W piątek agencja ratingowa Standard & Poor’s obniżyła Polsce ocenę A- do BBB+. Jedni uważają, że to początek poważnych tarapatów gospodarczych naszego kraju. Inni postrzegają ten spadek wyłącznie jako gierki skompromitowanych bankierów. Jak połapać się w tym gąszczu i co tak naprawdę oznaczają oceny? Spieszymy z wyjaśnieniem.
Prosty mechanizm
Ale czym właściwie zajmują się agencję ratingowe? Mówiąc najprościej – pokazują ryzyko, jakie wiążę się z jakimikolwiek inwestycjami na rynkach finansowych. Agencje ratingowe oceniają bowiem wiarygodność najróżniejszych instrumentów i produktów finansowych – od swapów przez obligację aż po kredyty. Głównie jednak sprawdzają, czy podmioty działające na rynku –państwa, samorządy, banki czy inne instytucję – mają na tyle stabilną sytuację, aby wywiązywać się ze swoich zobowiązań. Przykładowo więc, jeśli Polska będzie chciała wykupić obligacje emitowane przez Hiszpanie, to agencje ocenią stabilność finansową i jednego, i drugiego kraju.
– Agencje ratingowe wpływają na decyzje rynków finansowych i indywidualnych inwestorów dotyczące tego, czy wchodzić na dany rynek i/lub jak się na nim zachować. Od tego z kolei zależy dostęp danej gospodarki do zewnętrznego kapitału, czy to w drodze inwestycji portfelowych czy bezpośrednich, a także stabilność tej gospodarki –tłumaczy Witold Michałek, ekspert Business Center Club.
W założeniu „pomiaru” wiarygodności dokonuję się wyłącznie na podstawie prognoz wpływów, wydatków budżetowych i innych ogólnodostępnych danych finansowych. Ale w praktyce przedstawicieli agencji spotykają się bardzo często z bankowcami, ekonomistami czy politykami i na bazie tych rozmów podejmują ostateczne decyzję, co do przyznawanego ratingu.
Ocena jest wystawiana najczęściej w skali od AAA do D (tak robi Standard&Poor’s i Fitch, trochę inaczej działa ostatni z wielkiej trójki –Moody’s). Pozytywne ratingi – świadczące o rentowności i zdolności do spłacenia ewentualnego długu –to AAA, AA, A i BBB. Kolejne oceny, czyli BB i B, powinny raczej delikatnie zniechęcić do inwestowania, szczególnie jeśli otoczenie zewnętrzne jest nieprzysparzające. A rating poniżej C –tak zwane” śmieciowe”- w największym skrócie oznaczają: ratuj się, kto może.
Jak czytać ratingi?
1. Najwyższy poziom inwestycyjny
Przy tym ratingu inwestor praktycznie nic nie ryzykuje i jego pieniądze na pewno się zwrócą. Jednocześnie jednak jest to informacja ze wszystkie zainwestowane środki otrzymają niskie oprocentowanie, więc zysk nie będzie zbyt wysoki. Standard & Poor's (S&P ) i Fitch
AAA Moody’s
Aaa 2. Poziom wysoki i średniowysoki
Ten poziom różni się się niewiele od najwyższego. Otrzymują go głównie kraje i instytucje, które mają przejściowe problemy finansowe, ale nie grozi im żadne trwałe załamanie. S&P i Fitch
A+/AA/AA-/A+/A/A- Moody’s
Aa1/Aa2/Aa3/A1/A2/A3 3.Niższy średni poziom
To właśnie kategoria, do której spadła Polska po ostatniej obniżce ratingu przez S&P. To rating, który wciąż pozwala inwestować w danym kraju. Ale jednocześnie oznacza, że każdy chętny powinien dokładniej przyjrzeć się sytuacji gospodarczej i sprawdzić, czy danemu państwu czy instytucji nie grozi poważny kryzys ekonomiczny. S&P i Fitch
BBB+/BBB/BBB- Moody’s
Baa1/Baa2/Baa3 4. Poziom spekulacyjny i wysoko spekulacyjny
Obligacje takich krajów nadal są kupowane. I takie poziomy wiążą się ze zdecydowanie wyższymi rentownościami. To zapłata za wysokie ryzyko. Natomiast jeśli firmy posiadają ten poziom ratingu i chcą pozyskać kapitał na rynkach międzynarodowych, muszą płacić wyższe odsetki. S&P i Fitch
BB+/BB/BB-/B+/B/B- Moody’s
Ba1/Ba2/Ba3/B1/B2/B3 5. Istotne ryzyka - bankructwo z możliwą perspektywą poprawy
To poziom ratingu, który kolokwialnie jest określany mianem "śmieciowego". Taką ocenę otrzymuje kraj lub instytucja, która przez kilkanaście mieście jest pogrążony w trwałym kryzysie i nie widać symptomów poprawy. S&P
CCC+/CCC+/CC/CC-/C Fitch
CCC Moody’s
Caa1/Caa2/Caa3/Ca 6.Bankructwo
To najniższy możliwy poziom, oznaczający w skrócie całkowite bankructwo i kompletną niewypłacalność. S&P
D Fitch
DDD/DD/D Moody’s
C
Źródło: TVN24BiS
Czarne owce
Z roku na rok znaczenie agencji ratingowych rośnie. W świecie coraz bardziej złożonych i skomplikowanych operacji finansowych inwestorom coraz trudniej jest samodzielnie oceniać ryzyko. Potrzebują więc wyspecjalizowanych doradców z zewnątrz, którzy wykonają tą pracę za nich. Jak bardzo rośnie zapotrzebowanie na usługi agencji ratingowych pokazują liczby. Jeszcze w 2002 roku agencje sprawdzały wiarygodność papierów dłużnych o wartości 3,5 biliona dolarów, a po czterech latach ta suma urosła do ponad 8 bilonów.
