
Reklama.
Pierwszy startup założyłem, gdy miałem dwadzieścia trzy lata. Po roku go sprzedałem. Myślałem, że zrobiłem złoty interes. Dopiero po pewnym czasie zrozumiałem, że to nie była najkorzystniejsza transakcja w moim życiu.
Nic za darmo
Każda moja firma, była stworzona od podstaw. Niczego nie dostałem za darmo czy w prezencie. Obecnie mamy kilka spółek notowanych na giełdzie, które generują niemałe przychody i wszystkie były startupami.
W Oorcie, w dziedzinie Smart Home, wszystko zbudowaliśmy sami. W moich poprzednich firmach działałem inaczej – sprawdzałem, jak działa konkurencja na świecie, wybierałem najciekawsze elementy, adaptowałem na lokalny rynek i – z drobnymi innowacjami - pokonywałem konkurencję. Byłem w tym całkowicie odtwórczy – działając w istniejącym biznesie, wprowadzałem jedynie nowoczesne formy sprzedaży. W Oorcie wszystko było nowe.
Rynek globalny
Nie wiem gdzie można nauczyć się, jak należy prowadzić firmę. Mnie tego nauczyła praktyka. Mam trzydzieści cztery lata i od jedenastu lat prowadzę firmy. Najważniejsze jest dla mnie to, że przez lata pracy utworzyłem network przyjaciół w różnych krajach. Nie przyjechałem do Doliny Krzemowej przypadkowo.
Warto od samego początku mierzyć w globalnych klientów. Coraz więcej spółek tak działa. Wielu polskich przedsiębiorców nie myśli o rynku polskim, który jest rynkiem małym i mało ważnym dla firmy, która chce zaistnieć globalnie.
Liczy się przede wszystkim wdrożenie pomysłu. Można przecież równie dobrze zrobić coś odtwórczego, ale wykonać to lepiej niż inni, czy wprowadzić takie innowacje, aby pomysł stał się wyjątkowy. Nie trzeba być niesłychanie innowacyjnym, nie trzeba być pierwszym. Czy McDonald’s był pierwszym fast foodem na świecie? Nie. Czy Pizza Hut była pierwszą pizzerią? Też nie, ale im się udało. Gdy powstawał Dell mówiono, że rynek jest już poukładany przez kilka kluczowych marek.
Wyznacznik Doliny Krzemowej
Pobyt w Dolinie Krzemowej jest doświadczeniem, którego nie da się zrealizować w Europie. Tu spełniają się moje marzenia z czasów dzieciństwa. Pamiętam, gdy czytałem w książkach o takich ludziach, którzy dzisiaj są moimi inwestorami.
W Dolinie Krzemowej jest ogromna podaż pieniądza. Pracuje tu wielu doświadczonych specjalistów. Nie ma finansowanych przez rząd urzędników Unii Europejskiej. Wsparcie finansowe, jakie można tutaj otrzymać, jest nieosiągalne w Europie.
W Polsce nie ma „starych” pieniędzy, więc nie ma kultury inwestowania. Wszyscy dopiero się uczymy. Jedni uczą się szybciej, ale są i tacy, którzy się nie uczą, a jedynie zgarniają pieniądze. Są też tacy, którzy na początku lat dziewięćdziesiątych dorobili się na zmianie systemu. Mam bardzo złe zdanie o wielu dorobkiewiczach lat dziewięćdziesiątych.
W Stanach majątki przechodzą z pokolenia na pokolenie. Ci ludzie wiedzą, po co mają pieniądze, i jak się z nimi obchodzić. To są ludzie, którzy, gdy trzeba, potrafią być nieustępliwi. Potrafią twardo negocjować, ale później potrafią pomagać i są zdolni otworzyć wiele drzwi. To jest homogeniczne środowisko, ale jeśli dostanie się do jego wnętrza, to sieć kontaktów nagle robi się nieporównywalnie większa. To zamknięte środowisko Doliny Krzemowej potrafi wyłuskać interesujące projekty, potrafi zadawać trafne pytania. Jestem zafascynowany tymi ludźmi.
Kilka minut
W Dolinie Krzemowej jest wielu mądrych inwestorów, są otwarci i nawet, będąc z Polski, można się z nimi spotkać. Choć czas oczekiwania niekiedy wynosi trzy miesiące. Czeka się więc na tę chwilę, na tę małą życiową szansę, podczas której można „się sprzedać”. Jeśli za pierwszym razem nie uda się przekonać inwestora, należy z tego spotkania wyciągnąć wnioski. Inwestorzy w Dolinie Krzemowej mówią wprost, czy są zainteresowani, czy nie. Podczas piątego spotkania, z kolejnym inwestorem, prezentacje są już o wiele lepsze, a za dziesiątym razem istnieje szansa, że się sprzedamy. Dostaje się kilka minut, aby przekonać ich do swojego pomysłu. Jeśli to się uda, można otrzymać nawet godzinę. Podczas jednego z moich pierwszych spotkań, zapytałem ile mamy czasu, inwestor odpowiedział, że piętnaście minut. Po półtorej godziny, gdy wychodziłem, powiedział, że inwestuje.
Aby wejść w to środowisko, trzeba poświęcić rok czasu. W tym czasie poznaje się ludzi, nawiązuje przyjaźnie, buduje sieć znajomych. W Polsce nie ma kultury szybkiej sprzedaży. W Polsce, gdy przychodzi się na spotkanie, należy dyplomatycznie się pochwalić, tak, aby nikogo nie zdenerwować, ani nie urazić. Należy delikatnie zasugerować, że coś się umie. Tu tak nie jest. Tu trzeba wejść i powiedzieć, co się potrafi. Tu nie trzeba się wstydzić, tu trzeba się sprzedać.
Fragment rozmowy z Radkiem Tadajewskim, założycielem Oort Inc. pochodzi z książki „Igrzyska talentów w Dolinie Krzemowej. Rozmowy z mistrzami start-upów” autorstwa Marty Zucker i Magdaleny Bryzek, PWN, 2015.
Książka do kupienia pod tym adresem.