktycznie jeszcze nie ma. Dlatego o szkole pogadamy, jak już będzie o czym.