Jednocześnie jednak działanie agencji ratingowych wywołuję coraz większą krytykę. Uznany niemiecki analityk Thomas Straubhaar nazywa je „anachronizmem lat 90’”, a amerykański laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii Paul Krugman wprost oskarża je o wywołanie światowego kryzysu w 2008 roku.
Piotr Kuczyński, główny analityk domu inwestycyjnego Xelion, stwierdził nawet, że agencje mają na sumieniu niejeden kryzys. –Ten problem widoczny jest od dawna. W latach 1997-1998 mieliśmy do czynienia z kryzysem azjatyckim. Wszystkie mniejsze kraje, określane mianem azjatyckich tygrysów, miały wtedy potężne problemy. To moje pierwsze wspomnienie o negatywnych poczynaniach agencji. Do ostatniej chwili utrzymywały one najwyższe ratingi dla tych krajów. Gdy nadszedł kryzys, zaczęły je gwałtowanie obniżać. Jednym słowem, niczego nie przewidziały, nie ostrzegły ani nie zapewniły bezpieczeństwa. A przecież do tego właśnie zostały powołane. W rzeczywistości jeszcze pogarszały sytuację. Pewne klasy aktywów, fundusze (np. fundusze emerytalne) nie mogą kupować aktywów ocenianych zbyt nisko. Jeśli fundusz posiadał np. papiery Korei, której ratingi zostały obniżone, to musiał te papiery sprzedać. To oczywiście pogarszało sytuację – podkreślał Kuczyński w tekście zamieszczonym na stronach Instytutu Obywatelskiego.
Big Short
Reputacja agencji ucierpiała jednak najbardziej na ostatnim kryzysie. Wszystko zaczęło się jeszcze w 2007 roku, kiedy wszystkie najważniejsze agencję utrzymywały wysokie oceny dla tzw. CDO ((Collateralized Debt Obligations). Były to szalenie ryzykowne narzędzia finansowe korzystające ze śmieciowych kredytów hipotecznych ((ich działanie świetnie pokazuję film „Big Short), które napompowały bańkę na amerykańskim rynku nieruchomości. - Choć każdy logicznie myślący człowiek mógł oszacować, że są to oceny za wysokie, instytucje te podtrzymywały najwyższe ratingi. Wydaje się więc, że ich pracownicy mieli świadomość, że wprowadzają nabywców w błąd – pisał ekspert domu inwestycyjnego Xelion.
- Jestem przekonany, że agencje ratingowe, których dochody i samo istnienie uzależnione jest od wiarygodności ich ocen, starają się rzetelnie wykonywać swoją pracę.. Z kolei wszyscy korzystających z ich usług raczej są świadomi, że trudno jest stawiać prognozy, a szczególnie te, które dotyczą przyszłości … Zatem raczej nie wierzą im “na ślepo” –broni jednak agencji Michałek
Pękniecie nieruchomościowej bańki w Stanach Zjednoczonych i „oficjalne” rozpoczęcie kryzysu gospodarczego w 2008 roku, wcale niczego nie nauczyło agencji, które i tak popełniały stare błędy. Kilka miesięcy później cała „Wielka Trójka” oceniła wysoko wiarygodność firmy ubezpieczeniowej AIG, którą po kilkunastu dniach musiały ratować amerykańskie władze wypłacając jej pomoc w wysokości 85 miliardów dolarów.
"Wielka Trójka" agencji ratingowych. Kto do niej należy?
