Wchodzę do piwnicy jednego z podwarszawskich domów. W środku miesza się zapach świeżego drewna z ostrą wonią lakieru, a pod ścianami w równych rzędach stoją ustawione pary nart z charakterystycznym zawiniętym logo. Z drugiego pomieszczanie, z którego dobiega dźwięk szlifierki, wychodzi niepozorny chłopak w zachlapanych farbą spodniach roboczych. To Szymon Girtler - twórca Monck Custom, jednej z dwóch polskich manufaktur narciarskich, która wysyła sprzęt do Hiszpanii, Szwecji, Kanady czy Australii.
"Garnitur źle na mnie leżał"
A jeszcze kilka lat temu Szymon chodził na co dzień w garniturze, pracował bowiem w Centrum Stosunków Międzynarodowych. Poświęciłem temu pięć lat studiów, więc plułbym sobie w brodę, jeśli nie spróbowałbym w zawodzie (Szymon skończył stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Warszawskim). Ale dość szybko zrozumiałem, że to nie dla mnie i postanowiłem wrócić do nart - tłumaczy Girtler.
Wrócić? - Jeżdżę od trzeciego roku życia. Trenowałem w klubie i byłem instruktorem m.in. w Kanadzie, gdzie pierwszy raz zetknąłem się z narciarską manufakturą - wspomina.
Ale pomysł na robienie własnych nie wziął się z pobytu w Ameryce Północnej , a z koleżeńskiego przekomarzania się. - Często spieraliśmy się ze znajomymi, które narty są lepsze. Jedni zachwalali te, inni krytykowali tamte, a wszystko w oparciu o jakieś dziwne przesłanki albo wiedzę z ulotek reklamowych . Postanowiłem więc sprawdzić , ile mają racji. Z garażu zacząłem wyciągać stare deski i ciąć je na pół, aby zobaczyć, co mają w środku. I okazywało się, że narty, które producenci przedstawiali jako ultranowoczesny sprzęt wyposażony w komputerowe chipy, były dwoma zwykłymi kawałkami drewna - opowiada Girtler.
Szymon wtedy zrozumiał, że producenci nart nas zwodzą. - W reklamach wszyscy przekonują, że co rusz wykorzystują nowe kosmiczne technologie, a tak naprawdę sposób wykonywania nart nie zmienił się od prawie 30 lat i nawet najlepszy sprzęt wykorzystywany w zawodach Pucharu Świata, to wciąż dwie dobrze obrobione deski - wyjaśnia twórca Monck Custom.
Sposób na życie Kiedy Girtler zobaczył, jak łatwo można zrobić narty, to zdecydował się na produkcję własnych - najpierw hobbystycznie, później zawodowo. - Od początku wiedziałem, że masowa produkcja jest kompromisem, który ignoruje indywidualne potrzeby. Chciałem więc robić wszystko inaczej. Pierwsze pary przygotowałem dla znajomych, którzy byli tak niesamowicie zachwyceni, że pomyślałem sobie "Hmm? To naprawdę może być sposób na życie" - przypomina sobie Szymon.
I chociaż na pierwszy rzut oka technologia wydawała się prosta, to ostatecznie dopracowywał ją prawie trzy lata. Podstawową wiedzę czerpał z książek i internetowego researchu, a szczegółowe rozwiązania opracowywał wspólnie ze specjalistami – technologami drewna, chemikami i lakiernikami. A jak sam przyznaję najwięcej nauczył się od znajomego stolarza, który uczył go pracy w drewnie.
Założyciel Monch Custom przyznaję jednak, że najtrudniejszy był etap testów. - Trzeba było bowiem sprawdzić jak narty spisują się w warunkach bojowych na stoku. Ale to nie był koniec. Później poddawałem je jeszcze najróżniejszy torturom – łamałem, rozklejałem, piłowałem. Wszystko, aby mieć pewność, że klientom nic się nie wydarzy - zapewnia Girtler.
Przy produkcji próbuje czerpać z polskiej tradycji rzemieślniczej. - Jeśli chodzi o robienie nart, to mamy piękną historię. Chodzi głównie o przełom XIX i XX wieku, kiedy na Podhalu masowo rozkwitały manufaktury narciarskie, a wśród rzemieślników prym wiódł słynny Zdyb - podkreśla Girtler.
Dziś w Polsce istnieją dwie takie manufaktury - jedną jest Monck Cutom, a druga działa na Podhalu w okolicach Zakopanego. Największym polskim producentem nart są obecnie zakłady Nobile z Bielska-Białej, które eksportują swoje produkty na cały świat.
. Na początku był rdzeń
- Wszystkie dobre narty maja drewniany rdzeń - żadne inne tworzywo nie ma bowiem takich właściwości. Rdzeń, czyli serce narty, robimy ze świerku i jesionu. Pierwsze drewno jest sprężyste i lekkie, ale mało wytrzymałe, drugie przeciwnie - jest bardzo odporne, jednak o wiele cięższe. To połączenia sprawia, że uzyskujemy najlepszy możliwy stosunek wagi do jakości - mówi Girtler.
A ile trwa cały proces produkcji? - Od dwóch do trzech tygodni. Najpierw bierzemy surowe - jesionowe i świerkowe - deski, które potem sklejamy w bloki. Później wszystko dzielimy na sześć części, z których powstają rdzenie nart. Drewno jest materiałem niejednolitym, więc trzeba zawsze pamiętać, aby para nart powstawała z jednego bloku, inaczej jedna i druga deska mogą się różnić wagą czy sprężystością. Dalej skupiamy się na obróbce rdzenia - najpierw doklejamy ścianki boczne. aż wreszcie odpowiednio profilujemy nartę, aby była sprężysta i mogła w ogóle skręcać. Cała produkcja składa się więc z tak dużej liczby skomplikowanych etapów, że narty można zepsuć w każdej chwili. Dlatego trzeba być bardzo czujnym, bo inaczej dziesiątki godzin pracy pójdą na marne - przestrzega właściciel Monck Custom.
Snowboardu? Raczej nie
Rocznie Monck Custom robi 50-60 par.W tym momencie produkują sześć modeli nart - slalomowe, freeridowe, zjazdowe, turystyczne i uniwersalne cuttery, Co roku chcą jednak poszerzać ofertę i już teraz testują nową, lekka freetourową nartę.
Nie zamierzają jednak iść w masową produkcję. - Wszystkie narty przygotowujemy na zamówienia i to się nie zmieni. Chcemy bowiem sprostać wymaganiom klientów, więc dopasowujemy sprzęt do indywidualnych preferencji każdego z nich, zmieniając poszczególne parametry jak sztywność czy flex. Dodatkowo każda narta jest spersonalizowana - ma własny unikalny wzór, a także nadrukowane imię i nazwisko przyszłego właściciela - przyznaje Girtler.
Na Monck Custom nie mogą jednak liczyć miłośnicy snowboardu. - Zrobiłem nawet kilka desek, ale snowboard mnie aż tak nie uwiódł. Poza tym od zawsze jeździłem na nartach, więc potrafię sprawdzić jakość takiego sprzętu, a snowboardzie nie znam się zupełnie i nie umiem ocenić – czy jest dobrze czy źle wykonany - uważa Szymon.
A jakie plany na przyszłość ma Girtler? - Niezmienny i prosty. Chce wciąż robić fajny, coraz lepszy sprzęt dla słabo jeżdżących, dobrze jeżdżących i doskonale jeżdżących - kończy twórca Monck Custom.