1.Fitch
Fitch został założony w 1913 roku jako wydawnictwo książkowe. Jego twórca Johna Knowles Fitch przejął bowiem od ojca rodzinną drukarnię i postanowił zacząć publikować dane statystyczne dotyczące finansów.
Po kilku latach rozszerzył swoją usługę tworząc system oceniający zdolność kredytową firm. I chociaż jego rozwiązanie stało się powszechnie używane przez inne agencję ratingowe, to Fitch jest najmniej znany z całej „Wielkiej Trójki”. 2. Standard and Poor’s
Henry Varnum Poor był analitykiem finansowy i podobnie jak John Knowles Fitch miał zamiłowanie do statystyk. Założył więc firmą H.V. and H.W. Poor Company, która miała zajmować się badaniem i publikowaniem najróżniejszych danych rynkowych. Po śmierci Poora jego firma połączyła się ze Standard Statistics, inną spółka zajmującą analizą danych finansowych. Dzisiaj Standard and Poor’s jest największą agencją ratingową na świecie. 3. Moody’s
John Moody założył Corporation Moody'ego w roku 1909. Na początku jego firma świadczyła szeroki zakres usług finansowych, z czasem jednak najważniejszy stał się dział zajmującym się ratingiem, co ostatecznie stało się domeną przedsiębiorstwa. Moody’s jako pierwszy z „Wielkiej Trójki” wprowadził ocenę wiarygodności państw.
To „przeoczenie” miało być początkiem zmian. Amerykańska Komisja Giełdy i Papierów Wartościowych przedstawiła nawet propozycję przepisów umożliwiających większą kontrolę działań agencji. Wszystkie te wysiłki okazały się jednak niezbyt owocne. Dlaczego?
Głównie z powodu…innych regulacji prawnych. Okazuje się bowiem, że podstawą pozwalającą na świadczenie usług ratingowych jest otrzymanie statusu NRSRO (Nationally Recognized Statistical Rating Organization), przyznawanego przez amerykański nadzór finansowy . Tyle że może go dostać wyłącznie organizacja, która jest „uznaną krajową instytucją ratingową”, a więc działa jako NRSO. „Gazeta Wyborcza” nazwała to „współczesnym Paragrafem 22”.
Reformować czy ignorować
Te przepisy wzmacniają więc tylko oligopol „Wielkiej Trójki” w Stanach Zjednoczonych, a w praktyce na całym świecie (Moody's, Standard & Poor's oraz Fitch opanowały 95 proc. globalnego rynku). Tak duża dominacja skutkuje także niezwykle wysoką ceną ratingów (rentowność na poziome 40 proc.), które i tak płaci większość państw i firm, inaczej bowiem będzie im bardzo trudno funkcjonować na rynku finansowym. Przykładowo, jak podaję „Puls Biznesu”, polskie Ministerstwo Finansów zapłaciło w 2015 roku agencjom ratingowym prawie 3 miliony złotych.
Na świecie, a w szczególności w Europie, rośnie jednak coraz większy sprzeciw wobec agencji. To efekt oceny wystawianych m.in. Grecji, Irlandia czy Portugalia w czasie ostatniego kryzysu. Europejscy liderzy, wśród nich Angela Merkel czy Donald Tusk, twierdzili, że ratingi wystawiane państwom europejskim są często niesprawiedliwe i przynoszą więcej złego niż dobrego.
W tej sprawie najbardziej zdecydowanie wypowiadał się niemiecki minister finansów Wolfgang Schauble, który nawoływał do stworzenia Europejskiej Agencji Ratingowej. - Pamiętam, że w 2009 także padały takie deklaracje. Potem sprawa ucichła, wszystko się uspokoiło. Teraz ten pomysł znów wraca. Oczywiście jest to jakieś rozwiązanie. Jednak niesie ono ze sobą także zagrożenia. Taka agencja mogłaby podlegać naciskom politycznym, podobnie jak podejrzewa się, że agencje amerykańskie podlegają naciskom instytucji prywatnych. Mielibyśmy jednak kilka opinii. Gdyby oceny amerykańskich i europejskiej agencji były różne, byłby to temat do dyskusji. Dziś nie mamy alternatywy – ostrzegał Kuczyński.
Innego zdania jest Michałek, który daję prostą receptę twierdząc, że zamiast budować kolejne instytucję wystarczy się …nie przejmować. – Duża ilość organizacji, która kiedyś włączyła oceny agencji ratingowych do stałego zestawu informacji, na podstawie których podejmują znaczące decyzje inwestycyjne – dzisiaj jest daleka od przeceniania ich roli i dzisiaj opiera decyzje również na wielu innych informacjach i analizach. I tak powinno się postępować, a nie kolejny raz mnożyć biurokrację – kończy ekspert BCC.